Menu

Opowiadania

wtorek, 9 czerwca 2020

Efekt motyla - Rozdział II.

-Nie patrz tak na mnie. Mówię serio, nic mi nie jest. -Rzucił nieco ostrzej, niż zamierzał, a jednak wyraz twarzy Ichiro pozostał bez zmian. W jednej dłoni trzymał batonika, a w drugiej kawałek drewna, który dorzucił do ogniska. Najwyraźniej wciąż nie był przekonany co do pomysłu jedzenia, mimo iż z jego oczu łatwo dało się wyczytać, że jest głodny i walczy z pokusą.
-Ale...
-Nie lubię słodyczy. Jedz już. -Parsknął, uznając to za ostateczny argument. Nawet się nie obejrzał, wiedząc że jeżeli zagra niezainteresowanego, to młodego w końcu opuści poczucie winy i weźmie się za konsumowanie. Zresztą nie kłamał do końca. Sięgnąłby po czekoladę jedynie w ostateczności, a nie był aż tak zdesperowany. Mógł poczekać. Ostrożnie podstawił stołek i wszedł na niego żeby uchylić jedno z mniejszych okien, które miały odprowadzać dym z ogniska. Wewnątrz z wiadomych względów zazwyczaj panował zaduch, ale wolał to, niż rozpalać je na zewnątrz. Ogień wytrzymał znacznie krócej, a na dodatek dym szybko się rozprzestrzeniał. Coś co kiedyś byłoby nie do pomyślenia, aktualnie stanowiło podstawowe zasady według których należało postępować aby przeżyć.
-Daleko jeszcze? -Sasuke odwrócił się w jego stronę z wymalowanym na twarzy pytaniem. Powoli zszedł ze stołka i usiadł na podłodze, opierając się plecami o piętrowe łóżko. -No wiesz. Do domu.
-Połowa drogi, może nawet mniej. -Stwierdził i mimo zmęczenia i niechęci sięgnął po jedną z map kraju, po czym rozłożył ją na podłodze przed chłopcem. -Teraz pójdzie nam szybciej, bo powoli przemieszczamy się w stronę regionu gdzie mieszkało mniej ludzi. Drogi nie powinny być aż tak zawalone wrakami. -Stwierdził, wodząc palcem od jednego miasta do drugiego. Drugą dłoń bezwiednie oparł o policzek, jak zawsze gdy się nad czymś intensywnie zastanawiał. Jeszcze dwa lata temu, gdy zaczynali swoją wędrówkę w snach nawet nie podejrzewał, że uda im się zajść tak daleko. Przemierzyli ponad pół kraju, z jednego końca do drugiego, tylko po to, albo aż po to, by wrócić do domu.
-Minęły dwa lata. Martwię się. -Sasuke uniósł wzrok na chłopca i zmarszczył brwi, starając się wywnioskować co też miał na myśli. Ostatnio wcielanie się w rolę opiekuna szło mu chyba coraz lepiej.
-O ojca? -Zapytał, postanawiając strzelić i okazało się to trafną decyzją. Ichiro pokiwał głową po czym objął się ramionami i widocznie przygasł. -Co jeśli on też się zmienił? Jak dziadkowie i mama?
Sasuke nie odpowiedział nic, rozważając jego słowa. Nie chciał rzucać pustymi obietnicami, bo tak naprawdę nie miał pojęcia w jakim stanie znajduje się teraz jego ojciec. Mógł tylko zgadywać.
-Może się przemienił, a może nie. Wiem tylko, że jeżeli żyje to dotrzyma słowa i będzie na nas czekał, niezależnie od tego ile czasu upłynie. Nie uważasz, że to wystarczający powód, żeby go poszukać? -Zapytał, przechylając głowę z zainteresowaniem. Jakiś czas nie rozmawiali na ten temat. Sasuke nie lubił poruszać spraw rodziny, kiedy miał na głowie aktualne problemy. Młody pytał o coś tak dokładnie tylko wtedy, gdy był mocno zmartwiony, albo jakaś kwestia nie dawała mu spokoju.
