Menu

Opowiadania

środa, 21 października 2015

Burdel - Rozdział X.

Miał już dosyć tajemnic. Przez jeden, niepełny rok nazbierało się ich więcej, niż przez całe jego życie. Stukając palcami w plastik samochodu, wpatrywał się z nieodgadnionym wyrazem twarzy w drogę przed sobą. Minęło kilka dobrych godzin, które niestety nie pozwoliły mu się w pełni uspokoić. Na dodatek brat siedział tuż obok. Wystarczyło, że stykali się ramionami, a na plecach nastolatka pojawiały się elektryzujące dreszcze. Nie umiał określić, czy były one przyjemne, czy też wręcz przeciwnie. Po prostu były. Ponadto posiadał pewność, że jest ukradkiem obserwowany, co pozostało pozostawione bez komentarza dla własnego dobra. Póki co. Na to wychodziło. Do tego ten pocałunek, który o dziwo całkowicie wyleciał mu z głowy na czas pobytu w placówce szpitalnej. Brawo, Sasuke. Powinszować. Przypominasz sobie takie rzeczy w najmniej odpowiedniej chwili. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi, przyłożył palce do ust, chcąc wybadać czy pozostał na nich jakiś ślad po tym pamiętnym zdarzeniu. Pod palcami czuł jedynie wyschniętą skórę. Oblizał więc wargi, aby temu zapobiec i zabrał dłoń. Zdawał sobie sprawę jak głupio musiało to wyglądać. Nie miał wątpliwości, że Itachi wszystko widział. Przeczucie mu to podpowiadało. Jak na złość, już wiedział, że się rumieni. Za każdym razem gdy odczuwał przypływ gorąca tak się działo. Niby normalna, ludzka reakcja, a jakże upokarzająca. Przed oczami stanął mu obraz warg Itachiego. Porażająco słodkich i powabnych. Ich pocałunek był taki delikatny, a jednocześnie tak odbiegał od wyobrażeń Sasuke na temat mężczyzny. Bo któż mógł się spodziewać po wielkim Uchiha takiej czułości? Raczej nikt. Samochód zatrzymał się, więc niewiele myśląc wstał, otworzył drzwi i skierował się w stronę domu, nie patrząc za siebie. Zimny powiew wiatru dał ukojenie zaczerwienionej skórze, studząc ją powoli. Chciał się jak najszybciej znaleźć w rezydencji, aby tylko z daleka od obiektu, który mącił mu w głowie. Od tego, który tak bezczelnie i perfidnie potrafił namieszać każdemu, kto złapał się w jego sidła. Uczucie niepokoju, jakie towarzyszyło mu przez całą drogę do domu od chwili usłyszenia rozmowy prześladowało nawet i teraz, chociaż nie miał pojęcia czego może się spodziewać i czemu męczy go to nieprzyjemne wrażenie, że niedługo coś się stanie. Że wkrótce coś się zmieni. Zagłuszanie myśli innymi rzeczami nie miało żadnego sensu. Wszystko zostało odsunięte na drugi tor, gdy z westchnieniem ulgi znalazł się we własnym pokoju. Może to miejsce było pewnego rodzaju azylem, schronem. Nie miał pojęcia, ale zdecydowanie trzymał się lepiej niż jeszcze przed kilkoma chwilami. Przypominając sobie o swoim haniebnym stanie fizycznym złapał za pierwsze lepsze, przede wszystkim świeże ubrania i wszedł do łazienki, nie zamykając za sobą drzwi. Nieświadomy planów brata w pierwszej kolejności wziął za cel doprowadzenie się do stanu używalności. I nim w ogóle uznał, że może wyjść z pod prysznica minęło długie pół godziny. Czas nigdy mu się tak nie ciągnął, jak tego dnia. Być może nie była to zasługa wysiedzenia w szpitalu bitych kilku dni, ale bolał go kark i większość kości. Ten stan wystarczył aby nieco spuścił z tonu i nie zachował się tak perwersyjnie jak zawsze. Mianowicie skutkiem było pozostawienie po sobie wielkiego bałaganu w postaci porozrzucanych ubrań i mokrych ręczników. Nie kłopotał się też z czymś takim jak ubiór, dopóki nie zaczęło być mu zimno. Krocząc boso po posadzce w końcu mógł stwierdzić, że czuje się lepiej. Zapach miejsca które znał, brak gapiów i przyjemny powiew zimna gdy znalazł się w drugim pomieszczeniu. Nawet nieprzyjemne uczucie zniknęło tak szybko jak się wtedy pojawiło. Od początku, gdy o tym rozmyślał miał zamiar przebrać się i wyjść na rozmowę z ojcem, ale właśnie przyszło wahanie. Niewiarygodne jak zmęczenie rozleniwia człowieka. Nim ogarnął, że stoi w miejscu, tępo gapiąc się na ścianę było już za późno. Poczuł uderzenie, zakręciło mu się w głowie, a dalej tylko ciemność.
***
Kontakt z rzeczywistością urywał się i wracał, a nieznośne pikanie w głowie narastało z każdą kolejną chwilą. Jako pierwsze dotarło do niego niezbyt komfortowe położenie i zdrętwiałe ciało, domagające się natychmiastowej zmiany pozycji. Nie myśląc zbyt wiele, postarał się zadowolić obolałe mięśnie na tyle na ile to możliwe, przekręcając się na bok. Dopiero wtedy kolejną rzeczą jaka na niego wpłynęła były delikatne wstrząsy i cichy warkot silnika. Jechali... Obudziwszy zdolność myślenia po tym jakże nieprzyjemnym uderzeniu szukał wytłumaczenia sytuacji, na razie nie dając znać, że już jest przytomny. . Zaskakująco szybko jak na nastolatka w potrzasku ułożył własną wersję wydarzeń. Nie był związany, co jako jedyne go zaskoczyło w tej całej paranoi, chociaż mógł to potem wykorzystać na swój sposób. Głowa, która jeszcze niedawno oberwała czymś ciężkim za bardzo skupiała się na bólu, aby podać mu informację na temat tego, że właśnie powinien się bać i panikować. Kto wie jak daleko od domu już byli i czy Ci, którzy raczyli go tak urządzić nie mają broni. A porywacze zazwyczaj takową posiadali. Czekał więc, z walącym sercem odliczając w głowie kolejne sekundy. Poczucie czasu zniknęło Samochód w końcu zatrzymał się, przez co siła hamowania niemalże zrzuciła go z siedzeń, na których został położony.
-Obudził się?
-Chyba za mocno go uderzyłeś...
Drgnął, usłyszawszy znajomy głos. Naruto? Postanowienie o nieujawnianiu poszło w cholerę. Zerwał się z miejsca akurat w tym momencie, w którym został obdarzony wzrokiem osób siedzących na przodzie. W ciemnościach mógł mało dojrzeć, ale okazało się to wystarczające. Za kółkiem siedział jakiś nieznajomy mu mężczyzna, o długich, białych włosach, dziwnie upiętych w dwie, niskie kitki po bokach, a obok niego nie kto inny jak Uzumaki Naruto. Zapanowała kompletna cisza, do czasu kiedy nie dopadł drzwi i nie zważając na to iż zdążył już zapaść zmrok wyszedł. Kompletnie nie wiedział gdzie się znajduje, ale to nie było ważne. Krew go zalewała. Przyłapał się nawet na tym, że najchętniej by tam wrócił i przyjebał byłemu przyjacielowi. Co się do cholery działo?! Za sobą dosłyszał trzask drzwi, a następnie kroki. Już wiedział, że ktoś pofatygował się aby za nim poleźć.
-Sasuke!
Tak, to jednak był Naruto. Zamachnął się i wyrzucając całą złość walnął przyjaciela w twarz. To nie było tylko za to, co się teraz wyprawiało. To był cios za wszystkie tajemnice, które przed nim posiadał.
-Co to kurwa ma być?
Zapytał, rezygnując z dalszego okładania blondyna, gdy zgiął się w pół, zasłaniając twarz. Chyba tyle wystarczyło, a i ręka Sasuke nie była w najlepszym stanie po tak bliskiej konfrontacji.
-Wyjaśnię Ci wszystko, ale nie tutaj!
Obaj przekrzykiwali się nawzajem. Chłopak zdołał zarejestrować, że wcale nie został wywieziony gdzieś za miasto, a znajdowali się na poboczu, nieopodal autostrady. Mimo tego musiało być na tyle późno, że rzadko kiedy zauważał przejeżdżające auto.
-I ja mam Ci niby wierzyć?
Zapytał ze słyszalną kpiną w głosie. Sam już nie wiedział co ostatnio się z tym wszystkim wyprawiało. Złe przeczucia się sprawdzały, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedział co się dzieje. Ale Itachi rozmawiał z Naruto przez telefon. No własnie. Itachi. Dziwnie się zachowywał.
-Gdzie jest Itachi?
Zapytał zimno, podejrzewając, że on ma z tym coś wspólnego. W końcu elementy układanki same się dopasowywały. Blondyn porozumiewał się z bratem, ponadto niedługo po powrocie do domu został porwany.
-Właśnie dlatego tu jesteś. Itachi jeszcze nie wrócił, a ja obiecałem mu, że dopilnuję abyś był bezpieczny!
Sam nie wiedział, czy chce mu się wierzyć w te brednie. Założył ręce na piersiach, opierając się o pierwsze lepsze drzewo aby nie upaść przez uginające się nogi.
-Nigdzie z tobą nie polezę, dopóki nie dowiem się o co tu chodzi.
Nie zwracał uwagi na drugiego mężczyznę, który przyglądał mu się z dziwną miną. Ochłonął wystarczająco aby nie rzucić się na tę dwójkę w natłoku emocji. Teraz chciał jedynie wyjaśnień i w tym celu zastosował jawną manipulację. Tym razem nikt nie mógł mu przywalić w głowę. Z satysfakcją dostrzegł, że z nosa Naruto cieknie stróżka krwi, zapewne od tego uderzenia, które mu zafundował, co i tak było nauczką zbyt małą by okazała się skuteczna.
-Kurde...
Westchnięcie z ust niebieskookiego widocznie wyraziło, że się poddał i prawdopodobnie zacznie gadać.
-Itachi mnie zabije.
Mruknął, przykładając do nosa jedną z dłoni aby zatamować krwawienie.
-Twój brat nie jest taki jak Ci się wydaje.
To zdanie było tym, które zburzyło jego pewność siebie. Od tak. Nawet jeśli wypowiedział je obcy mu człowiek o dziwnej twarzy. Choć nie wyglądał na przyjemnego, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
-Że co proszę?
Pytał starannie próbując ukrywać irytację i niepokój. Jakby jeszcze było mu tego wszystkiego mało...
-Nie kocham Itachiego. Nigdy nie kochałem, nigdy się nie kochaliśmy.
Dokończył Naruto, gdy w końcu znalazł jakiś sensowny początek aby zacząć to wszystko wyjaśniać. Od podstaw. Sasuke chciał mu przerwać, zapytać się o coś, ale nie zdążył, bo blondas mówił dalej.
-Twój brat przez cały czas udawał kogoś kim nie jest, tylko po to by oszukać Uchiha. By Cię chronić. Dlatego kilka dni temu, gdy rozmawialiśmy, ustaliliśmy, że gdy przyjdzie pora na ujawnienie się, wywiozę Cię w bezpieczne miejsce. Itachi cały czas zdawał sobie sprawę z tego jak brudne są metody twojego ojca i w ostateczności stał się podwójnym agentem. Ja wiem naprawdę mało. Itachi wyjaśni Ci wszystko, gdy wróci, ale teraz musisz z nami jechać. Teraz nie jesteś bezpieczny.
Czy to była prawda? Uchiha nie mógł nadążyć za natłokiem myśli. W prawdzie wiedział już to, co go najbardziej trapiło, ale nie miał pewności, czy może znowu zaufać przyjacielowi. Nie mógł, nie musiał... Przełknął ślinę, czekając na ciąg dalszy, chociaż niekoniecznie chciał go usłyszeć.
-Kiedy?
Zadał jedno pytanie, starając się nie dać ponieść fantazji. 

4 komentarze:

  1. Rozwijasz się w dobrą stronę, bo Twoje opowiadanie jest coraz ciekawsze :)
    Zdecydowanie wolę Itachiego w dobrej wersji. Wiem, że niektórzy robią z niego mordercę albo sadystę, ale taki troskliwy, inteligentny i dbający o Sasuke i poświęcający swoje życie jest najfajniejszy :) Fajnie wymyśliłaś ich losy.
    Zastanawia mnie tylko jedna sprawa. Sasuke kiedyś przyłapał Itachiego i Naruto. Nie jestem w stu procentach pewna na czym. Nie będę szukać tego w poprzednich rozdziałach, bo jak okaże się, że na tym o czym myślę, to wtedy wytłumaczenie Naruto nie mogłoby być prawdą. Za to Ty śmiało możesz to teraz skorygować jeśli Ci się chce. Ja po prostu jestem wyczulona na takie szczegóły i gdy komuś zdarza się ich zbyt wiele, to czuję duży niesmak. Jak to mówią, każdy ma jakieś swoje dziwactwa, a ja nie jestem wyjątkiem :))))) Twój post jest dowodem na to, że jestem w stanie przymknąć oko na ten drobny szczegół (pierwszy raz z pośród wielu opowiadań jakie przeczytałam), bo było ciekawie i miało to sens. To jak opisujesz rozterki Sasuke, jest po prostu genialne.
    Życzę weny, ale również motywacji, by kolejne posty dorównały temu ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Fragment o którym mówisz występował na samym początku i Sasuke przyłapał Ite i Naruto na pocałunku. Jednak można to wyjaśnić w sposób taki, że musieli być przekonujący aby ktoś im wierzył. Dlatego nie powinno być to duża przeszkadzajką w czytaniu. W miarę staram się dopasowywać szczegóły do kontynuacji.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Kupuję Twoją odpowiedź ;)

      Usuń