Menu

Opowiadania

środa, 8 lutego 2023

Les Lumières - Rozdział VIII.

Szare ściany sporej wielkości pokoju budziły skrajne emocje. Z jednej strony pomieszczenie wydawało się aż nazbyt schludne, a z drugiej zdecydowanie za spokojne, jak na coś, co należało do muzyka. 
Dlaczego tak dogłębnie to analizował? Po co? Przecież to nic takiego, poznawał tylko nowe otoczenie. Czuł się głupio, co chwila przyłapując myśli na czymś tak prozaicznym. Westchnął ciężko i potarł czoło, próbując się uspokoić. Itachi kilka minut temu zniknął w łazience, a on sam pilnował wody na kawę. Trudno było mu się nawet skupić na jakiejkolwiek konkretnej myśli. Zamiast tego znajdywał spokój  podczas gapienia się w jeden punkt zdecydowanie dłużej niż to konieczne. Zanim jeszcze zdążyli dojechać na miejsce, obiecał sobie, że zapyta i w końcu wyłoży karty na stół. Chciał wiedzieć, na czym stoi, dlaczego właściwie tu jest. Problem polegał na tym, że zebranie się w sobie zajmowało zdecydowanie zbyt wiele czasu. Niestety, tak właśnie Itachi na niego działał. To, co potrafił zrobić w stosunku do wszystkich innych ludzi, nie zdawało egzaminu w przypadku brata. Nie potrafił wyzbyć się tej słabości, po czym zawsze żałował, że dalej musi żyć w niepewności, ponieważ nie powiedział czegoś wprost. Chyba najłatwiej nazwać sprawę beznadziejnym przypadkiem bzdurnego onieśmielenia. Światło starszego Uchihy było zbyt jasne, by je zdzierżyć bez środków pomocniczych. Tym elementem siebie szczerze gardził, bo wiedział, że jest przyczyną największych niepokojów. 
-Wybrałeś sobie coś do picia? -Drgnął, wychodząc z chwilowego zamyślenia. Przełknął ślinę i bez słowa nasypał do szklanki dwie łyżeczki najzwyklejszej czarnej kawy. 
-Itachi, przestań owijać w bawełnę. Ja naprawdę przestaję za tobą nadążać. -Rzucił cicho, jednocześnie zalewając szklanki gorącą wodą. Naprawdę nie miał pojęcia, skąd znalazł w sobie tyle cierpliwości, aby jeszcze nie wybuchnąć. Cała ta dziwaczna atmosfera panująca w apartamentowcu działała na niego w nieoczekiwany sposób.
-Chodź. -Westchnął cicho Itachi, po czym zabierając oba kubki, ruszył w stronę salonu. Ten pokój był jeszcze dziwniejszy. Ogromny telewizor na środku ściany prawdopodobnie jako jedyny wyróżniał się na tle całej tej normalności. W porównaniu do rezydencji Uchihów wszędzie dostrzegał jedynie prostotę. Żadnych ozdobnych figurek, waz, naczyń, zdjęć, a tym bardziej innych zbędnych elementów, mogących świadczyć o zamożności właściciela. Obaj zajęli miejsca na zdecydowanie za dużej kanapie, po czym Itachi uraczył go nareszcie czymś więcej, niż tylko półsłówkami. -Wiem, że z twojej perspektywy sprawa jest prosta. Przestałem brać czynny udział w twoim życiu, poszedłem do przodu, nie oglądając się za siebie. 
Sasuke już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale wzrok brata w porę go powstrzymał. Zacisnął więc wargi i nieco nerwowo poprawił się w miejscu. 
-Prawda, że to rodzice jako pierwsi wepchnęli mnie w świat show-biznesu, ale to, co działo się później to już całkowicie moja wola. Widziałem dużo naprawdę paskudnych rzeczy, Sasuke. Tego, czego nie widać w tej branży na pierwszy rzut oka. Nie chciałem angażować cię bardziej niż to potrzebne, tak długo, jak sam nie byłeś pewien, czy chcesz w to wejść. Wolałem, żebyś miał swój czas na przemyślenie innych możliwości. Wierz mi, gdybyś zadecydował jakoś inaczej o swojej przyszłości, to poparłbym cię przed rodzicami. Właściwie to nawet dobrze by się stało. -Przerwał na chwilę, wziął łyka kawy, po czym nie odstawiając już naczynia, kontynuował: -Kręci się wokół nas zbyt wielu gapiów. Jeden nieodpowiedni ruch i wszyscy by o tobie wiedzieli. Dlatego jestem pewien, że trzymanie cię na dystans było odpowiednim posunięciem. W innym razie prędzej czy później przez sam fakt przebywania w moim towarzystwie mógłbyś wpaść w kłopoty lub mieć je w przyszłości. 
-Więc chcesz mi powiedzieć, że właściwie robisz mi przysługę? -Zapytał z niedowierzaniem, po czym pokręcił głową i zaśmiał się zdecydowanie zbyt gorzko. -Masz pojęcie, ile różnych rzeczy wyobrażałem sobie na przestrzeni tych wszystkich lat? Robi się nieprzyjemnie i umywasz rączki, tłumacząc to troską? Kto normalny tak robi? -Zadał kolejne pytanie, po czym, aby na chwilę uspokoić nerwy, sam sięgnął po swoją kawę. Zaraz potem pochylił się nieco do przodu i złączył palce, próbując zapanować nad drżeniem rąk. Raczej niezupełnie o taką prawdę mu chodziło. 
-Nie do końca. Już nie. -Itachi skrzywił się lekko, a po chwili zastanowienia wyciągnął rękę, aby ułożyć ją na plecach brata. -Jak obaj wiemy, plan nie do końca zadziałał. Myślałem, że jeżeli wejdziesz w ten świat, to się o tym dowiem, zanim podejmiesz jakiekolwiek ważne decyzje. Zamiast tego zacząłeś samodzielnie, czego też chyba powinienem był się spodziewać... Tak czy inaczej, nie chciałem, żeby wyszło, jak wyszło. Miałem być ewentualnym wsparciem, kiedy tego potrzebujesz, a skończyło się na tym, że straciłeś do mnie zaufanie. 
-No nie gadaj. To w ogóle nie było do przewidzenia. -Sarkazm wylewał się z ust Sasuke samoistnie. Jakoś łatwiej było wyrzucać żale, kiedy już temat został rozkręcony. Nie pokusił się jednak o odepchnięcie tej ciepłej ręki, która co jakiś czas głaskała go po plecach. Nawet nie wiedział, czy byłby teraz w stanie zrobić to odpowiednio stanowczo. Itachi się nie odezwał. Przyjmował do wiadomości wszystkie te zgorzkniałe emocje. Był na nie gotowy prawdopodobnie od samego początku, kiedy podjął takie, a nie inne decyzje. Całe to wyjaśnienie, nie do końca obszerne i konkretne, ale jakieś, był po prostu mu winien. Ostatecznie sprawa została zostawiona bez jakiegokolwiek odniesienia. Obaj rozumieli, że młodszy będzie musiał przemyśleć to na spokojnie, właśnie dlatego zaczął temat, który zamierzał poruszyć od samego początku. 
-Sasuke, zamierzasz wyprowadzić się od rodziców, prawda? Za miesiąc twoje urodziny, a jako że nie chcę cię już odsuwać, wolałbym wiedzieć o twoich ewentualnych planach. -Właściwie to nie spodziewał się odpowiedzi. Nie chciał też go znów zmuszać do wyznania prawdy. Na nic nie liczył, po prostu robił to, co uważał za słuszne. Widział, jak młodszy walczy przez chwilę ze sobą. Mógłby przysiąc, że wie, o czym myśli. "Uważaj, bo ci powiem." Rozbawiło go to. Tylko odrobinę. 
-Rzucam szkołę. Albo konkretniej, rzucam tę szkołę. Skupię się na zespole. Jeśli dobrze rozkręcimy zainteresowanie, to wcześniej czy później dokończę edukację już w normalnej placówce. Obaj wiemy, że ojciec tego nie zdzierży, więc zamierzam się także prędzej czy później wyprowadzić. Z naciskiem na prędzej. 
-Masz odłożone pieniądze? Wiesz, gdzie chciałbyś się zatrzymać? -Nie wiedząc dlaczego, te pytania nie były tak bardzo irytujące, jak Sasuke na początku sądził, że będą. Właściwie to gdzieś po drodze sytuacja przestała być tak namacalnie absurdalna. Przestał czuć, że Itachi mu matkuje i szuka kontroli nad sytuacją. Właściwie to miał przebłyski, jakby rozmawiał o tym z Naruto.
-Nasz perkusista wynajmuje mieszkanie w centrum. Odkąd jego współlokator wyprowadził się do dziewczyny, ma wolne miejsce. Opłaty nie są duże, a ja sporo odłożyłem. Na dodatek zaczęliśmy zarabiać jakieś pieniądze jako zespół. Na jakiś czas wystarczy. -Wzruszył ramionami, nawet nie wiedząc, co jeszcze mógłby dodać. Nie chciał skupiać się na szczegółach tego, w jaki sposób odłożył na przyszłość całkiem pokaźną kwotę. Nie zawsze wiązało się to z całkowicie legalnymi rzeczami, więc wolał przemilczeć temat, zanim Itachi sam by do tego doszedł. To nie tak, że odwalał jakieś nie wiadomo jakie cyrki z prawem. Zazwyczaj ograniczał się do wykonywania prac bez umowy, aby dostać więcej czystej gotówki, ale też nie lubił się tym chwalić. Zresztą stanowiło to dość oczywisty fakt. Sasuke zaczął odkładać mniejsze lub większe kwoty już w wieku czternastu lat, więc tak naprawdę nie było innej możliwości, jak tylko załatwianie sobie zleceń po cichu. Aż do teraz.  
-Jeśli chcesz, możesz zostać tutaj. Nie musiałbyś martwić się o opłaty, ani inne rzeczy, którymi nie powinieneś się jeszcze przejmować. Poza tym jestem pewien, że w ten sposób sytuacja z ojcem nie eskaluje tak bardzo, jakby mogła. 
-Przecież masz już współlokatora. Nie za bardzo uśmiecha mi się być piątym kołem u wozu. Poza tym nie obraź się, ale niezbyt mam ochotę na te ekstra bonusy. -Nakreślił rękami w powietrzu jakieś bliżej nieokreślone znaki, a potem krzywo się uśmiechnął, co chcąc nie chcąc wyszło bardziej jak wyjątkowo kwaśny grymas.
-Skąd ci to przyszło do głowy, że z kimś mieszkam?
-A nie mieszkasz? -Sasuke uniósł brew ku górze, jakby nie dowierzał i szczerze nie był do końca przekonany, czy brat właśnie nie próbuje mu sprzedać kitu, albo zbyć go jakąś niezbyt szczerą historyjką. -Na szafie leżą czyjeś ciuchy. Nie sądzę, abyś lubił po domu chodzić w aż tak dużych rozmiarach, zwłaszcza jeśli są w kolorze żółtym. 
Nie potrafił kupić czegoś takiego. Widział Itachiego ubranego w żółty kolor jedynie raz w całym swoim życiu, a to już wystarczająco, aby nakreślić skalę problemu. Starszy Uchiha w życiu nie kupiłby sobie samodzielnie żółtych ubrań. Wyjaśnieniem mógł być prezent od matki, jednakże niemalże od razu odrzucił ten pomysł. Mikoto była śpiewaczką operową, ale obracanie się w towarzystwie modeli sprawiło, że przywiązywała dużą uwagę do rozmiarów i nigdy nie wzięłaby czegoś, co ktoś potrafiłby, nawet omyłkowo wziąć za niechlujne. Poza tym dochodził kolejny istotny fakt. Kobieta nienawidziła bluz. Sasuke wiedział to akurat lepiej niż ktokolwiek inny. Nie potrafił zliczyć, jak wiele jego czarnych ubrań skończyło w przeszłości w piecu, pociętych na wiele kawałków lub wybarwionych przez środki chemiczne. 
-To pozostałość po Kisame. Czasami, gdy wraca późno, zatrzymuje się u mnie na noc. Jego mieszkanie to spory kawałek drogi stąd, więc oczywiście wygodniej jest powkurzać innych ludzi. -Westchnął Uchiha, ale w środku ogarnęło go zaskoczenie. Itachi nie spodziewał się aż takiej przenikliwości. To nie tak, że nie doceniał brata, ale długa przerwa w relacjach jeszcze bardziej podkreślała różnicę, której jak dotąd nie zauważył. Zaczął się zastanawiać ile tak naprawdę jeszcze przegapił. Czy gdyby przerwa była dłuższa, to domyśliłby się, że Sasuke śpiewa? Zagryzł wargę od wewnątrz i umilkł na chwilę, lekko podirytowany, że nie mógł powiedzieć z całą stanowczością "tak". 
-Pomyślę nad tym. Mam jeszcze miesiąc. -Odezwał się w końcu Sasuke i nieśpiesznie wstał z miejsca aby odnieść naczynie po kawie do kuchni. Wydawał się także spokojniejszy niż wcześniej. Itachi odprowadził go spojrzeniem, po czym podążył w tym samym kierunku, po drodze zgarniając kluczyki od auta. 
-W takim razie co powiesz na jeszcze jedną przejażdżkę? Stoimy dobrze z czasem.
Sasuke już nie odpowiedział, zaczynając po sobie zmywać. Uniósł jedynie kciuk do góry, a gdzieś po drodze na twarz wpełzł mu delikatny półuśmiech. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz