Menu

Opowiadania

niedziela, 21 stycznia 2018

Agony - Rozdział III.

Naruto zacisnął palce na białym zwoju na tyle mocno, że odpłynęła z nich krew. Z widoczną determinacją wpatrywał się w sam środek wykopanego w ziemi okręgu. Odetchnął głębiej świeżym powietrzem, próbując w ten sposób dodać sobie motywacji. Od rana wiało, a niebo spowijały ciemniejące z każdą chwilą chmury, zapowiadające rychły deszcz. Pogoda na przeprowadzenie ceremonii była wręcz idealna. Lepiej nie mogli trafić. Teraz według instrukcji wystarczyło jedynie podążać za wskazówkami i zdążyć przed deszczem, a wszystko powinno być w porządku.
-Hokage-sama TO jest już gotowe. Możemy zaczynać w każdej chwili. -Odwrócił głowę w kierunku podwładnego i uśmiechnął się na swój sposób. 
-Więc nie zwlekajmy! Na pozycje! -Naruto klasnął w dłonie, zajmując swoje miejsce najbliżej środka okręgu. Zaraz za nim, na jego brzegach usiadła piątka ludzi ubranych w białe kimona. Uśmiechem chciał zachęcić ich do działania, mimo iż sam podświadomie czuł strach. Wszystko mogło się nie udać, a drugiej takiej szansy nie dostaną. Ta technika działała tylko raz na jedną osobę, o ile jej ciało jeszcze się do tego nadawało. 
-Obyś był tego wart. -Szepnął pod nosem na tyle cicho aby inni go nie usłyszeli i odkrył przykryte materiałem zwłoki. Przez chwilę przyglądał się martwej twarzy, zdecydowanie nadszarpniętej przez ząb czasu. Podrzucił zwój w dłoni i jednym ruchem rozciął palec kunaiem, aby kilka kropel krwi skapnęło na stary znak klanu Uzumakich, pieczętujący technikę. 
-Przygotujcie się! -Krzyknął, gdy specjalnie wzmocnione świece zaczęły migotać, zwiastując początek operacji. Dobrał ludzi uważnie. Nie musiał powtarzać dwukrotnie. Dłonie shinobich posłusznie zaczęły wykonywać pieczęcie, a wypowiadane słowa układały się spójnie w jeden ciąg. Odetchnął ciężko, czując jak energia próbuje wcisnąć go w ziemię. Gdyby akurat nie klęczał przy ciele, podpierając się o obsypaną solą ziemię, z pewnością by na nią upadł. Z rozwiniętego zwoju zaczął recytować swoją część inkantacji, jednocześnie co chwila zerkając w bok. Zgodnie z przypuszczeniami białe kimona powoli nasiąkały coraz to ciemniejszym kolorem, aż do momentu uzyskania smolistej, czarnej barwy. Miało to symbolizować przerwanie granicy między życiem, a śmiercią. Dał znak dłonią by zaprzestać recytacji i nakreślił na czole trupa świeżo pozyskaną krwią, znak Uzumakich.
-Cofnijcie się! -Krzyknął, a podobnie jak poprzednio polecenie zostało natychmiastowo wykonane. Czuł jak robi mu się słabo, ale siłą woli powstrzymał opadające powieki. Gdyby poddał się w tym okręgu, z pewnością nigdy więcej by się nie obudził. 
-Hokage-sama, krwawisz! -Otarł ciepłą ciecz z pod nosa i powstrzymał ruchem dłoni biegnącego w jego stronę członka ANBU. Krąg nie mógł zostać zakłócony żadną niepożądaną obecnością. 
-To nic! Zostań tam gdzie jesteś i obserwuj. Możecie zainterweniować tylko jeśli stracę przytomność. Czy wyraziłem się jasno?! -Nie otrzymał odpowiedzi, jednak wiedział, że usłuchają. Kompetentni ludzie już na starcie zmniejszyli ryzyko niepowodzenia. Miał tylko jedno podejście, jedną szansę. Przełknął ślinę i usiadł po turecku, wpatrując się intensywnie w martwe ciało. Świece już dawno zgasły. Choć roznosiła go niecierpliwość, przesiedział w miejscu bite cztery godziny, nie wykonując żadnych gwałtowniejszych ruchów. Dokładnie tak, jak było to opisane. Ciało z czasem nabrało kolorów, później przyszedł czas na zanikanie oznak rozkładu. Powody do niepokoju zaczęły się dopiero koło późnego południa. Według zwoju oddech powinien powrócić już jakąś godzinę wcześniej, podczas gdy klatka piersiowa przez cały ten czas nie uniosła się ani razu. Naruto zmarszczył brwi, czując jak narasta w nim stres. 
-Shizune, mogłabyś sprawdzić? -Zapytał ochryple, nie odrywając spojrzenia od obiektu całego zamieszania. Po krokach poznał jednak, że kobieta usłuchała jego prośby. Blondyn przyłapał się na tym, że sam wstrzymuje oddech, kiedy mniejsza dłoń ujęła blady nadgarstek i dwoma palcami wybadała miejsce, gdzie powinna wyczuć pulsowanie. 
-Wyczuwam, ale słaby. -Zmarszczone brwi Shizune wyrażały koncentrację, natomiast jemu w jednej chwili ulżyło na tyle, że podparł się drugą dłonią o zasoloną ziemię. Trudno się nie ucieszyć gdy jednorazowa, czaso i energochłonna próba mogła skończyć się porażką przez głupi puls. To co wprawiło go w jeszcze większą konsternację miało miejsce chwilę potem. Palec trzymanej przez kobietę ręki drgnął i poruszył się, a za nim kolejne. Potem były powieki. Okolone gęstymi rzęsami drgały i rozluźniały się na przemian, dając pewność, że coś co było martwe od wielu miesięcy właśnie budziło się z wiecznego snu. Czuł wzrok wszystkich zebranych, aurę zaskoczenia i niepewności. Jednak on już wiedział. Uśmiechnął się szeroko, z trudem podnosząc na drżących kolanach do pozycji stojącej. Ofiary ze zwierząt, skażenie ziemi, a nawet włożona w to chakra Kuramy, niczego nie żałował. Na jego oczach pierwsza część operacji zakończyła się sukcesem, będąca absolutną i niezbędną podstawą do kontynuowania tego szaleństwa.
-Witamy w świecie żywych Itachi. -Wyszczerzył się w jednym ze swoich najszerszych uśmiechów i wyciągnął rękę z pomocą do żywej kopii jego najlepszego przyjaciela. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz