Menu

Opowiadania

niedziela, 5 lipca 2015

Burdel - Rozdział V.

Kolejny dzień nie był wcale lepszy. Wstając rano do szkoły myślał, że rozsadzi mu głowę. Był niewyspany i zaniepokojony, a wszystko to dzięki wizycie Madary, podobnie jak i spaniu tylko kilku marnych godzin. Jak zawsze nie kłopocząc się czymś tak zbędnym jak śniadanie, wybył z domu, sprawnie unikając spostrzeżenia przez ojca. W nielicznych przypadkach się to udawało, dzięki czemu nie musiał się wygłupiać i jeździć tą głupią limuzyną. Już od samego rana postanowił znaleźć Gaarę i Nejiego, aby po cichu przedyskutować wszystko co mu się wczoraj przytrafiło. Trudno to przyznać, ale o wiele lepiej myślało mu się w towarzystwie tych dwóch. Zdając się na swoje ponadprzeciętne zdolności, o których miał iście skromne mniemanie, zamiast podążyć grzecznie na pierwszą lekcję zaczął swoje poszukiwania. Nie był na tyle głupi, aby podejrzewać, że znajomi w przeciwieństwie do niego udają przykładnych uczniów. Całe szczęście obaj byli z tego gorszego towarzystwa, które dotyczyło głównie dzieciaków z takich patologicznych domów, jak dom Sasuke, lub osób które jawnie podkreślały swoje powiązania z alkoholem, narkotykami i papierosami. Plusem było, że takie towarzystwo zazwyczaj potrafiło być o wiele wierniejsze niż rozpieszczone dzieciaki. Odchrząknął znacząco, chcąc podkreślić swoją obecność. Nawet się nie zorientował kiedy nogi poniosły go na dach, a tam jak zawsze, popalając, znalazł ich obu. Niemal natychmiastowo oderwali się od swojej jakże interesującej czynności, przenosząc wzrok na Sasuke. Bez słowa podszedł do znajomych, i korzystając z chwili zaskoczenia wyjął Gaarze z pomiędzy palców do połowy wypalonego papierosa. Zaciągnął się dymem, po czym oparł o szarą, brudną ścianę, rozpoczynając konserwację jakże miłym jak na siebie głosem. W skrócie wyjaśniając, odpowiadał obu mężczyznom na pytania, a także od czasu do czasu sam dodawał coś od siebie.
-Nie ufam Madarze.
Odezwał się w końcu po jakimś czasie Neji, który o dziwo przez dłuższy czas po prostu przysłuchiwał się Sasuke. Nie byłoby to aż takie dziwne, ale Hyuga miał charakter zbliżony do tego należącego do Uchihy. Nie lubił rozmawiać o swoich przeczuciach, dopóki naprawdę się nie spełniły. Mówienie o czymś, co jeszcze się nie wydarzyło, a także o swoich odczuciach na dany temat było nieco zawstydzające. O ile można by nazwać to w taki sposób. Zanim jednak zdążył otworzyć usta i odpowiedzieć w jaki kol wiek sposób, drzwi prowadzące na dach otworzyły się wolno, skrzypiąc przeraźliwie. Cała trójka zwróciła wzrok w kierunku wejścia, mając nadzieję, że to nie jest nauczyciel. A nawet jeśli, zazwyczaj nikomu nie udawało się ich stąd wygonić. Nawet sama dyrektorka znana z ogromnej siły i szybkich, nieprzemyślanych ruchów nie zdołała nic na to poradzić. Ostatecznie więc można było powiedzieć, że miejsce to zostało stałym dla ich paczki. Zamiast jednak ujrzeć jakiegoś zirytowanego profesora, spadło na nich całkowite zaskoczenie, kiedy w drzwiach pojawił się nie kto inny jak znany w całej szkole blondynek. Sasuke ledwo widocznie się skrzywił, widząc swojego byłego znajomego, z wypiekami na policzkach, widocznie szukającego go wzrokiem. Kiedy jednak ich spojrzenia się skrzyżowały, niemal od razu odwrócił wzrok, zaczynając wolno podchodzić w ich kierunku. A z każdym jego kolejnym krokiem Uchiha nie mógł uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Uzumaki, tak sam z siebie podchodzący do niego. Niesamowite i nieprawdopodobne. Nadal nie widział powodu by z nim rozmawiać. Uraza chowana w sobie była zbyt wielka. Dlatego też jego twarz szybko spowiło znudzenie i obojętność. Nawet wtedy gdy jego imię zostało cicho wypowiedziane przez te delikatne usta, tak wiele razy naznaczane przez jego brata, ani drgnął. Dopiero gdy łokieć Nejiego nie zbyt delikatnie został wpakowany w jego bok skrzywił się z niesmakiem i wrócił do rzeczywistości. Westchnąwszy, oderwał się od przyjemnej, brudnej ściany i nie patrząc na to, czy blondyn za nim podąża, wyminął go, kierując się w stronę schodów. W głębi duszy zastanawiał się nad powodem tego całego przedstawienia. Niestety nie wierzył już, że chłopak może czegoś bezinteresownie chcieć. Dla niego był on teraz jedynie dziwką. Ekskluzywną dziwką jego brata, który znał się na rzeczy. Słysząc za sobą kroki, zatrzymał się, beztrosko opierając o barierkę schodów.
-No więc?
Zapytał, nawet nie siląc się, aby jego głos brzmiał nieco łagodniej. Ten widocznie tym zmieszany co chwila odwracał wzrok, albo nie wiedział co zrobić ze swoimi palcami. Cisza trwała dosyć długo, co zaczynało go już dogłębnie irytować. Kiedy miał zamiar zacząć swój wywód na temat tego, po co go tu ściągnął w końcu usłyszał głos.
-Chciałem tylko przeprosić.
Te kilka słów dogłębnie namieszało mu w głowie. Przeprosić... Za co? Uniósł brew pytająco ku górze, widocznie czekając, aż jego wypowiedź zostanie odpowiednio rozwinięta.
-Przepraszam za moje zachowanie. No... wtedy. Chciałem... znów z tobą pogadać.
Naruto robił się coraz bardziej zmieszany, natomiast Uchiha zaczynał kojarzyć coraz więcej faktów, mimo iż jego paplanina jak zwykle była pozbawiona sensu. Odpowiedź z jego ust padła szybciej, niż sam by się tego po sobie spodziewał. Jednakże jak zawsze pozostawał dla niego chłodny. Nie to, że chciał taki być. Po prostu nie umiał inaczej, wiedząc, że osobnik który stoi tuż przed nim jest tylko... dziwką. I to nie byle jaką. Pieprzoną dziwką Itachiego. Doprowadzało go to czasami do białej gorączki, gdy tylko o tym pomyślał. Trudno powiedzieć, czy był zazdrosny o brata, czy o Uzumakiego.
-Zapomnij. To było dawno.
Odetchnąwszy oderwał się od zimnej stali, po czym zaczął schodzić po schodach. Niepewny, po przejściu kilku stopni zatrzymał się w miejscu. Po raz ostatni uniósł wzrok na byłego przyjaciela, dziwnie podkuszony własnymi przemyśleniami. To niestety jak zawsze nie skończyło się dobrze. Twarz pochylona ku dołowi, wykrzywiona w tym bolesnym grymasie, a także oczy. Puste, niebieskie oczy, które kiedyś były pełne życia. W tej sytuacji powiedziałby, że stan chłopaka jest żałosny, ale samemu nie wiedząc czemu... zawahał się. Poważnie się zawahał, mimo niezachwianej dumy Uchiha. Strzeliłby sobie chętnie z otwartej dłoni w czoło, chociaż nie wypadało.
-Uzumaki?
Zagadnął, wyrywając go z własnego świata przemyśleń. Kiedy jego niebieski wzrok ponownie skrzyżował się z jego własnym, ostatecznie przegrał walkę z samym sobą.
-Jutro w kawiarni na plaży. Wiesz która. Widzimy się o pierwszej.
Przenosząc szybko wzrok z oblicza rozjaśnionego nadzieją, na schody, skierował się w stronę wyjścia. Dopiero kiedy znalazł się z dala od niego począł przeklinać pod nosem. Coś ty Uchiha najlepszego zrobił.

3 komentarze:

  1. Czekam z niecierpliwością na kolejny Rozdział. Lubie twoje opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  2. No! Jestem już na bierząco :D Zaciekawiło mnie to opowiadanie.Czekam na więcej xD

    OdpowiedzUsuń