Menu

Opowiadania

czwartek, 15 października 2015

I co dalej?

Skrzywił się, usadawiając wygodniej w irytującym, zimnym fotelu. Nim w ogóle zdołał przeczytać pierwszą stronę wcześniej przygotowanej książki, przerwał mu głos matki, wyraźnie kłócącej się z ojcem. Nawet dzieląca dół z górą odległość nie była w stanie zagłuszyć przekomarzań obydwu rodzicieli.
-Znowu się kłócą.
Usłyszał cichy, zadumany i melancholijny głos brata. Gdyby nie to, że był już przyzwyczajony do pojawiania się Itachiego od tak, w najmniej odpowiednich momentach, to zapewne wzdrygnąłby się lub zaliczył inną, charakterystyczną dla zaskoczenia reakcję. Zerknął w stronę ciemniejszego kąta pokoju, skąd go usłyszał. Stał tam. Jak niemal każdego dnia. Beztrosko oparty o ścianę, ze spojrzeniem wbitym w intensywny, fioletowy kolor ściany pokoju. Jak to już często bywało, ciało miał niemalże przezroczyste i tylko w cieniu można było coś dostrzec.
-Nic dziwnego. Znowu wysłali mnie do psychiatryka.
Rzucił w odpowiedzi dla zjawy, aby jakoś przerwać ciszę, będącą dla niego zbyt wielkim ciężarem. W zasadzie nie znosił siedzenia w samotności od czasu śmierci mężczyzny. Ile to już minęło... będzie dobre trzy lata. Trzy długie lata. Książka, którą trzymał jeszcze przed chwilą w palcach, została zamknięta i odłożona na miejsce. Nie była mu już potrzebna. Czuł na sobie ciemne, jednakże martwe oczy. Itachi zawsze wyczuwał, kiedy młodszy brat popadał w taki nastrój. Wspominał, szukał odpowiedzi na własne pytania, aby jakoś usatysfakcjonować uśpione demony. Sasuke sam nie wiedział jak udało mu się przeżyć tyle czasu. Pamiętał jak wielokrotnie płakał zamknięty sam ze swoją głową w jednym pomieszczeniu. Nie chodził do szkoły, nie odżywiał się poprawnie. Pragnął jedynie dołączyć do osoby, którą kochał ponad wszystko. I wtedy właśnie przyszła pora na myśli samobójcze. Instynktownie zadrżał, przenosząc palce na nadgarstki, gdzie nadal pozostawały blizny po nacięciach.
-Nie zadręczaj się.
Mimo iż znowu go dosłyszał, to nie usłuchał. Nie rozumiał. Nawet wtedy, gdy samo widmo, duch Uchihy zaczął pojawiać się mu przed oczami, wiedział, że to tylko jego wyobraźnia. Udręczony umysł tworzy różne obrazy, aby zadowolić pęknięte serce. To, że nie można było go dotknąć, przytulić, czy chociaż jakoś mu pomóc jeszcze bardziej zaszkodziło niż poprawiło sytuację. Dlatego Sasuke Uchiha był obecnie tym kim był. Nastolatek zamknięty w sobie, przesiadujący godziny w czterech ścianach pomieszczenia. Wiecznie podkrążone oczy i chudość nie grała tu roli. Gdy miał na to ochotę, potrafił udawać kogoś normalnego. Kto jednak tak naprawdę potrafił go w pełni zrozumieć? Tylko Itachi. Rodzice wiecznie, po nieudanych wyjazdach do psychiatry załamywali ręce i wyładowywali stres, kłócąc się między sobą o to, co dla niego najlepsze. Tak było dosyć często, bo nic sobie nie robił z ich trudu. Ilekroć spotykał się z kimś, kto miałby go ,,wyleczyć" zamykał buzię na kłódkę i nic nie mówił. Najlepszym lekarstwem było danie mu spokoju. Tak właśnie myślał.
-Itachi?
Zagadnął, nieco drżącym głosem, jakby chciał wybadać, czy brat jest nadal z nim. Czuł, że nogi mu się trzęsą, dlatego też nie wstawał z miejsca, ograniczając się do poszukiwań wzrokowych.
-Spokojnie. Jestem tu.
Odetchnął. Tyle mu wystarczyło. Narkotyk w postaci pięknego głosu działał większe cuda niż marihuana i wszystkie inne używki razem wzięte. Poczuł delikatny uścisk na ramieniu, który jednak był niczym muśnięcie skrzydeł motylka. Mógł szczerze pogratulować swojej głowie, że jest w stanie stworzyć nawet takie realistyczne odczucie.
-Przepraszam.
Sasuke dosyć często to robił. Uchiha pojawiał się przed nim już prawie od pięciu miesięcy. Od chwili w której próbował odebrać sobie życie, pilnował aby sytuacja ponownie się nie powtórzyła. Jednakże czuł się winny. Winny, że zatrzymuje go przy sobie, zamiast pogodzić się ze stratą. Przez to egoistyczne zachowanie wierzył, że nie może odejść, co nie znaczy, że nie chce.
-Sasuke.
Ton jakim mówił zmienił się, co też przywołało go do porządku, odrywając od nieprzyjemnych myśli. Spojrzał za siebie, ale go nie zobaczył. Szybkim ruchem dosięgnął firanki, odcinając dostęp światła. Okazało się to dobrym posunięciem, bo już po sekundzie dostrzegł zarys sylwetki za sobą. Kruczoczarne spojrzenie mówiło samo za siebie. Coś się działo. I to coś, nie było z pewnością niczym dobrym.
-Sasuke...
Powtórzył z cichym westchnięciem na ustach, zamykając oczy. Itachi dosyć często wykonywał taki gest. Wyglądał wtedy tak samo idealnie jak zresztą gdy to robił za życia. Wszystkie szczególiki na temat jego wyglądu i zachowania - Sasuke je pamiętał.
-Niedługo odejdę. I tym razem spotkamy się dopiero w innym świecie.
Łasica kontynuował, dobrze wiedząc jakie skutki może to mieć. Panika i dezorientacja bliźniaczych oczu. Nie chciał go ponownie stracić. Nie teraz. Młodszy zadrżał, uświadamiając sobie, że znowu robi to samo. Znów chce go przy sobie zatrzymać i dostać poczucie bezpieczeństwa. Chciał usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł znów kierować się własnymi pobudkami. Dlatego też skinął potakująco głową, pozwalając mu mówić dalej.
-Chciałbym, żebyś otworzył się na innych. Dożył sędziwych lat i postarał się pamiętać, że jeszcze się zobaczymy. Przysięgnij mi to.
Uśmiech Itachiego był dla niego wszystkim i pomógł się uspokoić do wystarczającego stopnia. Trzy lata zrobiły swoje. Jak to mówią: czas leczy rany. On tak nie twierdził, ale z własnego doświadczenia wiedział, że pomaga. Czas był pomocny. Być może dlatego zdobył na tyle silny, by pozwolić mu zaznać spokoju. Mieszane uczucia władały nim, dopóki nie poczuł dosyć wyrazistego dotyku na policzku. Skamieniał, wpatrując się w oblicze brata. Uchylił wargi, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Chociaż nie musiał. Idealnie rozumieli się bez mowy. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby jeden wiedział, co drugi ma na myśli.
-Przysięgam.
I nagle Itachi zniknął. Tak po prostu. Rozpłynął się w powietrzu, całkowicie odchodząc. Chłopak przełknął ślinę przez zaschnięte gardło, zaciskając palce. Uniósł jedną z dłoni, spoglądając na przedmiot, który pojawił się tam w nieznanych okolicznościach. Delikatny naszyjnik z trzema ozdobnymi kamieniami delikatnie odbijał jego spojrzenie. Sam nie wiedząc czemu: uśmiechnął się przez łzy. Zakładając pamiątkę na szyję przypieczętował złożoną obietnicę.

4 komentarze:

  1. Kurdę! Musze sobie zakodować, aby nie czytać Twoich opowiadań w pracy. Zajebiście opisana sytuacja. Przez Ciebie mam łzy w oczach i lepiej, abym się nie poryczała, bo ciężko będzie mi się tu wytłumaczyć, dlaczego beczę.
    Gratuluję kunsztu.
    Weny i czekam na zapowiedziany rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tylko tyle. Jestem bardzo wrażliwa i płaczę za każdym razem kiedy coś się smutnego dzieję w anime, mandzę i opowiadaniach. Tak właśnie było czytając te opowiadanie. Życzę dużo weny i czytelników. :)

    OdpowiedzUsuń