Menu

Opowiadania

środa, 23 września 2015

,,The on­ly way to get rid of a tem­pta­tion is to yield to it." - Cz. 3

Irytowało go za każdym razem, kiedy przez kuchenne okno miał okazję zobaczyć obleśną, romantyczną scenkę. On - bogaty i przystojny stał i uśmiechał się do niej pobłażliwie, Ona - blondynka, drobna, grzeczna, z dobrego domu, gadała jak najęta. Wykrzywił wargi dopijając ostatni łyk nic nie pomagającej kawy i niedelikatnie odłożył naczynie do zlewu. Nie było sensu dalej sterczeć przy oknie i wbijać mentalne sztylety w plecy zarówno swojego brata, jak i paniusi, która od jakiegoś czasu pojawiała się tutaj wraz z nim, odprowadzając go do domu. Od incydentu w kuchni minął dosyć spory kawałek czasu. Rozpoczął się rok szkolny, co choć trochę zminimalizowało skutki tego, iż od jakiegoś czasu obaj bracia się unikali, spotykając na boku ze swoimi własnymi znajomymi. Każdy szukał wymówki aby wyjść z domu i nie pozostawać z tym drugim zbyt wiele czasu. Sasuke przymknął powieki, zasiadając na krześle przy dużym biurku z ciemnego, lakierowanego drewna. Wyjął zeszyty, a następnie zakładając słuchawki na uszy zaczął odrabiać to co miał zadane, myśląc całkowicie o czymś innym. Często tak było. Albo nie mógł się skupić na wykonywanej pracy, albo korzystał z pomocy kojącej muzyki. Czas w taki sposób zlatywał szybciej i nim się obejrzał wypracowania same się napisały. Czytając je dla sprawdzenia, wiedział, że tekst pisał ktoś inny. Bo na pewno nie on. Nie miał poetyckiej natury. Nienawidził wierszy, trenów i innych tego rodzaju głupot. Zadrżał, czując wstrząs, a następnie skierował wzrok w stronę drzwi, zdejmując słuchawki z uszu. Itachi wrócił. Przeklinając brata za ,,wybudzenie go" ze słodkiego letargu wstał i z całą nazbieraną złością skierował się w stronę salonu. Chociaż nie do końca tego się spodziewał. Stanął w miejscu i tylko obserwował rozgrywającą się przed nim scenkę. Chwilę potem odłożył prawdziwe uczucia do kieszeni, zamiast tego unosząc brew pytająco ku górze. Kobieta widziana przez niego jeszcze nie tak dawno na parkingu obecnie została już pozbawiona bluzki, a jego starszy brat tkwił z na wpół rozwiązanym krawatem. Fakt, faktem Itachi nie miał pojęcia, że dzisiaj wróci wcześniej, ale... to i tak było chamskie. Wszelka dobroć, obraz idealnego brata spieprzyły z jego głowy szybciej niż się pojawiły. Widząc jak Łasic otwiera usta, ubiegł go, rzucając beznamiętne spojrzenie:
-Nie przeszkadzajcie sobie. I tak już wychodziłem.
I nie zważając na to, że każdy gapia powiedziałby teraz iż zachowuje się jak skrzywdzone dziecko po prostu zwiał. Z daleka od piekącego zawodu, przeszywającego jego serce. Tak szczerze czuł się jak szmata. Wykorzystany, brudny i zdradzony. Bo chyba tylko jako jedyny miał nadzieję, że to wszystko jeszcze się ułoży. Ale nie w taki sposób. Itachi wyjątkowo szybko zmieniał partnerów do seksu. Niczym szaleniec zaśmiał się długo i psychicznie, zwracając na siebie uwagę ludzi. Chyba faktycznie zaczynał mieć coś z głową i nie było to nic dobrego. Trudno jest opisać jak się czuł. Mętlik w głowie można by porównać do słyszenia tysiąca głosów naraz. Dlatego właśnie wraz z nadejściem deszczu po omacku biegał i szukał schronienia. Przed sobą. Przed myślami. Kto by pomyślał, że brat brata jest w stanie doprowadzić do takiego stanu. W końcu znalazł suche miejsce pod jednym z mostów. Ściany były wymazane graffiti, a miejsce to wcale nie przypominało mu jego ulicy. Zawędrował gdzieś dalej. Zgubił się. Pociągając nosem z którego zaczęło ,,cieknąć" przysiadł pod jedną z betonowych ścian i podciągnął nogi pod brodę. Kichnął, zdając sobie sprawę, że przeziębienie go nie ominie. Pulsowanie w głowie w miarę jak ze zmęczenia i płaczu stawał się senny, zaczynało słabnąć, przynosząc upragnione ukojenie. Nie powinien tu spać. Nawet tego miejsca nie znał, a i nie wyglądało na zbyt przyjemne. Ale był taki zmęczony...
-Ej Koichi. Zobacz.
Z daleka dobiegł go szept, toteż zadrżawszy samą siłą woli uchylił powieki, spoglądając w stronę wejścia. Wichura na zewnątrz zelżała, co było widać. Ale to nie to przykuło jego uwagę. Grupka mężczyzn w stylu typowych dresiarzy zbliżała się do niego wraz ze słyszalnym szuraniem butów. Po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz pomieszany z niepokojem. Uchiha miał już ich zignorować i wstać na równe nogi, ale w tej samej chwili po jego karku rozszedł się niewyobrażalny ból i upadł na podłogę, sycząc przy tym przez zaciśnięte zęby. Nie miał pojęcia co się stało. Czasu na to aby sprawdził o co chodziło też nie dostał. Został pociągnięty za ubranie w górę i zawisł nieco nad ziemią, trzymany przez najwyższego z nich. Instynktownie zaczął wierzgać, starając się wydostać z uścisku mięśniaka.
-Jest śliczny, co nie? Nada się idealnie.
Śliczny? Zamrugał. Cholerne pedały. Tylko ktoś taki może nazywać faceta ślicznym.
-Puszczaj, kurwo.
Wysyczał ostrzegawczo przez zaciśnięte zęby, omiatając grupkę mężczyzn swoim zabójczym wzrokiem. Nie szczędził swojej ,,idealnej kultury". Wyszarpywanie się pewnie poszłoby mu lepiej, gdyby wcześniej nie dostał czymś tępym w głowę co zamroczyło go na tyle, że rozumowanie szło mu o wiele gorzej. Zapewne też chwila by wystarczyła aby się ogarnąć, ale dresiarze mieli doświadczenie w tym co robili, bo zaraz oberwał zaciśniętą w pięścią w brzuch. Jęknął żałośnie z bólu i niedowierzania, starając się złapać oddech. Jak z oddali dobiegło do niego cmokanie.
-Nieładnie tak. Chociaż muszę przyznać, że pięknie jęczysz. Nie bój się. Przecież nic Ci nie zrobimy. Ogarnięcie o co chodzi w tym zdaniu zajęło mu długo. Stanowczo za długo. Kiedy został ponownie rzucony na ziemię i dosłyszał śmiech zdołał pomyśleć tylko o tym, czego tak bardzo unikał. Itachi. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo się bał.

1 komentarz:

  1. pobili Sasuke? Jesteś okropna :( Mam nadzieję, że Itachi go uratuje, a jak nie to.... będzie jazda!
    Masz rację, że za długi to on nie jest. Z jednej strony szkoda, że tak szybko się skończył, z drugiej fajnie że coś dodałaś. Mam nadzieję, że napisanie następnego nie zajmie Ci zbyt wiele czasu..
    Weny i czasu.

    OdpowiedzUsuń