-Boję się, że go nie znajdziemy, albo że będzie jednym z "nich". -Stwierdził jeszcze ciszej, chociaż zaraz wstał ze swojego miejsca i ulokował się tuż obok Sasuke, wtulając w jego bok. To także zdarzało się rzadko. Można powiedzieć, że ich początki same w sobie były trudne. Zanim Uchiha nauczył się nie krzyczeć na chłopca, minęło kilka miesięcy. Dopiero potem nabrał cierpliwości i wyrozumiałości na tyle, że potrafił dzieciaka pocieszyć i przytulić kiedy tego potrzebował. Musiał przez jakiś czas zastąpić mu zarówno matkę, jak i ojca. Doszedł do wniosku, że w sumie nie różnią się tak bardzo jak myślał. Przynajmniej już nie. Ichiro przed pandemią miał kochającą rodzinkę, multum uwagi wszystkich krewnych i każdą pierdołę, jaką sobie wymarzył. Kiedy stracił większość z tych rzeczy, stał się mu nieco bliższy. Sasuke ze swojego dzieciństwa pamiętał jedynie wymagania i presję, które zrobiły z niego człowieka znerwicowanego i wymagającego od siebie dużo więcej niż powinien. To z kolei przyczyniło się do tego, że poszedł potem na uczelnię wybraną przez rodziców, a ostatecznie wyrzekł się nawet własnych zasad, ponieważ tego od niego oczekiwali. Przez wiele lat ignorował własne potrzeby i zachcianki na rzecz wyimaginowanego obowiązku wobec nich. To nie było jego życie, nie on nim sterował. Tuż po tym jak nareszcie odepchnął narzucone z góry zasady, wybuchło prawdziwe piekło. Po czasie wydawało mu się to niesamowicie ironiczne. Zwłaszcza, że był jedynym, który musiał odebrać życie zarówno matce, jak i ojcu, a pod koniec także skrócić czas matki Ichiro, na jego oczach. Tamtego dnia znajdował się daleko od rodzinnego domu. Wyjechał na delegację naukową, więc głupia Aoi wpadła na pomysł aby zabrać dziecko, zaprosić Fugaku i Mikoto, po czym zaskoczyć go na święta w celu pogodzenia rodziny. Do dzisiaj nie rozumiał postępowania tej kobiety. W przeszłości niejednokrotnie była powodem jego buntów i irytacji. Zawsze robiła każdą rzecz odwrotnie do tego, czego by chciał. Jako iż odciął się od nich wielką kreską, nie miałby nic przeciwko temu, gdyby zostawili go w spokoju. Aoi wielokrotnie próbowała się z nim zaprzyjaźnić. Kombinowała na wszelkie możliwe sposoby aby zdobyć jego aprobatę, wiedząc że Itachi mimo rozłąki wciąż miał do Sasuke sentyment i tęsknił za starymi czasami. Chociaż przeprowadzili wiele rozmów, których był bezpośrednim powodem, wyczuwała że starszy z braci wciąż jest nierozerwalnie połączony z młodszym i nie przejdzie obojętnie nad ich brakiem kontaktu. Gdy pojawiło się dziecko sytuacja uległa zmianie. Itachi przestał pomagać Aoi w nakłanianiu Sasuke do zmiany nastawienia. Ostatecznie skupił się na obowiązkach i ich drogi na dłuższy czas się rozeszły. Dopiero te nieszczęsne święta to zmieniły, choć były także ich ostatnim spotkaniem. Kiedy wrócił z pracy do mieszkania, było już po wszystkim. W ostatniej chwili odciągnął ojca od matki, która skończyła z ugryzieniem na nadgarstku. Oczywiście nie zabił jej od razu, jak każdy naiwniak, nie posiadający żadnego doświadczenia na tym polu. Sasuke miał już jako takie wykształcenie medyczne, oczyścił i opatrzył ranę, ale swoją głupotą przypieczętował kolejną stratę. Mikoto zmieniła się i w bardzo prosty sposób dopadła Aoi. I w taki oto sposób posypała się cała rodzina. No, prawie cała. Jeżeli by wliczyć w to także niego samego, Uchihowie aktualnie posiadali trzech męskich potomków. Nie widział sensu aby uznawać Itachiego za zmarłego, skoro jeszcze tego nie spotkali. Na dodatek jego brat miał dużo większe szanse na przeżycie. Był podstępnym lisem i ponoć geniuszem, co w takim świecie mogło stanowić tylko i wyłącznie atut. Sasuke westchnął głęboko, przerywając swoje bezsensowne rozmyślania. Nie było sensu się nad tym zastanawiać. Jako iż podróżując całymi dniami nie mieli dużego wyboru co do rozrywki, to myślenie stało się dla niego jedyną formą spędzania wolnego czasu.
-Mówiłem ci to już kiedyś, ale powtórzę jeszcze raz. Twój ojciec jest bardzo skrupulatny. Skoro powiedział że będzie na nas czekał, to tak jest. Nie ma co się martwić na zapas. -Mruknął i po chwili zastanowienia wyciągnął rękę aby pstryknąć malca w nos. Nawet pokusił się o delikatny uśmiech. Sasuke naprawdę nie nadawał się do dzieci, ale z czasem zaczął patrzeć na to z innej perspektywy. Nie chciał dla nikogo być równie okrutny, co Fugaku dla niego. Dlatego nieważne czy było to jego dziecko, czy jego brata, nie potrafił być równie bezduszny co głowa rodu Uchiha. Nie chciał się takim stać. Tak długo jak nie powtarzał jego błędów, nie potrafił czuć do siebie obrzydzenia, które występowało zawsze ilekroć się do kogoś porównywał. -Odpocznij chwilę, zasłużyłeś. Obudzę cię jak jedzenie będzie gotowe. -Dodał, przyglądając się mu uważnie. Byli tu tylko we dwoje, więc zawsze któryś z nich musiał być przytomny. Teoretycznie nic im nie groziło, ale wolał dmuchać na zimne. Nawet jeśli Ichiro był tylko małym dzieckiem, to zawsze mógł go obudzić w razie potrzeby. Sasuke powoli wstał i przeszedł przez pomieszczenie, po czym zabrał się za uporządkowywanie tego miejsca. Nie było w tym większego sensu. Wszystko i tak ściemniało od dymu, a nawet tak prozaiczne rzeczy jak puszki po jedzeniu, mogły się do czegoś potem przydać. Przynajmniej teoretycznie. Ostatnim razem idealnie nadały się jako cel do ćwiczeń. Sasuke nauczył Ichiro strzelać dopiero parę tygodni temu, ale na początku używali do tego właśnie pozostałości po zapasach, aby niczego nie marnować. Puszki, butelki plastikowe, a nawet jakieś stare kubki idealnie się do tego nadawały.
-Wujku? -Sasuke częściowo się odwrócił i uniósł pytająco brew ku górze. Młody rzadko używał tego określenia. Sam mu tak nakazał. Zanim zaczęli razem podróżować, widział Ichiro raptem kilkukrotnie, więc przed tą całą sytuacją byli sobie kompletnie obcy. Dlatego uznał, że o wiele lepiej będzie jak dzieciak zacznie zwracać się do niego po imieniu. Tytuł wujka wydawał się nieco... nie na miejscu. -Obudź mnie tym razem wcześniej. Nie musisz dawać mi forów, bo jestem młodszy.
Sasuke z trudem powstrzymał grymas, który zapewne byłby czymś pomiędzy rozbawieniem, a irytacją. W takich chwilach Ichiro bardzo przypominał mu siebie sprzed lat. W jego wieku również starał się sprostać oczekiwaniom i wychodził z bardzo głupimi pomysłami ponad swoje siły, a potem wynikały z tego jedynie problemy. Tyle że Ichiro nie był kompletnie taki jak on. Czasami przypominał jego, a czasami zachowywał się całkiem jak Itachi. Wtedy robił się cichy i realizował swoje założenia bez mówienia o tym, a działo się to tak, że gdyby nie lata doświadczenia to nawet by tego nie zauważył. Stanowił kawał naprawdę dziwnego dzieciaka. Dziwnego, ale na swój sposób przyciągał, jak to już Uchiha mieli we krwi.
-Śpij. -Odparł krótko, po czym powoli wdrapał się na mebel w małej kuchni i wyszedł uchylonym oknem na zewnątrz. Trzeba wspomnieć, że było to trudne zadanie, bo Sasuke specjalnie zadbał o to, aby jedyne możliwe wyjście w nocy, było mało widoczne i ciężko dostępne. Zwłaszcza od zewnątrz. Trzeba było znać sposób, aby się przecisnąć. Niebo całkowicie straciło swój kolor, a i widoczność stała się niesamowicie ograniczona. Dzisiejszej nocy nie dało dostrzec się ani księżyca, ani zbyt wielu gwiazd, co stanowiło dodatkowe utrudnienie. Od razu sięgnął po prozaicznie zrobioną pochodnię, którą na wszelki wypadek zawsze zostawiał przy tym oknie, po czym wyciągnął z kieszeni na wpół pełną zapalniczkę. Była cholernie przydatna w takich chwilach, ale szybko się kończyła i stanowiła kolejną rzecz, której musiał poszukać przy najbliższej okazji. Oczywiście miał kilka pudełek zapasowych zapałek, ale były one niestety dużo mniej trwałe. Często łapały wilgoć i nie nadawały się już dłużej do użycia.
Może i był paranoikiem, ale zawsze, przynajmniej dwukrotnie w nocy robił obchód, aby dowiedzieć się czy wciąż są bezpieczni. Przez te wszystkie miesiące zdołał wielokrotnie przekonać się, że nie ma czegoś takiego jak zbyt duża ostrożność. Napędzała go do tego także myśl, że nie odpowiada już tylko za siebie. Wolał nie wyobrażać sobie sytuacji w której straciłby małego. Tego dnia gdy wybuchła epidemia, zaraz po tym jak zajął się Aoi, zadzwonił do niego Itachi. Jako iż doskonale zdawał sobie sprawę, że połączenie w każdej chwili może zostać zerwane, przekazał tylko kilka prostych słów, mających znaczenie, które wyrażało więcej niż cała litania. Po tak wielu latach nieporozumień Sasuke znów otrzymał coś, czego w zasadzie chciał, ale nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. "Zajmij się nim, proszę. Wiem, że dasz radę, ufam ci. Będę czekał w naszym mieście."
Skoro jego brat, cholerny realista powiedział coś takiego, to musiało oznaczać, że faktycznie zostanie na miejscu i będzie czekał, niezależnie od sytuacji jaka tam nastanie, ponieważ w innym przypadku szanse na ponowne spotkanie się drastycznie by zmalały. Aktualnie nie mieli jak się skontaktować i ilekroć Sasuke zastanawiał się nad jakimś sposobem, tym bardziej uważał, że nie ma to sensu. Ludzkość cofnęła się do średniowiecza jeżeli chodziło o ułatwienia technologiczne, bez których do tej pory nie potrafili sobie poradzić.
Pozostawało więc tylko spełnić jego prośbę i wrócić do domu, który już raz porzucił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz