Menu

Opowiadania

sobota, 3 lutego 2018

Agony - Rozdział VII.

Obaj spędzili to popołudnie na tarasie. Sasuke patrząc beznamiętnie w przestrzeń, Itachi czekając na jakieś wieści od Hokage. Cisza stałaby się udręką, gdyby nie jego częste wizyty. Jako człowiek pozbawiony odpowiedzialności za wioskę, za klan i za plany Akatsuki mógłby czuć się dobrze, gdyby nie ostatnia sprawa, którą musiał się zająć.
-Sasuke. -Wyszeptał, decydując się na kolejną próbę rozmowy. Powtarzał ten rytuał nawet do kilku razy dziennie, z największą uwagą czekając na jakiś znak, który był, owszem. W żadnym wypadku go to jednak nie satysfakcjonowało. Wstał po czym zszedł z podestu, aby przyklęknąć przed bratem. Delikatnie oparł dłonie na jego kolanach i spróbował nawiązać kontakt wzrokowy. Nieudolnie. Nawet jeśli patrzył mu prosto w oczy, to co z tego, jeżeli on go nie widział? Westchnął ciężko, uciskając nasadę nosa dwoma palcami. Miał wrażenie jakby błądził po omacku. Niegdyś nazywany geniuszem, nie był mądrzejszy od dziecka. Kiedy brakowało mu już pomysłów myślał nawet o użyciu tsukuyomi, aby dostać się wgłąb jego umysłu i zobaczyć co znajdzie w środku. Ze wszystkich rzeczy na jakie wpadł, ten plan był najlepszy, ale i najbardziej nieprzemyślany i ryzykowny. Na dodatek nie był w stanie lepiej się do niego przygotować, co dawało kolejne pokłady niepewności.
Zerwał się wiatr. Przymknął na chwilę powieki pod wpływem przyjemnego powiewu i odetchnął pełną piersią. Jakoś wcześniej nie był w stanie tego spróbować, a było to całkiem miłe uczucie. Wystawił dłoń do przodu, chcąc zaczesać Sasuke za ucho kilka rozwianych kosmyków, ale zanim zdołał zrobić cokolwiek, zesztywniałe ciało drgnęło, a przerażony wzrok jakby obudził się do życia. Itachi w autentycznym szoku obserwował jak Sasuke wydaje z siebie przeciągły krzyk, po czym prawie przewracając i potykając o własne nogi, cofa do salonu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, co wywołało w nim taką reakcję. Zacisnął dłonie. Sasuke musiał myśleć, że chciał go puknąć w czoło. Kiedyś mogło kojarzyć mu się to z dzieciństwem, ale przecież tak właśnie umarł. Naznaczając skórę przeciągłym, krwistym śladem. Dokładnie w taki sam sposób.
-Itachi? Co się dzieje?! -Naruto wpadł do pomieszczenia jak burza, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Nawet myślał, że Itachiemu się w końcu udało i wszystko wróci do normy, ale była to tylko przelotna nadzieja.
-Zareagował na coś, co pamięta. -Był pewien swego. Ostrożnie się wyprostował i chwiejnym krokiem przeszedł po trzeszczących deskach. Sasuke skulił się pod jedną ze ścian, mamrocząc coś pod nosem. Wyraźnie drżał na całym ciele, a jego nagie ramiona pokrywała spora warstwa gęsiej skórki.
-Jak to się stało? -Zapytał blondyn już spokojniej. Obaj stali w niedalekim odstępie od Sasuke, ale na tyle, aby dać mu nieco komfortu.
-Chciałem mu odgarnąć włosy z czoła. Kiedy był mały pukałem go w nie w ramach przeprosin. W taki sposób zaszczepiłem też amaterasu zanim mnie pokonał, ale to dłuższa historia. Musiał sobie przypomnieć te mniej przyjemną część. -Wytłumaczył cierpliwie, choć w środku cały drżał niespokojnie. Czy pogorszył sytuację? A może własnie było na odwrót? Sam nie wiedział już co myśleć.
-Spróbuj do niego podejść. Tylko powoli. -Zmarszczył brwi. Wolałby to zrobić sam, ale wnioskując po tym jaką reakcję wywołał, to nie był zbyt dobry pomysł.
-Sasuke? -Naruto niemal natychmiastowo go posłuchał i wykonał krok wprzód, po czym przykucnął. Spróbował dotknąć nagiego ramienia, co spotkało się z większym oporem, niż obaj mogliby przypuszczać.
-Odejdź! -Itachiemu na chwilę odebrało zdolność oddychania. Nie słyszał jego głosu tak dawno, że ostrzegawczy krzyk brzmiał dla niego jak największe wybawienie.
-Sasuke, Draniu, daj sobie pomóc. -Wyszeptał niemalże błagalnie blondyn, ale powstrzymał się przed kolejną próbą dotknięcia go. Tyle tygodni bez znaku życia, a teraz nagle... Cholera!
-Odejdź! Odejdź! Odejdź! Odejdź! -Sasuke zaczął powtarzać w kółko to samo, zakrywając uszy dłońmi jakby samo słuchanie sprawiało mu niesamowity ból. Itachi wziął głębszy oddech, przyklękając na jedno kolano. Zastanowił się chwilę, próbując jednocześnie wyciszyć. Nieświadomie użył na Sasuke gestu, który wywołał cały ten chaos. Mógł więc spróbować tego raz jeszcze, jednak tym razem musiało mu się to kojarzyć jedynie z dobrymi rzeczami. Nie był pewien czy takie rozwiązanie zadziała, ale szczerze powiedziawszy nie miał już nic do stracenia. Tu jednak pojawiał się problem. Ich szczęśliwe życie było tak krótkie, że nie pamiętał żadnej sytuacji, w której mógł wykazać się czymś pozytywnym. Nie zdążył stworzyć wielu szczęśliwych wspomnień.
-Jesteś moim światłem, Sasuke. -Wyszeptał cicho, instynktownie, zanim głowa zdążyła pomyśleć. Powiedział mu to kiedyś na dachu. Kilkuletni Sasuke siedział obok niego, obserwując spadające gwiazdy i z zachwytem wymyślał coraz to nowsze życzenia. Zapał z jakim to robił, pamiętał do dzisiaj. Ciepło, które w nim wtedy szalało, także. Prawdopodobnie to w tamtym momencie uświadomił sobie jak ważną postacią w jego życiu jest Sasuke. Przesiedzieli na dachu prawie całą noc, a malec choć bardzo zmęczony, pozwolił sobie na sen, dopiero gdy gwiazdy przestały być widoczne. Skończyło się to długoterminowym przeziębieniem młodszego, za które nastoletni Itachi czuł się całkowicie winny. Zostawał więc przy nim w domu i opiekował się, zmieniając co rusz zimne okłady i grzejąc własnym ciałem. Leżeli wtedy razem, opierając o swoje czoła, gdy zadał to ważne pytanie. "Itachi, czy ja jestem dla Ciebie ważny? Nie zostawisz mnie? Bo tata mówi, że kiedyś założysz własną rodzinę i mnie zostawisz. I będę musiał radzić sobie sam." Wygięte w podkówkę usta i usilnie wstrzymywane łzy tak bardzo go rozczuliły, że musiał walczyć sam ze sobą aby nie zmiażdżyć go w uścisku. "Sasuke, jesteś dla mnie ważniejszy niż cały ten świat. Jesteś moim światłem". Później nie powtarzał mu tego często, ale zawsze nosił to w sobie. Wiedział, że on także to pamiętał. Nigdy wcześniej, ani tym bardziej później nie powiedział tyle prawdy co wtedy. Jeśli Itachi miałby streścić swoje życie, zawarłby je właśnie w tych dwóch zdaniach, więc o ile coś miało im pomóc, to tylko to.
-Co zrobiłeś? -Głos Naruto był ściśnięty od zdenerwowania, a oddech nierówny. Obaj wpatrywali się z uwagą w oblicze Sasuke, który wpierw opuścił dłonie, a potem skupił całe swoje spojrzenie na Itachim. Tylko na Itachim. Nie odpowiedział od razu. Musiał skorzystać z okazji. Ostrożnie przesunął dłonią po odkrytym ramieniu, badając grunt. Nie było krzyku, szarpaniny, ale też nic więcej się nie wydarzyło. Jego ciało stopniowo się rozluźniało, wracając do stanu z przed kilkunastu minut.
-Co to było? -Kolejne pytanie Hokage już nieco bardziej do niego dotarło. Wyprostował się i wstał, skinąwszy na niego dłonią. Tym razem wolał porozmawiać na osobności. Do uszu Sasuke nie mogło dotrzeć nic z tej rozmowy, bo gdyby się tak zdarzyło, że jednak by zrozumiał, nie miałby efektu zaskoczenia. Przynajmniej teraz wiedział na czym stoi.
-Naruto, chcę użyć na nim tsukuyomi. -Przeszedł od razu do rzeczy, splatając dłonie na torsie. Zszokowane spojrzenie niebieskich tęczówek od razu uświadomiło mu, że to nie będzie proste. Musiał jednak spróbować. Nie było innego wyjścia, innej drogi. Po całej tej akcji nabrał pewności co do swoich planów. Chciał to zrobić.
-Pogrzało Cię?! A co jeśli całkowicie się zamknie?! Nie mogę na to pozwolić!
-Ciszej. -Przerwał mu ostro i zajrzał do pokoju jakby chciał wybadać, czy Sasuke cokolwiek usłyszał. Oczywiście o ile w ogóle jakoś by zareagował.
-Zdaję sobie sprawę, że to głupi plan. Tylko że jedyny, jaki teraz przychodzi mi do głowy. Zamierzasz czekać przez wieczność i pozwolić by się zestarzał, zdany na łaskę innych?
-Przecież dzisiaj nie użyłeś sharingana, a coś się stało! -Zaprotestował blondyn, żywo gestykulując dłońmi jakby w ten sposób chciał uwiarygodnić swoją wypowiedź.
-To była tylko reakcja organizmu na to co dzieje się w głowie. Jak odruchy pośmiertne. Ciało czasami się rusza, choć mózg już umarł. Rozumiesz? Żeby coś zdziałać trzeba przestać szukać na zewnątrz, a skupić na tym, co dzieje się tu. -Itachi z premedytacją wskazał na jego jasną czuprynę, mając nadzieję, że te argumenty przemówią mu do rozsądku. Porównanie może i nie było zbyt trafne, ale wtedy nie miał czasu aby się nad tym dłużej zastanawiać. To nie były egzaminy, to było życie. Naruto kilkukrotnie wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale jedyne na co się zdobył to zaciskanie pięści. Zastanawiał się. Naprawdę się nad tym zastanawiał, wiedząc że jeżeli się zgodzi, to będzie potem pluł sobie w brodę. Ostatnio robił zdecydowanie zbyt dużo głupich rzeczy. Przypominało mu to o starych czasach, gdy nierozwaga w jego zachowaniu nie była dla nikogo niczym dziwnym. Wziął większy wdech do płuc, po czym westchnął tak głośno, że Itachi doskonale to słyszał.
-Dobra. -Syknął w końcu, nadal niekoniecznie przekonany co do tego rozwiązania. A może podejmował decyzję pod wpływem chwili? W każdym razie Itachi, w sprawach dotyczących Drania był tu pewniejszy nawet od doktora.
-Dobra. -Powtórzył po raz kolejny, tym razem słabo. Zdobył się już na drugie westchnienie niepewności.
-Jednakże nie pozwolę żebyś zrobił to sam. Za duże ryzyko. Wezmę kilku ludzi do pomocy. Powiedz mi jakie zdolności mogą Ci się przydać na wypadek... -Nie do końca wiedział jak to nazwać, więc wzruszył ramionami. No co? Nigdy nie był zbyt dobry jeśli chodziło o genjutsu!
-...komplikacji. -Dokończył w końcu i odwrócił się na pięcie, z zamiarem powrotu do Sasuke. Gdzieś w dalszych odmętach umysłu miał nadzieję, że coś się dzisiaj jeszcze wydarzy i nie będą musieli wdrażać tych ustaleń w życie. Itachiemu nie pozostało nic innego jak tylko ruszyć za nim do środka, a potem ustalić dodatkowe szczegóły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz