Menu

Opowiadania

sobota, 21 listopada 2015

Tron - Rozdział XI.

Przez pewien czas brunet był na ustach każdego. Arystokraci, poddani, pracownicy wszyscy wiedzieli o pamiętnym wydarzeniu mającym miejsce w trakcie osiemnastych urodzin młodszego księcia. Uchiha mógł się jedynie cieszyć, że ojciec zaakceptował jego decyzję, aczkolwiek przewidywał przekazanie korony dopiero za jakiś czas. Nie dziwił mu się. Fugaku był dobrym władcą, a zbyt młody chłopak na tronie nie byłby zbyt dobrym pomysłem, szczególnie że lud nie miałby do niego zaufania. Ale nie od razu Rzym zbudowano. Powodem dla którego Itachi zrobił to co zrobił była chęć ochrony chłopaka. Teraz matka powinna dać mu spokój. Wiedział o jej knowaniach i próbach zabicia Sasuke. Wziął na siebie jej wściekłość, jednakże nie dał się uderzyć, gdy to spotkali się zaraz po uroczystości. Już nie był małym dzieckiem, które słuchało się jej z prawdziwą, niezahamowaną ufnością. Potrafił wysuwać własne wnioski i podejmować racjonalne decyzje zgodnie ze swoim uznaniem. Viven była przeżarła złem. Gdyby jako jej syn nie dostrzegał tego aż do tej pory to co byłby z niego za człowiek? Uśmiechnął się lekko pod nosem, czując kolejne, aczkolwiek niezbyt mocne uderzenie w klatkę piersiową. Sasuke walił go już tak od ponad piętnastu minut, wypominając jakim to nieodpowiedzialnym idiotą jest. Ponadto dowiedział się paru przydatnych rzeczy, takich jak to, że chłopak wcale nie zamierzał walczyć o władzę. W zasadzie nie zdziwił się tym za bardzo. Zdążył poznać go na tyle, aby wiedzieć, że jest delikatny, ale narwany i siedzenie w zamku, wypełnianie papierów oraz zwracanie się do każdego urzędowym tonem nie było czymś obiecującym. Noszenie jeszcze większej korony do niego nie pasowało. Bardziej wolał wyobrażać sobie rycerza na białym koniu, z wystającym z hełmu długim, czerwonym pióropuszem. Aż cicho parsknął do swoich myśli. To byłby zdecydowanie lepszy widok.
-No już. Spokojnie. To tylko tymczasowe ustalenie.
Zapewnił go, ujmując za nadgarstki, aby zaprzestał już swoich lekko drażniących działań. Zaczynał bowiem czuć lekkie pieczenie w uderzanym miejscu. Chociaż nie miał pojęcia jak to dalej się potoczy. Tutaj widać było podobieństwo pomiędzy nimi. Obaj za bardzo jakoś nie kwapili się do tego aby zostać władcą. Ba, wręcz pałali do tej funkcji niechęcią. Dlatego im dłużej Fugaku miał zamiar pozostawać na tronie, tym lepiej. Westchnąwszy pociągnął do siebie nadal nadymanego chłopaka, a następnie przytulił go w swoich ramionach. Kontem oka ku swojemu zadowoleniu dostrzegł jak na blade policzki wkrada się rumieniec wstydu. Teraz gdy nie musieli się już tak ukrywać ze spotkaniami była to całkiem przyjemna odmiana. I tak zleciało kolejne, całkiem przyjemne popołudnie.
***
-Nie wybaczę. 
Syknęła przez zaciśnięte zęby, podwijając czerwoną suknię ku górze, aby nie ubrudziła się od ziemi po której stąpała. Nienawidziła wychodzić z zamku, również z tego powodu, ale nie miała wyboru. Musiała wypełnić swój cel. I pomyśleć, że własny syn stał się plugawym przeciwnikiem.
-Zdrajca mego łona. 
Szepnęła cicho, nie zważając na to, że nikt jej nie słucha. Dostarczała tyle jadu na ile było ją stać. Syn musiał ponieść konsekwencje. A skoro nie był jej już potrzebny, to najprościej było go sprzątnąć wraz z ukochanym braciszkiem. Zacisnęła zęby i bez pukania wdarła się do chaty zielarza. Odgłos butów na podwyższonym obcasie rozniósł się po pomieszczeniu przez drewno na którym stąpała, tym samym informując właściciela, że ma niezapowiedzianego gościa.
-Orochimaru!
Krzyknęła, nawet nie zamierzając się hamować. Przepełniała ją wściekłość i nienawiść. Skoro nie było jej pisane wygrać wojny, to przynajmniej zamierzała doprowadzić wszystko do samego końca. Według tego co sobie ubzdurała. 
-Co się dzieje, Pani?
Mężczyzna pojawił się na schodach w najodpowiedniejszym momencie, bo Vivien już zamierzała sama się po niego pofatygować. A wtedy nie byłoby to zbyt miłe przeżycie, szczególnie dla niego. Na twarzy Orochimaru malował się ten sam, delikatnie kpiący uśmieszek, aczkolwiek przygasł po dostrzeżeniu wyrazu twarzy władczyni. 
-Potrzebuję trucizny. Niezawodnej. Nie będę tolerowała żadnych sprzeciwów. A jeśli się odważysz z pewnością zawiśniesz.

4 komentarze:

  1. O NIEEEEEEE. VIVIEN, TO TY PRĘDZEJ ZGINIESZ, ZOŁZO >_____>
    No, co takie krótkie te rozdziały? ;_; Ja chcieć wincyj! Czy Orochimaru zrobi tę trutkę? Jak zareaguje Itachi na wieść o tym, że własna matka chce go zabić? A jak Sasuke zareaguje, wiedząc, że to też niejako przez niego matka się wyrzekła Itacza? Tyle pytań, a nie ma jeszcze odpowiedzi. ;_;
    Zapału i weny!
    Pozdrawiam,
    Elesis. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe.... Faktycznie nie wstrzeliłam się w Twój pomysł :) Czyli będzie walka matki z synem :)) Czerwona jest na przegranej pozycji, bo Itachi jest geniuszem :)) Chyba babka tego nie wie, skoro myśli, że jej się uda :))
    Ciekawa jestem czy będzie opisana reakcja Fioletowej pani, bo w sumie ona musi chodzić szczęśliwa z takiego obrotu sprawy. Z drugiej strony może dalej chcieć zabić starszego syna króla, aby kategorycznie się go pozbyć.
    No to sobie dumam, a Ty pewnie niewiele będziesz chciała mi powiedzieć :(
    Podoba mi się, ubolewam jedynie, że rozdział tak szybko się skończył :)
    Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestię matki Sasuke również poruszę, a Czerwona nie do końca jest przegrana. Zresztą będzie to potem wyjaśnione. :)

      Usuń