Menu

Opowiadania

sobota, 31 października 2015

Trick or treat, czyli wszystko i nic.

Halloweenowy one-shot pisany był przez dwie osoby. :) Otóż ja wcieliłam się w rolę Itachiego, a Elesis (https://www.blogger.com/profile/16255586416087867369pisała jako Sasuke. Chciałam spróbować wstawić coś na podstawie RPG, więc mam nadzieję, że się spodoba.


Itachi
Ziewnąwszy zszedłem po schodach, aby chwilę potem znaleźć się w małej, ale przytulnej kuchni. Być może spanie do południa nie było zbyt dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że czułem jak nieznośnie ciążą mi powieki. Chociaż nie miałem za dużego wyboru. Praca podczas nocy była zdecydowanie bardziej wyczerpująca, szczególnie kiedy zbliżał się ten nieszczęsny Halloween. Najtrudniejszym było ukrywać to wszystko przed rodzinką. Do dziś pamiętałem jak matka, z zamiarem przygotowania kanapek do szkoły prawie mnie nakryła gdy wracałem. Już wolałem narzekać na skrzypiące schody, niżeli na swoją, pełną niebezpieczeństw robotę. Usiadłem przy stole, spojrzałem kątem oka na naścienny zegar i zacząłem jeść, myśląc o wszystkim i o niczym jednocześnie.
Sasuke
Wstałem wyjątkowo wcześniej, pamiętając o tym, że dzisiaj jest Halloween. Przygotowań końca nie było, a piękny kostium hrabi Drakuli sobie spokojnie wisiał na drzwiach od szafy. Chociaż ta rzecz była gotowa. Ale jeszcze nim dojdzie do świętowania, to trzeba samemu przygotować coś dla tych, co przyjdą, by zdobyć upragnione słodycze. Choć sam nie znosiłem cukierków, to część z przebieraniem się uwielbiałem. Święto idealne dla mnie, mogę wejść w skórę jakiegoś zabójcy, mitycznego stworzenia, czy czegoś innego.
Wstawiając foremki do piekarnika, by ciastka mogły się upiec, nie dostrzegłem jak mój brat wchodzi zaspany do pokoju.
- Witaj - powiedziałem dopiero wtedy, kiedy odwróciłem się i dostrzegłem jego posturę. - I smacznego.
Usiadłszy obok niego, zacząłem przyglądać się jego twarzy, chcąc wybadać, co mu się stało. - Znowu się nie wyspałeś?
Itachi
-Niekoniecznie.
Stwierdziłem cicho, mimo otumanienia odpowiadając mu dokładnie, aby nie wypaść głosem jeszcze gorzej niżeli wyglądałem, skoro na wstępie to zauważył. Jeszcze nie miałem tej nieprzyjemności, zobaczyć siebie w lustrze. A skoro było to tak widoczne, musiałem wyglądać co najmniej źle.
-Gdzie rodzice?
Zapytałem od tak, chcąc odwrócić uwagę brata od swojego stanu. Zazwyczaj starałem się robić wszystko w taki sposób, aby przesadnie nikogo nie zamartwiać. Chociaż było to trudne przy ciągłym zabijaniu demonów i innych postrzelonych istot, pragnących dobrać się do niewinnych ludzi.
Miałem zaledwie kilkanaście lat, gdy dowiedziałem się o istnieniu potworów. W takim właśnie celu zostałem łowcą, wstępując do Akatsuki. I jakoś tak to się potoczyło, że robiłem obecnie to co robiłem. Niewyspanie było jednym ze skutków takowych działań.
Sasuke
Tylko patrzyłem spod przymrużonych oczu na jego usta, by wiedzieć, że ten kłamie. Choć Itachi idealnie kłamał, to już od dawna go przejrzałem. Umiałem dostrzec te drobne zmarszczki podczas mówienia na jego porcelanowej skórze, by wiedzieć, że kłamie.
- Nie oszukasz mnie. Nie spałeś.
Na pytanie zastanowiłem się, próbując sobie przypomnieć powód ich zniknięcia.
- Wyszli. Bodajże na zakupy, ale już nie pamiętam tego, co mówili. Nie słuchałem ich - przyznałem bez bicia. - Zajęty byłem robieniem ciastek. Poczęstujesz się, jak skończą się piec? - spytałem uśmiechnięty, lubiąc jak mój brat mnie chwali. Może i mówił to, bo wypada, ale i tak jakoś... mnie te słowa cieszyły.
Itachi
Uśmiechnąłem się delikatnie. Jak zawsze przed spostrzegawczością małego braciszka nie było ucieczki. Nie miałem szans skłamać, szczególnie że byłem za bardzo rozkojarzony aby pilnować wyrazu twarzy. Pokiwałem głową, przyjmując do wiadomości powód zniknięcia rodzicieli i uchyliłem powieki, instynktownie zerkając w kierunku piekarnika. Dopiero teraz dotarł do mnie intensywny zapach pieczonego ciasta.
-Z chęcią.
Odrzekłem, szczerze ciekaw jak mu tym razem wyszły.
-Spodziewamy się kogoś?
Zapytałem, zważywszy, że brat zazwyczaj brał się do takich rzeczy gdy była jakaś okazja.
Sasuke
- Lubisz moje wypieki, co? Łakomczuch jeden - pokręciłem rozbawiony głową, wstając, by podejść do piekarnika. - Nie, ale jest w końcu Halloween, a nie posiadamy cukierków, no i jakby jakiś dzieciak się napatoczył, to zawsze można dać.
Uwielbiałem gotować. Od małego stałem przy garnkach, wyręczając matkę prawie we wszystkim. Cóż, marzyła mi się kariera kucharza albo nawet i piekarza.
- O, popatrz - zagadnąłem go. - Zrobiłem w kształcie duchów, dyni i nawet znalazła się czaszka. Artystycznie jak się patrzy - powiedziałem, dumny ze swojego dzieła.
Itachi
-Nie moja wina, że tak dobrze gotujesz.
Nie mogłem nie odpowiedzieć entuzjazmem. Radość chłopaka udzielała się także i mi. Cóż, może chodziło o braterskie relacje, czy coś w tym stylu. W każdym razie zdawałem sobie sprawę, że jest on dla mnie ważny. Może nawet zbyt ważny. Nigdy nie sądziłem, że będę na to patrzył jak w tej chwili, ale nie mogłem się powstrzymać.
-Prawdziwy z Ciebie kucharz.
Pochwaliłem go, dobrze wiedząc, że tylko na to czeka. Zawsze był łasy na komplementy, a ja z chęcią mu je dawałem. W taki sposób też już byłem pewien, że dostanę kilka jego wypieków.
Sasuke
- Weź, bo zaraz się zarumienię... - powiedziałem "skromnie", szczerząc się do niego jak idiota. No co? To Itachi tak na mnie działa. Kiedy do innych jestem zimny i szorstki, tak do Itachiego jestem milutki i potulny jak baranek. No i się głupio uśmiecham w jego towarzystwie. - Zaraz będą dobre.
I tak czekałem, obserwując jak powoli zaczynają robić się dobre. Po pewnym czasie je wyciągnąłem i po wystygnięciu, brat skosztował jednego. Znów potwierdził swoje przypuszczenia o tym, że są przepyszne. I tak miło zleciał mi przy nim czas, ale zaczynało powoli się ściemniać.
- Niedługo czas się przebrać - rzekłem w pewnym momencie, patrząc na zegarek wiszący na ścianie.
Itachi
-Z chęcią bym to zobaczył...
Stwierdziłem, naprawdę mając na to ochotę. Ale to nie było na miejscu. Pokręciłem niezauważenie głową, zabierając się za wcinanie wypieków, które dostałem.
-Wybierasz się z kimś na święto?
Zapytałem dla pewności, zerkając na niego uważnie. W Halloween monstra były szczególnie aktywne, dlatego nic dziwnego, że się o niego martwiłem. Wolałem być całkowicie pewien, że nic mu się nie stanie.
Sasuke
- Hm? - zdziwiłem się na jego pytanie. - To oczywiste, że sam. Nie mam zamiaru się z nikim użerać podczas mojego ulubionego święta.
Wzruszyłem ramionami, nie chcąc słyszeć żadnych "ale". Brat zawsze prosił go, by poszedł z kimś, ale nigdy nie podawał powodu, dla którego miałby to robić.
- Spokojnie, przecież mnie nie zgwałcą... - westchnąłem lekko podirytowany tym niańczeniem.
Itachi
Cicho westchnąłem, ale nie skomentowałem tego w żaden sposób. Młodszy zawsze robił co chciał, a trudno było mi go do czegoś przekonać.
-Baw się dobrze.
Odparłem tylko, sprzątając po jedzeniu. Żałowałem, że Sasuke nie wiedział jak wiele niebezpieczeństw czeka na niego na zewnątrz. I moim braterskim obowiązkiem było go ratować z opresji w razie potrzeby.
Sasuke
- Ej... a ty nie idziesz? - spytałem z czystej ciekawości. Nigdy nie mówił nic o tym. Ani jaki kostium ubierze... nic. - Zaczekaj z odpowiedzią. - I pognałem na górę, do pokoju, by móc obrać swój kostium, który szył przez prawie cały rok. Nie wyglądał źle, bo miał od groma czasu.
Po przebraniu się zbiegłem na dół, mając nadzieję, że braciszek nigdzie się nie ulotnił. Miałem nadzieję, że szczęka mu odpadnie, jak usłyszy, że ja sam go robiłem.
- I jak?
Itachi
Pokręciłem głową, zaprzeczając gdy tylko wrócił.
-Niestety nie mogę iść.
Mruknąłem cicho, dobrze zdając sobie sprawę, że lepiej będzie jeśli Sasuke się nie dowie co też takiego będę wyczyniał w tym czasie gdy on będzie się bawił. Więc gdy tylko ujrzałem oblicze Sasuke w iście wampirzym stylu na chwilę mowę mi odjęło. Wyglądał... realistycznie.
-Wow. Wyglądasz świetnie.
Sasuke
- Świetne, nie? Nie muszę się nawet malować, bo sam jestem blady jak trup. A po za tym... dlaczego nie idziesz? - Nadąłem policzki, bo myślałem, że Itachi ze mną pójdzie... - To będę musiał iść sam...
Była odpowiednia pora, by wychodzić już. Wziąłem puste pudełeczko w kształcie dyni, po czym pożegnawszy się z bratem, wyszedłem na miasto, by móc zbierać jak inni słodycze.
Itachi
-Jestem zajęty.
Stwierdziłem z żalem, uśmiechając się do niego pobłażliwie.
-Może następnym razem.
Szepnąłem, a następnie podszedłem bliżej aby standardowo puknąć go w czółko. Trochę trudno było mi odmawiać, ale niestety nie miałem wyboru. Poza tym i tak miałem zamiar obserwować młodszego brata. Dla bezpieczeństwa.
Sasuke
Znowu to puknięcie w czoło. Prychnąłem na to zdenerwowany, wymijając go, by znaleźć się przy drzwiach w korytarzu. Rzuciłem krótkie "cześć" i wyszedłem. Przyznam, że zawsze irytowało mnie to, że nigdy nie miał czasu wyjść ze mną na ten "bal" przebierańców. Od zawsze zbywał mnie jakimiś głupimi tekstami typu "nie mam czasu" albo "nie tym razem". Nigdy nie zdradzał sekretu, dla którego i w Halloweena go nie było, i często w nocy opuszczał dom.
Potrząsnąłem głową.
Nie powinienem się tym zadręczać. W końcu muszę wyglądać strasznie i zbierać te zakichane słodycze, a nie myśleć o bracie.
Itachi
Uśmiechnąłem się pod nosem ledwo widocznie.
-Złość piękności szkodzi, braciszku.
Szepnąłem sam do siebie, nie zważając na to, że młodszy już wyszedł. Lubiłem czasami nieco się z nim podroczyć. Sam nie wiem dlaczego. Zarówno gdy przynosiłem mu radość jak i delikatnie go irytowałem ogarniała mnie satysfakcja. Może tak już musiało być... Szybko wszedłem na górę i założyłem na siebie coś z kapturem, aby młodszy mnie nie poznał.
Sasuke
Chodziłem od domu do domu, zgarniając coraz to więcej cukierków wszelkiej maści. Oczywiście musiałem spotkać moich znajomych, którzy po spytaniu mnie, czy z nimi się przejdę, szli we własnym kierunku. Bo zawsze odmawiałem. Ale naprawdę nie interesuje mnie użeranie się z innymi, a przyznać muszę, że nie pałam miłością do wszystkich. Ech...
Po godzinie odwiedziłem już wszystkie domy, robiąc sobie od czasu do czasu przerwę. Ale zastanawiało mnie, czy za lasem są jakieś miejsca, które z chęcią dadzą mi łup. Dlatego też zapuściłem się w ciemny las, oglądając się uważnie za siebie.
Itachi
Przysiągłem sobie, że upilnuje go, choćby mi włosy miały z głowy wypaść. Sasuke był atrakcyjnym kąskiem i zdawałem sobie z tego sprawę. Jakby tego było mało, wyczuwałem już obecność stworzeń fantastycznych, ilekroć podchodziłem bliżej lasu. Ale nie miałem wyboru, bo Sasuke tam poszedł. Pozostawało mi jedynie pozostać w gotowości... 
Sasuke
Szedłem spokojnie, czując na sobie jakiś wzrok... Po raz pierwszy od dawna zacząłem się szczerze bać, bo nic, ale to nic nie było widać. I odwracając się co chwila, zdałem sobie sprawę, że się zgubiłem. Cholera. Teraz to naprawdę zacząłem panikować. Cholera! Nie idąc, lecz biegnąc, potknąłem się o wystający korzeń drzewa i przede mną pojawiły się jaskrawe, czerwone oczy.
- O kurwa...
Itachi
Zauważyłem to niemal natychmiastowo. Nie myśląc wiele nad tym co robię po prostu rzuciłem się braciszkowi na ratunek. Osłoniłem go, a następnie wbiłem ostre narzędzie w potwora, który z sykiem zniknął. Dziękowałem sobie za to, że było ciemno i miałem na głowie kaptur. Dzięki temu może nie zauważył kim jestem? Kto wie. Teraz pytanie jak się zmyć. Pomyślałem na szybko i korzystając z jego nieuwagi przybliżyłem się, wpiłem w jego usta i odszedłem tak szybko jak mnie tam przywiało, czując czerwone ślady na polikach. Jednocześnie czekałem aż wstanie i pójdzie za mną, aby znalazł drogę powrotną.
Sasuke
Z dudniącym serduchem próbowałem ogarnąć cała tą sytuację. To było tak irracjonalne, że myślałem w pierwszej chwili, że to wytwór mojej chorej wyobraźni. A jednak nie. Przestałem tak myśleć, dopóki nie otrzymałem całusa. Te usta... były bardzo mi znajome. Nie myśląc, zacząłem biec za "wybawicielem", wołając, by ten się zatrzymał, ale znowu się przewróciłem, tym razem zdzierając do krwi kolano. No waliłby to pies...
- Czekaj! - wrzasnąłem ostatni raz, nie mogąc się podnieść.
Itachi
 Zerknąłem do tyłu, starając się aby nie zauważył kim jestem. W końcu podszedłem i szybko przerzuciłem go sobie przez ramię, aby mu pomóc. Skierowałem się w stronę wyjścia z lasu i postawiłem go dopiero na ziemi, gdy byliśmy w sercu święta. Z oddali usłyszałem wołanie, jednakże było ono skierowane do brata, co pomogło mi się ulotnić gdy ten tylko spojrzał w tamte stronę. 
Sasuke
Nie spodziewałem się tego, że nieznajomy złapie mnie i przerzuci przez ramię. I to jeszcze tak, że nie byłem w stanie zauważyć jego twarzy. No świetnie. Jednakże nie oponowałem, bo wyjście z tak ciemnego lasu było niemożliwe. Dlatego byłem wdzięczny, że ktoś zlitował się i wyprowadził mnie z tych ponurych ciemności.
- Kim jesteś? - spytałem mimo wszystko cicho, ale nie dostałem odpowiedzi. Ba, kiedy mnie odstawił w bardziej zaludnione miejsce, zniknął. A wystarczyło tylko, bym na moment się odwrócił.
Nawet mu nie podziękowałem. Szlag by to.
Sam nawet Naruto, który mnie zaczepił, spytał się o tę zakapturzoną postać. Ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć dokładnie kim był. Ech.

Wróciłem do domu późno dosyć, a brata dalej nie było w domu, bo wewnątrz panowała cisza i mrok. Pozwoliłem sobie od razu na pójście do pokoju w celu zaśnięcia na wygodnym łóżku.
Itachi
Wróciłem do domu i niemal od razu oparłem się o ścianę, biorąc głębokie wdechy.
-Cholera. Mało brakowało...
Westchnąłem cicho, przymykając powieki. Niestety nie mogłem pozwolić sobie na wytchnienie, bo usłyszałem jak drzwi się otwierają, co musiało oznaczać, że Sasuke już wrócił. Drgnąwszy szybko przeniosłem się do własnego pokoju, zdejmując płaszcz i chowając go pod poduszkę.

Sasuke
Przespałem całą noc, ciągle będąc ciekaw, kim był ten ktoś, kto mnie uratował. Ale nigdy się o tym chyba nie dowiem. Może miałem zwidy? Możliwe.
Wstając rano, poszedłem od razu do kuchni, czyli jak zawsze. Przy wejściu stał Itachi, który pomimo czerwonych plam na policzkach wyglądał normalnie. I nie wiem, o czym pomyślałem, ale podszedłem do niego i ucałowałem szybko jego wargi na dzień dobry. To było głupie. Cóż. Chciałem sprawdzić, czy jego wargi tak smakowały jak zakapturzonej postaci, ale... o czym ja myślę. Ech. Na mózg mi się rzuca.
-Cześć? - uśmiechnąłem się głupio.
Itachi
Rano wstałem z zamiarem zrobienia śniadania zarówno dla siebie jak i brata. W końcu chciałem jakoś go przeprosić, że nie mogłem być z nim w Halloween w taki sposób jakby tego chciał Toteż stałem przy kuchni, gdy do pomieszczenia wszedł nie kto inny jak Sasuke. Całkowicie nie spodziewając się takiego ruchu, uchyliłem wargi i zamrugałem. Przez chwilę trwałem w bezruchu, nie mając pojęcia o tym co się teraz stało.
-A... cześć.

Mruknąłem, starając się pozbierać do kupy. Jakby nie było, jego wargi były przyjemnie słodkie. Pocałunek wydawał się nawet lepszy od tego wczorajszego, chociaż dobrze, że młodszy nic o nim nie wiedział. I zacząłem wypytywać o wczorajszy dzień, jak gdyby nigdy nic.

3 komentarze:

  1. Fajny pomysł, ale trochę Wam to nie wyszło. Biorąc pod uwagę fakt, że treści są w różnych kolorach, trzeba było częściej zmieniać postacie. Kojarzy mi się to z oglądaniem filmu z napisami, gdy w pewnym momencie napisy się rozjeżdżają i najpierw jest pokazana scena, a po kilku-kilkunastu sekundach można dopiero przeczytać co zostało powiedziane. Przez zmuszanie się do ciągłego pilnowania sytuacji, tekst z lekkiego stał się ciężki. Co do samej fabuły to nie jest źle. Nie wiem jak Elesis odnalazłaby się w roli Itachiego, ale zdecydowanie wolę, gdy Ty wcielasz się w Sasuke. Szkoda, że nie zrobiłyście tego na zasadzie dwóch różnych spojrzeń od początku do końca. Najpierw ze strony Sasuke, który jest olany przez brata, a później ratuje go nieznajomy w kapturze, a potem ta sama historia opowiadana od początku do końca przez Itachiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze warto było spróbować. :)

      Usuń
    2. Od razu zaznaczam, iż pretensji nie mam, bo krytykę przyjmuję, ale wolę powiedzieć, jak ja to widzę. Coby nie było żadnych wątpliwości co i jak.
      Na kolory wpadłam ja, bo to klasyczny eRPeg i żeby ludzie zamiast czytać co chwila [Sasuke] czy tam inną postać, orientowali się po kolorach. Ot, takie ułatwienie.
      Wolałyśmy pisać właśnie żelaznymi zasadami eRPega, ponieważ dla nas było to łatwiejsze. I gdybyśmy miały tak pisać, jak podajesz, to prędzej Cann sama by to naskrobała, aniżeli ja (bo tutaj nie potrzeba byłoby drugiej ręki do wklepywania tekstu, a chciałyśmy coś obie dodać).
      Co do Sasuke; może i nie piszę nim za dobrze (jam nerwowa dziołcha jest i chaotyczna wbrew pozorom. Ciężko mi się wpasować jest w postacie spokojne) i myślę, że Itachi w moim wykonaniu wyszedłby o wiele gorzej, niż Cann. Z dwojga złego, lepiej w tę stronę.
      Cóż, nie wyszło. Są też różne gusta, ale szanuję twoje zdanie,
      Elesis.

      Usuń