Menu

Opowiadania

środa, 13 maja 2020

Les Lumières - Rozdział V.

-I po co ci była ta wiedza? -Spytał z przekąsem, otrzymawszy nieco wolności i przestrzeni. Wciąż opierał się o biurko, uważnym spojrzeniem podążając za sylwetką Itachiego. Nie podobało mu się to, jak naciskał na otrzymanie odpowiedzi, ale wiedział, że po jego deklaracji ciężko byłoby mu go przekonać do tego, że nie angażował się w żadną aktywność na tle show-biznesu. W ogóle wewnętrznie wierzył, że to raczej niemożliwe. Jeszcze nigdy nie udało mu się całkowicie okłamać brata. Nawet najmniejsze przeinaczenia wychodziły na światło dzienne. Dlatego gdy miał do wyboru kłamanie lub omijanie tematu zdecydowanie szedł w stronę tego drugiego. Tylko tak mógł uniknąć zdemaskowania.
-Nie rozumiem twojego postępowania. Ukrywasz sprawę przed rodzicami. Po co? Założenie zespołu to nie jest taka tam sobie błahostka, którą można zataić przed całym światem. Możesz mi wierzyć, wiem o czym mówię. Media wchodzą w tyłek, nie znają umiaru. Pomyślałeś o tym, co będzie jeśli się o tym dowiedzą? Skandal pociągnąłby lawinowo nie tylko twoją przyszłość, ale dotknąłby każdego z nas. -Sasuke zmarszczył brwi, wykrzywiając wargi w niezadowolonym grymasie.
-Media jeszcze nie mają powodu, by węszyć. To, co było skandalem kiedyś nie będzie nim dzisiaj. Owszem, wyszłaby niezła sensacja, ale w grubszej mierze nikomu by to nie zaszkodziło. Pewnie waliliby do ciebie drzwiami i oknami, chcąc przeprowadzić wywiad pod tytułem "Jak to jest mieć niedojrzałego brata, kłamczuszka i buntownika?" -Parsknął i pokręcił głową, sam nie wiedząc, dlaczego wkłada w to tyle goryczy, skoro do tej pory odzywali się do siebie nawet spokojnie i kulturalnie. -Prawda jest taka że gdybym im powiedział, to by to potępili. Znasz ich. Wiesz, jacy są w stosunku do mnie, czego nienawidzą. Ten wpojony model co mogę, a czego nie, dobija mnie każdego dnia. Nie chcę żyć pod czyjeś dyktando. To moja decyzja i też możesz mi wierzyć - przemyślałem ją dokładnie. Rozumiem, na co się piszę. -Przez dłuższą chwilę mierzyli się oceniającym wzrokiem, czekając na to, kto pierwszy pęknie. Ostatecznie Itachi głęboko westchnął i przetarł twarz otwartą dłonią. Sasuke dopiero teraz zauważył u niego wory pod oczami, z pewnością wynikające ze zmęczenia. Podejrzewał, że ciężko było mu tu tak na niego czekać w ciemności i nie zasnąć.
-Nie powiem im jeżeli tak się tego obawiasz, ale pamiętaj o ostrożności. Im głębiej w to brniesz, tym poważniej musisz traktować swoje decyzje i ich następstwa. Jak coś się popsuje, to później będzie trudno się z tego wyplątać. Plany mogą posypać się jak domek z kart.
-Wiem, że kiedyś się dowiedzą, ale dopóki tu mieszkam wolę milczeć. Powinieneś wiedzieć, o co mi chodzi. W końcu uciekłeś z tego domu, tak szybko jak tylko mogłeś. -Odparł, nie kontrolując nutki żalu we własnym głosie, a zaraz potem odetchnął głębiej, rozluźniając się. Nie miał prawa winić Itachiego, że chciał się stąd wyrwać. Doskonale rozumiał tego typu uczucie, a to, że od tamtej chwili gnił tutaj samotnie, niczego nie zmieniało. Poczuł, jakby olbrzymi ciężar spadł mu z ramion. Mógł iść dalej w swoje zamiary, mając jego wsparcie. To wiele znaczyło. -Dzięki. -Dodał zaraz, krzyżując z nim spojrzenie. Dawno nie widział, żeby Itachi podjął decyzję zahaczającą o ich braterskie relacje. Nie od kiedy w kółko ciągle coś się między nimi psuło.-Dlaczego jesteś w domu? Miałeś być w trasie koncertowej. Nie wierzę, że wróciłeś tylko dlatego żeby mnie upomnieć.
-Sasuke...
-Przestań. Nie chcę słuchać żadnych usprawiedliwień. Zrobiłeś to, bo miałeś do tego prawo i tyle. -Przerwał mu, wiedząc że chce wpierw nawiązać do wyrzutu jaki przez przypadek mu się wymsknął. Nie chciał wiedzieć, dlaczego został sam na sam z rodzicami. Itachi już praktycznie tu nie mieszkał. Słowa pod wpływem alkoholu wypływały z niego łatwiej i wolał nie drążyć już tematu, bo obawiał się, że mógłby wybuchnąć, a wtedy nie zamknąłby się, dopóki nie wyznałby wszystkich żalów leżących na wątrobie. Już jakiś czas zdawał sobie sprawę z tego, że procenty wywołują w nim burzę emocji, które zazwyczaj przekazywał tylko w muzyce. Itachi omiótł jego sylwetkę uważnym spojrzeniem, ale nie kontynuował wątku. Jego spojrzenie sugerowało, że ziarno zostało już zasiane i prędzej czy później poruszy ten temat. Nie miał nic przeciwko. Tak długo jak będzie w stanie się opanować i nie palnąć głupoty, która doszczętnie spaliłaby za nim wszystkie mosty. Nie chciał pozbywać się Itachiego w ten sposób. Nie był na to gotowy.
-Bo tak nie jest. W najbliższą sobotę gramy koncert w mieście i poza próbami postanowiłem zostać w domu. -Objaśnił neutralnie. Najwyraźniej na tę chwilę zakończyli rozmowę o niedogodnościach. Zresztą obaj nie do końca byli pewni, co chcą sobie powiedzieć. Starszy Uchiha miał też wrażenie, że to nie jest jeszcze czas na to, aby wdrążać się w twórczość brata i doszukiwać szczegółów. Oczywiście, był ciekaw, kim jest jego zespół, jak do tego doszło i co najważniejsze - plany przyszłościowe, ale do tego mógł dojść powoli. Skoro otrzymał zaufanie i od tej chwili niejako uczestniczył w tym przedsięwzięciu, to z czasem przyszłaby też wiedza. W przypadku Sasuke cierpliwość była kluczowym doradcą, niezależnie od sytuacji.
-Połóż się, odpocznij. Nie musiałeś na mnie czekać, żeby o tym pogadać. Przecież nigdzie bym ci nie uciekł, a wyglądasz, jakbyś nie spał od kilku dni. -Mruknął pod nosem, odwracając wzrok. Poczuł się nagle bardzo niezręcznie, chociaż nie powinno tak być. Nie po ilości alkoholu, jaką dzisiaj spożył.
-Nie odkłada się na później, co można zrobić teraz, niezależnie od tego, w jakim jestem lub nie jestem stanie. -Sasuke nie skomentował tego nawet słowem. Zaczynał coraz mniej rozumieć. Powoli odepchnął się od biurka i przeszedł przez pokój, aby dostać się do szafy z ubraniami. Potrzebował długiej, odprężającej kąpieli i świeżej podkoszulki. Był zmęczony, ale jednocześnie wiedział, że nie zaśnie tak łatwo.
-Nie mam na to siły. -Przyznał się do słabości, przecierając czoło w nerwowym geście. Czuł się też coraz gorszej, miał wrażenie, że nie obejdzie się bez porannego wydalania zawartości żołądka. -Jak długo zostaniesz w domu? -Zadał pytanie i zaczekał na odpowiedź z ręką na klamce. Miał nadzieję, że kiedy wróci do pokoju, to Itachiego już dawno nie będzie. Wolał nadmiernie nie pokazywać mu się w tym stanie.
-Trzy dni. -Padła krótka odpowiedź, na którą zareagował jedynie skinieniem głowy. Wyszedł z pokoju, obijając się ramieniem o ścianę. Nie zapalił światła, nie było takiej potrzeby. Łazienka znajdowała się praktycznie za rogiem, więc trzymając się stałej powierzchni, mógł tam dojść o własnych siłach i niczego nie wywrócić. To zaskakujące jak łatwo dzień, który miał być w całości poświęcony świętowaniu, wywrócił się do góry nogami. Powinien był się tego spodziewać. W końcu tolerowanie dużej ilości alkoholu nie było jego mocną stroną. Należał do tego typu ludzi, którzy w trakcie bawili się całkiem nieźle, ale po fakcie zostawało jedynie uczucie, jakby cię pies przeżuł, wypluł, a potem jeszcze przeciągnął po ziemi.
Uchiha zaraz po tym jak odkręcił ciepłą wodę, usiadł na brzegu wanny, woląc nie ryzykować kolejnego zachwiania równowagi i czekał, wpatrując się w strumień. W duchu poprzysiągł sobie, że przez najbliższy czas nie tknie butelki. Niezależnie czy to z własnej inicjatywy, czy za czyjąś namową. Niezgrabnie sięgnął do końca koszulki i powoli ściągnął ją sobie przez głowę. Cieszył się, że dzisiejsze ubrania nie były czymś wyszukanym lub trudnym do zdejmowania. Tak naprawdę nie zwracał nawet uwagi na temperaturę wody. Po prostu jej nie czuł, mimo iż jego palce niemalże natychmiastowo stały się czerwone od ciepła. Westchnął z błogością, zanurzając się aż po szyję i oparł głowę o brzeg, przymykając niebywale ciężkie powieki. Chciał zastanowić się nad wcześniejszą wymianą zdań, ale po prostu nie potrafił. Ilekroć zaczynał drążyć temat, do głowy wpadała inna, pozornie bzdurna myśl i ostatecznie zapominał, o co chodziło. Z czasem woda stała się na tyle przyjemna, że odrzucił także chęć, aby sięgnąć po mydło bądź szampon i czym prędzej zakończyć proces mycia. Odchylił głowę do tyłu, aby ułatwić sobie oddychanie i najzwyczajniej w świecie zasnął.

Gdy odzyskał świadomość woda była już kompletnie zimna, a ktoś gorączkowo potrząsał nim za ramiona. Na tyle, że w pierwszej chwili jedyne co czuł to nagląca potrzeba, aby zwrócić połowę swojego żołądka wprost na intruza. Nawet nie pamiętał czy zamknął porządnie drzwi od łazienki. Zacisnął pomarszczone palce na nadgarstku napastnika i z całą siłą, jaką aktualnie posiadał, odciągnął go od siebie na bezpieczną odległość.
-Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł. -Szepnął Itachi, wolną ręką szukając korka, żeby wypuścić wodę. Zaraz po tym jak Sasuke go odepchnął, jego głowa niemalże samoistnie spotkała się z marmurowym brzegiem wanny, dlatego jedną z nich musiał trzymać go za włosy, zapobiegając tragedii.
-Która godzina? -Zapytał niemrawo, mrugając kilkukrotnie, aby udało mu się odzyskać ostrość widzenia. Dopiero po zadaniu pytania zdał sobie sprawę, że szczęka zębami na tyle głośno, że ciężko było stwierdzić czy naprawdę coś powiedział, czy tylko wyrzucił z siebie ciąg bliżej nieokreślonych dźwięków.
-Już prawie ranek. Leżysz w wannie od kilku godzin. -Odparł Itachi, a puchaty, biały ręcznik szybko znalazł się na wilgotnej głowie Sasuke, który był na tyle zamroczony, że po drodze całkowicie zapomniał o wstydzie, który z pewnością pojawiłby się w tej niejednoznacznej sytuacji. Był nagi i na tyle nieprzytomny, że nawet nie wiedział, czy zakrywa się w jakiś sposób. Jeżeli robił coś takiego, to całkowicie instynktownie.
-Dam sobie radę. -Rzucił jeszcze ciszej, mając nadzieję, że brat chociaż zaoszczędzi mu najgorszego i będzie mógł się samodzielnie ogarnąć.
-Kiedy ostatnio to słyszałem, zniknąłeś w łazience na prawie całą noc. -Sarknął, najwyraźniej nie zamierzając posłuchać. Sasuke odetchnął głębiej i pozwolił mu się wytrzeć do sucha, a potem ubrać. Zresztą nawet gdyby chciał, to nie miał jak się nie zgodzić. Mało kontaktował nawet wtedy gdy zawisł w ramionach brata niczym szmaciana lalka i został zaniesiony do pokoju, po czym opatulony kilkoma warstwami ciepłego materiału. O ile teraz jego świadomość znajdowała się na granicy bycia i niebycia, tak był pewien że gdy jego stan się poprawi, to będzie miał cholerny powód do zażenowania. Gorących palców na zziębniętym ciele niestety nie zapomina się tak łatwo.
-Śpij.
-Ale...
-Śpij. Nie dopuszczę do tego, żeby rodzice cię niepokoili, więc nie martw się o nic i śpij.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz