wtorek, 6 listopada 2018

Agony - Rozdział XIII.

-Naruto-kun... -Blondyn przerwał dziewczynie jednym uniesieniem dłoni. Nie chciał tego znowu słuchać. Zarówno Anbu jak i doradcy, znajomi... Ciągle to samo. Przetarł twarz i ciężko westchnął, podpierając się o masywny fotel Hokage.
-Wiem Hinata, że wysłali cię do mnie, bo myśleli, że posłucham, ale przykro mi, nie zamierzam rezygnować. -Oznajmił, starając się brzmieć jak najbardziej pewnie i niezłomnie.
-Naruto-kun! Wiesz przecież jak niebezpieczna jest Wioska Dźwięku. Nawet jeśli Orochimaru już nimi nie steruje ciągle mogą coś planować. -Nie dawała za wygraną dziewczyna, żywo gestykulując dłońmi. Przestała już nawet zwracać uwagę na stojącego w kącie, intensywnie się jej przyglądającego Uchihę.
-Dlatego właśnie muszę to sprawdzić, a najlepszą okazją będzie egzamin na chuunina. Wiem, że jesteś uprzedzona przez to, co się stało gdy byliśmy młodzi, ale tym razem stosownie się przygotowaliśmy na wypadek ataku. Wioska Dźwięku ma takie samo prawo uczestnictwa jak każda inna. Zwłaszcza, że już dawno wyrzucili ninja, który byli na liście Bingo. -Wytłumaczył po raz kolejny, rozmasowując skroń. Wyczuwał nadchodzącą migrenę. Teraz już rozumiał dlaczego babcia Tsunade piła tyle alkoholu. Skoro zwykłe piguły nie działały, trzeba było się znieczulić w inny sposób.
-Proszę, przemyśl to jeszcze. -Westchnęła w końcu dziewczyna. Teraźniejsza Hinata zdecydowanie rzadziej się poddawała, ale dłuższa dyskusja z Naruto nie miała sensu. Cechą, która jako jedyna nie uległa zmianie przez te wszystkie lata, była jego upartość. Najlepszym dowodem okazała się pogoń za Sasuke, niejednokrotnie wyczerpująca. Każdy inny na jego miejscu by się poddał, ale nie on. Nawet gdyby musiał go szukać przez kolejne trzydzieści, czterdzieści lat.
-Spokojnie. Zadbamy o bezpieczeństwo. -Zabrał w końcu głos Itachi, przypominając o swojej obecności. Szczerze powiedziawszy był po stronie Hinaty, ale o wiele wcześniej od niej zdał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Wolał się skupić na faktycznym systemie zabezpieczeń i analizie wypadku, którego konsekwencją była śmierć Hiruzena, niż traceniu czasu na bezowocne dyskusje.
-W takim razie liczę na Ciebie, Itachi-sama. -Odezwała się ze sporym opóźnieniem, rzuciła delikatny pokłon w jego stronę i skierowała ku wyjściu. Jej zacięta mina mogła oznaczać, że nie poddała się jeszcze do końca, ale zapewne ugryzie temat z kompletnie innej strony. Naruto cmoknął pod nosem z niezadowoleniem gdy tylko drzwi trzasnęły i uchylił okno, wpuszczając odrobinę świeżego powietrza.
-Kobiety... -Sarknął pod nosem, splatając ręce niczym obrażony dzieciak. Nie podobało mu się to, że tak wielu ludzi kwestionowało jego decyzję. Trochę więcej zaufania! Wziął głęboki wdech i zamruczał coś bliżej niezidentyfikowanego pod nosem, po czym ułożył papiery walające się po biurku w niezbyt estetyczną kupkę. Zarzucił na ramiona biały płaszcz Hokage i ruszył w kierunku wyjścia, zerkając przez ramię czy Itachi aby na pewno idzie za nim. Nikogo chyba nie zdziwi, że Uchiha stał się prawą ręką i nogą Uzumakiego i towarzyszył mu tak często jak to było możliwe. Nie każdemu się to podobało, ale po porażce Korzenia nikt nie chciał tego wypomnieć. Na dodatek zostawanie przy Sasuke coraz bardziej traciło sens, zważywszy na to, że z dnia na dzień przyzwyczajał się do życia w Konoha, a z czasem gasła też chęć mordu. Nawet jeśli była jedynie uśpiona, to i tak w swoim obecnym stanie nie mógł zrobić zbyt wiele.
-Masz ochotę zapalić? -Zagadnął Uzumaki, ściągając go na ziemię. Zamrugał i zerknął na niego z powątpiewaniem.
-Palisz? Od kiedy?
-Nie palę. -Zaśmiał się nerwowo blondyn, wpatrując w marmurowy nagrobek poprzedniego Hokage. Po zakończeniu wojny często tu przychodził.
-To taki zwyczaj uczczenia zmarłych. Na pewno znasz. -Itachi pokiwał głową w zrozumieniu, jednak jednym skinieniem dłoni odmówił przyjęcia narkotyku. Ostatnio palił prawdopodobnie po masakrze klanu Uchiha. W pewien sposób, symbolicznie, chciał aby tak jeszcze pozostało. Więc prawdopodobnie, jeżeli miałby zapalić, to nad grobem Sasuke. Miał jednak nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał doświadczać gorzkiego smaku nikotyny. Ledwo widocznie się skrzywił, choć w środku poczuł jakby żołądek zawiązał się w ciasny supeł. Sama myśl przyprawiała go o odruchy wymiotne. Jego, shinobi który zabił setki, o ile nie tysiące ludzi, nie czując przy tym nic zarówno fizycznie jak i psychicznie.
-Egzamin zaplanowany jest na kolejny tydzień. Proszę, bądź gotowy z resztą ludzi biorących udział w planie. -Rzucił cicho, powoli przebiegając wzrokiem po własnym nazwisku na nagrobku, tylko po to by zrobić dwa kroki dalej i stanąć przed pomnikiem Sarutobiego Hiruzena.
-Zawsze gdy tu przychodzę mam ochotę na nostalgiczne bzdury. Zwłaszcza, że był trochę jak dziadek. -Zaśmiał się nerwowo, chowając za tym zażenowanie. Przez chwilę stali w ciszy.
-Chociaż ty patrzysz na niego kompletnie inaczej, prawda? -Zapytał w końcu Uzumaki, zwracając niebieskie oczy na milczące oblicze Itachiego.
-Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. -Przyznał, po raz pierwszy mając okazję z bliska oglądać płytę nagrobną byłego Hokage. Z pewnością miał z nim wiele wspólnego. Niekoniecznie w tym lepszym znaczeniu. Zmarłego powinno się wspominać wpierw z dobrych, nie złych rzeczy. Itachi zaś, gdy patrzył na idealnie wygrawerowane imię, przypominał sobie o chwili, w której jego los został na zawsze przypieczętowany.
-To skomplikowane. -Wyjaśnił krótko, przymykając powieki. Sarutobi z pewnością zasługiwał na jego szacunek. W końcu to on, jako jedyna osoba na świecie sprawił, że mógł uratować Sasuke tamtego dnia. Nic więcej się nie liczyło.
-Jesteś już wolny na dzisiaj. -Mruknął Naruto z delikatnym uśmiechem, tym samym dając mu do zrozumienia, że może się oddalić.
-Co z tobą?
-Zostanę tu jeszcze chwilkę. -Zdecydował po kilku dłuższych sekundach milczenia i przeczesał nerwowo blond kosmyki, które i tak już wystawały w każdą stronę. Ostatnio ten gest stał się jego tikiem nerwowym. Itachi nie odezwał się więcej. Zniknął wraz z liśćmi niesionymi przez mocniejsze podmuchy wiatru.
Już chwilę potem przemierzał ulice Konohy, ignorując ciekawskie, zlęknione czy też wrogie spojrzenia. Tak miało być. By zaleczyć pewne rany potrzebowali czasu. Chociaż nawet jeśli będzie miał go wystarczająco i przyszłoby mu się zestarzeć w wiosce, to pokolenie nadal będzie go pamiętało. Ich los już dawno został tym przypieczętowany. Wątpliwym też wydawało się dożycie starości. Nawet nie ze względu na mordercze zapędy jego brata, czy ich wspólną przeszłość. Shinobi, z masakryczną historią, czy też nie, przeciętnie dożywał kilku lat w tym zawodzie.
Rzucił krótkie "Tadaima" w głowie, po czym przekroczył próg, zdejmując buty na skrzypiącej desce. Dzięki temu dawał Sasuke znać, że wrócił. Z początku robił to pod niego, udając, że hałasuje nieświadomie, ale szybko został odkryty. Brat nie był idiotą. Dobrze wiedział, że ktoś, kto został członkiem Anbu będąc jeszcze dzieciakiem, a potem także i Akatsuki, nie pozwoliłby sobie nawet na najmniejszy szmer, gdyby chciał.
-Jak zwykle miłe powitanie. -Skwitował, odbijając kunaiem lecącego w jego stronę shurikena. Krytycznym spojrzeniem zlustrował pękniętą ścianę, a następnie jednym płynnym ruchem wyciągnął z niej wbite narzędzie. Dopiero wtedy odwrócił spojrzenie na Sasuke. Stał w wejściu do salonu, ze splecionymi na torsie dłońmi. To jednak nie była rzecz, która zwróciła jego uwagę. Oklapnięte, mokre włosy z których jeszcze kapała świeża woda świadczyła o jego bardzo niedawnej kąpieli. Jakby tego było mało, od pasa w górę był kompletnie nagi. I mokry. Pomimo niedyspozycji w jakiej się aktualnie znajdował, zarys mięśni miał nadal mocno widoczny. Świadczyło to tylko i widocznie o tym, że Sasuke wrócił do pomysłu utrzymywania swojej formy w dobrym stanie.
-Co się gapisz? -Zapytał, jakby widział i wiedział wszystko o czym Itachi zdążył pomyśleć w ciągu ostatnich kilku chwil.
-Stoisz w przejściu, w niecodziennym "stroju". Dziwisz się? -Odpowiedział pytaniem na pytanie, przechylając powoli głowę z zainteresowaniem. Ostatnio jego zachowanie wydało mu się dziwne. Sposób w jaki domyślał się wszystkiego, za każdym razem zmuszał go do zastanowienia się, czy Sasuke aby na pewno nadal jest ślepy. Jeżeli tak było, oznaczało to że stawał się coraz lepszy w odgadywaniu ludzkich reakcji i zachowań. Możliwe, że dotyczyło to tylko jego, ponieważ spędzał z nim najwięcej czasu, ale nadal... małymi krokami stawał się coraz bardziej spostrzegawczy.
-Ubierz się. -Rzucił w końcu, prześlizgując się szczeliną między miejscem gdzie stał Sasuke, a ścianą. Delikatnie musnął jego wilgotne ramię palcami aby w razie czego dać o sobie znać i przemknął w stronę kuchni.
Spuszczona ku podłodze twarz, ukryta za przydługimi włosami, skrywała tajemniczy, delikatny rumieniec. Tego jednak Itachi już nie dostrzegł. Lub raczej wmówił sobie przywidzenie.

3 komentarze:

  1. '''Itachi pokiwał głową w zrozumieniu, jednak jednym skinieniem dłoni odmówił przyjęcia narkotyku. ''
    Zwykły papieros raczej nie jest narkotykiem. Prędzej po prostu używką, bo jednak skręta nie palił. xD
    Rozdział mi się podobał, zwłaszcza końcówka. Itachi miał naprawdę miły komitet powitalny. XD
    Zaczęłam się przy tym zastanawiać czy Sasuke nie udaje ślepego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło o porównanie do uzależnień. Każda używka może stać się więc jak "narkotyk". W tym sensie.
      Odnośnie wzroku nie pisnę nawet słówkiem.

      Usuń
    2. No chyba, że tak to ma więcej sensu. Huhu, nie mów, nie mów. Będę mieć więcej radochy czy moje domysły mają sens czy nie.

      Usuń