Menu

Opowiadania

sobota, 31 października 2015

Tron - Rozdział I.

Powiew chłodnego wiatru przeczesał jego włosy, tworząc złudzenie, że są jeszcze bardziej potargane niż zazwyczaj. Ich ciemny kolor idealnie komponował się na tle żółtych pól zbożowych, obok których to właśnie miał przyjemność przejeżdżać. Rośliny wyglądały zdrowo i dorodnie, co oznaczało, że ten rok będzie obfity w plony, jeśli dalej wszystko pójdzie równie dobrze.  Sasuke zerknął w kierunku nieba, starając się odgadnąć po wyglądzie i układzie chmur, pogodę na resztę dnia. Niestety - bezskutecznie. Zmarszczył nos, poganiając konia do galopu. Nigdy nie był dobry w takich rzeczach. Nie wspominając już o etykiecie dworskiej. Wszystkie nakazy, zakazy, kultura, wymowa i zachowanie. Nie cierpiał tego. Gdyby nie matka, zapewne nigdy nie przyłożyłby się do nauki wyżej wymienionych czynności, ale nie za bardzo posiadał wybór. Jazda konno, polowania, turnieje rycerskie - To było coś dla czego warto było się poświęcić! I ta adrenalina towarzysząca przygodom! Rozmarzył się, resztę drogi poświęcając na to co lubił najbardziej. Miał obecnie prawie osiemnaście lat, a jego wyobraźnia dawno rozwinęła skrzydła, dostarczając przemyśleń nie z tej ziemi. Skutkiem czego młody książę częściej niż uważał poświęcał się swojej fantazji, uciekając myślami do nierealnego świata. Nie raz, nie dwa dostał za takie zachowanie po głowie, nie tylko od matki, ale też od nauczycieli, którzy z wielkim trudem starali się przygotować go do dorosłego życia.
-Masz być dumny i mądry, bo taki będziesz musiał być jako król. Bla, bla, bla.
Przedrzeźniał ich słowa pod nosem, robiąc głupie miny i wywracając oczami. Gdy był po za zamkiem często pozwalał sobie na takie zachowanie, aby potem móc na spokojnie się opanować i nałożyć na twarz maskę. Nienawidził tego udawania, ale nie mógł inaczej. Nawet przed własną matką musiał ukrywać swoje prawdziwe oblicze, bo wiedział, że by nie zrozumiała. Z czasem, gdy dorastał zaczynał dostrzegać zachowanie rodzicielki. I coraz częściej ogarniało go przeświadczenie, że kobiecie zależy jedynie na tym, by został w przyszłości władcą. Tyle, że on tego nie chciał. Obowiązki królewskie nie były dla niego. Wolał czuć wiatr we włosach, bo usiedzieć długo w jednym miejscu nie potrafił. Ponadto sam fakt, że musiałby wypełniać sterty papierów napawał go niechęcią.
Westchnął, pokręciwszy głową. Nie powinien był się nad tym zastanawiać. W miarę jak zbliżał się do zamku, przyśpieszył jazdę, aby zdążyć przed zamknięciem głównej bramy - co oczywiście mu się udało. Zadowolony z siebie, zsiadł z siodła, delikatnie klepiąc go po grzbiecie. Skinął głową stajennemu, pozostawiając zwierzę pod jego opieką, a następnie ruszył przed siebie, winien zdać relacje ze zwiadów przed ojcem. Dziedziniec zamkowy jak zawsze był zaludniony, głównie przez damy dworu, które tylko widząc go rumieniły się i kłaniały, unosząc kawałki swoich materiałowych sukni ku górze, aby wyglądało to bardziej wdzięcznie. Chwilę podążał za nimi wzrokiem, gdy odchodziły, jakby się nad czymś zastanawiał. Mimo iż każdy mu mówił, że powinien w końcu pomyśleć o kobiecie to nigdy nie pomyślał o tym na poważnie. Zawsze uważał je za niepotrzebny balast. A to kup prezent, a to spędzaj z nią czas lub też się całuj. Na samą myśl wykrzywił usta z niesmakiem. W tej kwestii wcale nie był podobny do chłopców w swoim wieku, gdzie każdy tylko potajemnie spotykał się z lubą, starając się jej przypodobać. Po przez zamyślenie nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że jest obserwowany. Takie rzeczy weszły mu już w krew, po licznych wyprawach, toteż był zaskoczony, że wcześniej tego nie dostrzegł. Wiedział, kiedy ktoś się na niego gapił. Podniósł wzrok w odpowiednim kierunku i zamarł. Itachi. Nie było mowy o pomyłce. Tylko on miał takie charakterystyczne rysy twarzy. i te długie włosy. Nim się spostrzegł skrzyżowali ze sobą spojrzenia, przez co natychmiastowo ruszył z miejsca, uciekając przed onyksowymi tęczówkami do wnętrza zamku. Nie widział się ze starszym bratem od dzieciństwa. Nie. Wróć. Widywał go, ale zawsze z dala i nigdy nie mieli okazji porozmawiać. Ponadto matka opowiadała mu, że długowłosy jest wojownikiem i zależy mu jedynie na zabijaniu. Nie żeby wierzył w tę wersję do końca... ale nawet gdyby było inaczej nie miał w jaki sposób się o tym przekonać. Nieśmiałość i najwyraźniej strach nie pozwalały mu się przemóc i zagadać. Na dodatek do części zamku Czerwonej Damy niewolno mu było wchodzić. Ech. Szlag by to. Zatrzymał się ponownie, opierając o jedną z chłodnych, kamiennych ścian. Zawsze reagował w podobny sposób, gdy dostrzegał jego wzrok. Nie miał pojęcia dlaczego. Przecież nawet go nie znał, pomijając przeszłość, z której mało co pamiętał. Przymknął powieki, opanowując przyśpieszony oddech i odbił się palcami od szarego marmuru. Miał zamiar iść dalej, ale podniesione głosy zdecydowanie go przed tym powstrzymały. Ktoś się zbliżał. A on bardzo dobrze rozpoznawał ten głos. W panice schował się za pierwszą lepszą ścianę, akurat w tym momencie, w którym zza zakrętu wyłoniła się postać Damy w Czerwieni. Zacisnął wargi i uniósł dłoń ku górze, zasłaniając twarz, aby nie było słychać jak oddycha. Z doświadczenia wiedział, że nie powinien wchodzić jej w paradę. Niejednokrotnie zostawał obdarzany przez nią zimnym spojrzeniem. Niby nie było jednoznaczne, ale wiedział co się w nim kryje. Niechęć i nienawiść. Zdołał zauważyć, że pierwsza żona króla niezbytnio lubi się z jego matką i przenosi to również na jego osobę.
-Orochimaru, co chcesz mi przez to powiedzieć?!
-Pani, zdajesz sobie sprawę, że nie jestem upoważniony aby przyrządzać tego rodzaju napary. W takim wypadku musiałabyś uzyskać zgodę władcy.
Zielarz nie wydawał się przejęty oburzeniem damy. Przyjmował jej słowa z pokorą, aczkolwiek starał się jej jeszcze bardziej nie rozwścieczyć. Sasuke obserwował jak blada ze złości twarz powoli się rozluźnia, mimo wszystko nadal posiadając złowrogi grymas. Nozdrza nierówno wypuszczały powietrze, świadcząc o jej niestabilnych emocjach. Co do Orochimaru nie był pewien, bo stał do niego plecami. Mógł jednak wyobrazić sobie jego wiecznie niewzruszone oblicze, na którym to czasami pojawiał się gadzi uśmieszek. W takiej chwili cieszył się, że to nie on jest na jego miejscu. Czerwona Dama potrafiła zabijać wzrokiem, a gdy panowała cisza, ta wydawała się jeszcze bardziej straszna.
-Dobrze. Bardzo dobrze. Wiedz jednak, że nie będę tolerowała niesubordynacji następnym razem.
Pełen pogardy głos widocznie zakończył rozmowę w taki sposób, bo po chwili wraz z szelestem długiej, czerwonej sukni była królowa zaczęła się oddalać, pozostawiając za sobą milczącego znachora, który niedługo po tym również zniknął mu z oczu. Sasuke był już całkowicie pewien, że świadkiem tej rozmowy nie powinien być.
Ogarnął się i starając zrobić to jak najbardziej niepostrzeżenie, aby nie wydało się, że coś słyszał, skierował się w stronę swojej komnaty. Musiał ochłonąć, nim poszedłby do ojca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz