Menu

Opowiadania

wtorek, 6 listopada 2018

Tron - Rozdział XXVII.

Uchiha Sasuke już dawno nie był w tak dobrym humorze. Wszystko ułożyło się po jego myśli. Nie minęły dwa dni od zajścia, a Kakashi zniknął z jego życia, tłumacząc się nagromadzeniem pracy i pilnych dokumentów do wypełnienia. Oczywiście, wyczuł kłamstwo. Nie powiedział jednak nic, gdy rankiem żegnali go w bramie. Czuł, że to jedynie cisza przed burzą. Gdzieś z tyłu głowy miał złe przeczucie, ale nie potrafił się tym przejmować. Nie teraz, w ciepłym, zapadającym się fotelu z filiżanką aromatycznej herbaty. Było więcej bardziej poważnych problemów niż jego walki miłosne. A przynajmniej tak próbował sobie wmawiać. Niedawno jego królewskie obowiązki nabrały rozpędu. Dokumentacji robiło się coraz więcej, a on coraz sprawniej ją wypełniał. Spotkania stawały się rutyną, ale je też powoli opanowywał do perfekcji. Mając za sobą Paina i Itachiego nie mogło być inaczej. Na dodatek Suigetsu, Naruko... Odłożył porcelanę na podstawek, czując jak się uśmiecha. Mimo iż codziennie zmagał się z nowymi problemami, w życiu nie pomyślałby, że dzisiaj tak to wszystko będzie wyglądać. Wystarczy przypomnieć sobie jaki był. Podległy woli matki, całkowicie uległy, nie znający innego świata, niezdolny do podejmowania własnych wyborów. Krótko mówiąc, życiowa oferma. Westchnął, dopijając resztę herbaty i wstał, pomijając stos papierów na biurku. Potrzebował chwili dla siebie.
-Najpierw to skończ. -Oznajmił Itachi, jakby czytał mu w myślach, na chwilę odrywając wzrok od czytanego tomiszcza. Sasuke wykrzywił wargi niczym dziecko przyłapane na podjadaniu łakoci przed obiadem.
-Nie każdy jest takim tyranem jak ty. -Burknął, zdając sobie sprawę jak dziecinnie to brzmi. Oczywiście, traktował swoje obowiązki jak najbardziej serio, ale przy Itachim zwykłe standardy nie miały miejsca. Mógł sobie pozwolić na marudzenie, które jakby nie było czasami rozładowywało zbędne napięcie.
-Nie zapomniałem, Sasuke. -Oznajmił, wpierw próbując udawać śmiertelnie poważnego, ale nie minęły trzy sekundy, a przez twarz długowłosego przebrnął rozbawiony uśmieszek. Jeżeli to możliwe, policzki młodszego Uchihy przybrały kolor dojrzałego pomidora.
-Iiii-taaaa-chiiiii. -Zganił go, zaciskając ręce w pięści. Obiecał mu. Obiecał i obietnicę złamał. Przysiągł, że nie będzie więcej poruszał tematu zazdrości o Kakashiego, a tym samym jego żenującego zachowania przy obiedzie. Sasuke nie mógł opanować wstydu, kiedy tylko ten występek zostawał mu wypominany. Nic nie mógł na to poradzić. Tracił przy bracie głowę. Nikt inny nigdy nie miał prawa zobaczyć u niego TEJ miny.
-Powiedziałem, że nie będę nic o tym wspominał, pod warunkiem, że będziesz ładnie wykonywał swoje obowiązki. -Zagadnął z rozbawieniem obserwując, jak młodszy powoli cofa się na swoje miejsce i z naburmuszeniem zabiera za wypełnianie pierwszego lepszego dokumentu. Do góry nogami. Zaśmiał się, pokręcił głową i wstał, powoli obejmując go od tyłu.
-Odstęp proszę. Nie mogę oddychać.
-Odmawiam. -Rzekł niewzruszony, układając podbródek w zagłębieniu ciepłego ramienia. Zamknął oczy i wsłuchał się w szybkie bicie serca. Dla niego nawet najlepsza muzyka nie mogła się z tym równać.
-Itachi? -Zapytał orientacyjnie, gdy nie odpowiadał od dłuższego czasu. Jego na wpół stojąca pozycja nie wydawała się ani trochę wygodna, więc chyba miał prawo się zainteresować.
-Nie. -Odpowiedział automatycznie. Nie uchylił powiek. Usta same drgnęły i powędrowały ku górze w lekkim uśmiechu, gdy usłyszał oburzone sapnięcie.
-Poważnie. Nie będę się powtarzać, a chciałbym wcześniej wszystko z tobą obgadać przed spotkaniem. -Lekko zirytowany głos Sasuke zmusił go do otworzenia oczu. Dobrze wiedział o czym mówi, co nie zmieniało faktu, że obaj nie mieli ochoty mierzyć się z tym problemem. Ciężko westchnął.
-Coś wymyślimy.
-Coś? -Zapytał niedowierzająco młodszy, wlepiając w niego zirytowane spojrzenie.
-Itachi, to nie może być coś. Te stare pryki coraz mocniej naciskają. Wiesz, że jeśli będę dalej się migał to w końcu mnie do tego zmuszą. -Łasica wyczuł nieprzyjemne dreszcze jakie przeszły po jego ciele. Zmarszczył brwi, po czym wyprostował się i odszedł na kilka kroków, tylko po to by kucnąć tuż przed nim. Złączył ich dłonie razem, po czym każdą z nich ucałował pojedynczym, subtelnym pocałunkiem. Nagle chwila nabrała niesamowicie intymnego i prywatnego wydźwięku.
-Powiedziałem ci przecież, prawda? Nie pozwolę, żeby cię do tego zmusili. -Całą frazę wypowiedział z niesamowitą pewnością siebie, krzyżując z nim spojrzenie. Nie chciał by Sasuke miał jakiekolwiek wątpliwości co do jego intencji. Owszem, musieli się pośpieszyć. Nie mieli innego wyboru. Koronacja Sasuke w dużym skrócie wiązała się z obowiązkami. Jednym z nich było wzięcie ślubu z księżniczką i spłodzenie potomka w nie dłuższym czasie niż rok od momentu koronacji. Czas nieubłaganie mijał, nie pozostawiając im żadnych złudzeń. Itachi szukał najlepszego wyjścia z sytuacji. Miał wsparcie w Painie w razie czego, ale jeżeli chodziło o całą Radę Starszych nie potrafiliby ich zmusić do zmiany decyzji. Pozostawało jedynie odwlekanie terminu, kiedy oficjalnie ogłoszą zaręczyny i datę ślubu Sasuke. Łasic odetchnął nieco głębiej, czując jak niedawna błogość go opuszcza, a całe ciało sztywnieje, jakby gotowe do ataku. Powoli wstał na równe nogi, opierając się biodrem o drewniane, połyskujące biurko.
-Nawet jeżeli miałbym posunąć się do drastycznych środków. Nigdy Cię nie oddam. -Dodał do swojej wypowiedzi, zaciskając zęby. Sasuke miał wrażenie, że oczy Itachiego na chwilę pociemniały, a rysy twarzy stały się ostrzejsze. Nie musiał się tym zadręczać. Wiedza, że po tym wszystkim nie zamierza go oddać sprawiła mu niesamowitą ulgę. Nacisk na klatkę piersiową stopniowo zmalał, pozwalając na normalne oddychanie. Myślenie o tym było jednocześnie przygnębiające jak i sprawiało, że czuł motylki w brzuchu. Słowa Itachiego oznaczały przede wszystkim to, że musząc wybrać między dobrem królestwa, a nim, bez wątpienia wybierze go.
Tak. To cholernie egoistyczne. Kiedyś Sasuke zastanawiał się czemu mimo tego nie czuje żadnej skruchy, czy chociażby poczucia obowiązku. Czemu nie interesuje go los własnych poddanych, wśród których bądź co bądź była zarówno Naruko jak i reszta ludzi, na których mu zależało.
Wystarczyło jedno spojrzenie na zamyśloną twarz brata i już wiedział.
Był po prostu szaleńczo i nieodwołalnie zakochany. A miłość przecież odbierała zdolność do racjonalnego myślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz