Menu

Opowiadania

niedziela, 22 marca 2020

Agony - Rozdział XXXV.

Czy był pewien tego co robił?
Absolutnie nie. Od nadmiaru oparów kręciło mu się w głowie, a instynkt podpowiadał aby brać nogi za pas. Nie zrobił tego jednak, wciąż tkwiąc po kolana w brudnej ziemi. Ubrania zdążyły już przesiąknąć metalicznym zapachem, którego nie pomyliłby z żadnym innym. Zabił zbyt wiele ludzi aby po kilku, kilkunastu tygodniach w wiosce tak po prostu zapomnieć. Wyciągnął rękę w stronę torby z kunaiami i wziął jeden z nich, przystawiając sobie do nadgarstka. Zanim jednak zdążył zdecydować się na cięcie, poczuł mocny uścisk szczupłych palców na przedramieniu. Ręka powoli zsunęła się po jego skórze aż do trzymanego ostrza.
-Pozwól mi. -Szepnął Itachi, wyciągając narzędzie z jego dłoni tak delikatnie jakby wcale nie chodziło o przeklęty rytuał, który zdążył już pochłonąć sporo ich nerwów. O ile Sasuke był całkiem niespokojny, tak Itachi sprawiał wrażenie kogoś doskonale panującego nad sytuacją. Choć wcale tak nie było. Nie mieli żadnej gwarancji powodzenia, mimo iż jak do tej pory sprawy przedstawiały się całkiem obiecująco, a nic nie zdołało się jeszcze spieprzyć. Itachi z nadzwyczajną wręcz precyzją zostawił proste nacięcie na bladej skórze brata i przechylił jego rękę w taki sposób aby krew nie zdołała już bardziej zabrudzić zapoconych ubrań. Może to wydaje się śmieszne, zwłaszcza zważywszy na sytuację, ale obaj byli perfekcjonistami, a do tego częściowo pedantami. W tej kwestii byli całkiem zgodni, co przekładało się z kolei na sposób ich działania.
-Nie powinno cię tu być. Musisz opuścić miejsce zasięgu ziemi. -Stwierdził Sasuke, wpatrując się w kolejne krople, które po niedługiej wędrówce skapywały w dół i zostawały natychmiastowo pochłonięte. Nie doczekał się żadnej reakcji. Ciemnoczerwona, soczysta barwa przyciągała go jak magnes, przypominała o tym kim naprawdę był. Mściciel i bezwzględny zabójca. Wszystkie te określenia wywoływały w jego głowie mętlik. Przypominały o tym o czym zapomniał kiedy był pozbawioną życia skorupą. Patrząc na to co się od tamtej pory wydarzyło, to wydawałoby się że zdarzenie miało miejsce tak dawno temu... Zadrżał, skupiając się na coraz wyraźniejszym obrazie w swojej głowie.
-Zabijałem setki, o ile nie tysiące. Mężczyźni, kobiety, dzieci. To nie miało znaczenia. -Wychrypiał, jakby nieswoim głosem. Nie potrafił oderwać spojrzenia od posoki przyprawiającej go o intensywną migrenę. Tak czy inaczej dzięki temu przypominał sobie to o czym głowa zapomniała. Nie chciał od tego uciekać. Wiedział dlaczego zamknął się wtedy wewnątrz swojego umysłu. Ponieważ dowiedział się całej prawdy o Itachim. Zdał sobie wtedy sprawę że brat którego tak bardzo nienawidził w rzeczywistości był całkowicie innym człowiekiem. To go zabiło. Rozdzieliło świadomość na tysiące różnych kawałeczków, pozostawiając ciało bez duszy. Ponownie zadrżał, przełykając ślinę, prawdopodobnie odrobinę zbyt głośno. Każdy skupiał się na tym co mówił. Nie chciał aby Naruto o tym wiedział. Naruto, Hinata, Gaara, Sakura, Shikamaru... te niuanse nie były przeznaczone dla ich niewinnych uszu.
-Kontynuuj. -Wyszeptał Itachi, uspokajająco gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. Wyznanie tego co ukryte miało w tym przedsięwzięciu swój cel. Ta ziemia zawierała wspomnienia Sasuke i tylko on mógł je odzyskać. Nie było to jednak takie proste. Gdy ktoś próbował odebrać coś z pochłoniętych przez nią rzeczy musiał oddać coś w zamian. W tym przypadku było to upublicznienie informacji. Sasuke musiał powiedzieć o wszystkim co oddawała mu ta gleba. W innym przypadku zapłaciłby kolejną cenę. Tym razem dotkliwszą za złamanie warunków.
-Błąkałem się długo zanim znalazłem ukojenie. Częściowo. Najpierw straciłem współczucie, potem odeszły inne emocje. W końcu pozostała tylko mara, skorupa która obawiała się własnego cienia. -Mówił mechanicznie, instynktownie. Czuł chłód na plecach, a z twarzy odeszły wszelkie kolory. -Stało się tak ponieważ uzmysłowiłem sobie że Itachi był dla mnie wszystkim. Potrafiłem jednocześnie kochać go i nienawidzić. Jestem uzależniony, mam obsesję na punkcie własnego brata. Niezdrową. Niebraterską, lub przynajmniej nie do końca braterską. -Przerwał na chwilę, aby zaczerpnąć tchu. Miał wrażenie że każde kolejne słowo kosztuje go dwa razy tyle wysiłku co poprzednie. Wiedział już że wyznał ich sekret. Wszyscy tu zgromadzeni z pewnością zdali sobie sprawę z tego co chciał im przekazać.
-Rozpadłem się. -Przyznał, zaciskając palce na dłoni Itachiego jakby była ostatnią kotwicą trzymającą go na tym świecie. Nie chciał ponownie stać się upiorem. Nie jeśli miał po co żyć. Bał się tego. -Znalazłem krainę śmierci, pogranicza z życiem. -O ile jego wcześniejsze słowa wywołały jakiś efekt na zebranych, tak ta informacja dodatkowo nimi wstrząsnęła. Nie widział ich min, ale doskonale wiedział że tak właśnie jest.
-I wtedy spotkałem Indrę Otsutsuki. -Wypowiedzenie imienia demona o którym zdołał zapomnieć było najtrudniejsze. Nie mógł złapać tchu, skrzywił się, walcząc z siłą, próbującą go powstrzymać przed dalszym obnażaniem tajemnic. -Zapomniałem o tym, ale to wszystko było ukartowane. Wiedział... doskonale wiedział że to się wydarzy. -Wraz z nowymi wspomnieniami ogarniało go przerażenie. Przypominał sobie każdy kolejny szczegół, każde wspomnienie z którego pierwszy z Uchihów go ograbił.
-Doprowadził do tej chwili, tego momentu. Był pewien że przywrócicie Itachiego aby ratować mnie, a co za tym idzie skazicie to środowisko w taki sposób żeby mógł się wydostać z ramion śmierci. Ona trzyma go i więzi. Dlatego pieczęć boga śmierci była niezbędna.
-Sasuke!
-On chce się tu przedostać. Wykorzystuje mnie jako medium, Itachiego jako wrota, a ziemię jako pożywkę dla swojego ciała. Sarkofag, to jego sarkofag Naruto! -Wykrzyknął, walcząc z wewnętrzną paniką. Poczuł mocniejszy uścisk brata, ale nie miał siły na to żeby mu odpowiedzieć. Wiedział że jeszcze nie mógł tego przerwać. Musiał wyciągnąć tak wiele wiedzy jak to tylko możliwe. Skoro znali już swojego wroga, prawdę, należało też upewnić się co do sposobu jego zniszczenia. W innym wypadku świat ogarnąłby chaos. Indra Otsutsuki nie mógł się wydostać ze szponów śmierci. Był tym którego sam Mędrzec zapieczętował w otchłani. Powód był prosty. Pierwszy Uchiha stanowił także pierwszego mściciela i pierwszego który próbował zabić swojego brata. Był pełen nienawiści i jedyne czego pragnął to dopełnić swej zemsty. Doskonale znał to uczucie, nie dało się go pomylić z niczym innym. Każdy kolejny podobny Sasuke, ograbiony z pozytywnych uczuć, pogrążony w nienawiści człowiek był efektem tego co potrafił osiągnąć. Zasiał nasienie gniewu na ziemi i pośrednio kontrolował je z zaświatów aby w odpowiednim czasie zebrać obfite plony.
Sasuke mógłby przysiąc że słyszy jak niewidzialne łańcuchy, trzymające Indrę w krainie śmierci wydały z siebie złowrogi odgłos. Tak jakby miały zaraz pęknąć. Poczuł także falę zawrotów głowy i nudności, będące efektem całego zamieszania. Otsutsuki był wściekły. Z pewnością zorientował się że plan, który pieczołowicie pielęgnował najpierw za pośrednictwem Madary, a potem przez wkład Sasuke stanął pod wielkim znakiem zapytania.
-Naruto!
-Wiem! Shikamaru, zaczynaj! -Sasuke już tylko kątem oka widział jak Shikamaru i kilka innych osób rozkłada zwoje ze znakiem klanu Senju i w pośpiechu wykonuje pieczęcie. Do metalicznego zapachu krwi doszedł jeszcze jeden, przypominający najbardziej siarkę. Niebo pociemniało, tak jakby zbliżała się potężna burza. Zasadzone przez nich drzewo już dawno obumarło, barwiąc swoje liście bordowym kolorem. Sasuke był najbardziej podatny na ziemię w której utknął po kolana. Był też pewien że Indra ma na niego niepodważalny wpływ i nie będzie w stanie sobie tak po prostu odejść. Nie czuł nóg, tylko śmieszne mrowienie. Mimo wszystko zachował spokój i czekał. Do momentu w którym odczytał z twarzy Itachiego że ma to na niego dokładnie ten sam wpływ. Sasuke przymknął powieki i zmusił się do tego aby ukryć przed bratem swoje zamiary. Gdy następnym razem na niego spojrzał w oczach miał już mangekyou sharingana. Wystarczył jeden zdecydowany ruch susanoo aby wypchnąć go poza postawioną barierę. Jeżeli zaś chodziło o niego to sprawa nie była tak prosta. Wystarczyło tylko kilka chwil, a osłabł. Gleba wchłonęła chakrę jak gąbka, oczy zapiekły tępym bólem którego nie czuł już od dłuższego czasu. Rozmazany obraz upewnił go w przekonaniu że nie był już w stanie dłużej utrzymać technik wzrokowych.
-Sasuke!
-Siedź tam! Martwy mi nie pomożesz, a on wie że jeżeli ty znikniesz to moja wola także! -Wykrzyknął, starając się przemówić Itachiemu do rozsądku, którego zawsze miał o wiele więcej od niego samego. Był pewien że tym razem przyjęte przekonania i chęć przetrwania miały tu największe znaczenie. Został przecież dla Indry furtką, nawet o tym nie wiedząc. Żył jednak tylko dla Itachiego. Wioska może i nieco odzyskała w jego oczach, ale bez brata była to tylko marna osada, na której nie zależało mu na tyle aby walczyć, zapierając się całymi pozostałymi mu siłami. Nie, tylko Itachi się liczył. Umysł i dusza Sasuke były już cholernie spaczone, przez co, albo dzięki czemu potrafił to przyznać i pogodzić się z tym jaki jest naprawdę.
Chociaż i tak zaczął panikować bardziej niż się tego spodziewał gdy ziemia znowu osunęła mu się pod nogami. Zachwiał się, zdając sobie sprawę że coraz bardziej grzęźnie w piasku i nie ma jak się wydostać. Sprawy toczyły się zdecydowanie szybciej niż mógłby podejrzewać.
-Shikamaru, zapieczętuj to. -Niemalże rozkazał, starając się brzmieć spokojnie. To były logiczne wnioski, nie mieli już wiele czasu.
-Zdajesz sobie sprawę że jeżeli to zrobię to nie będziesz w stanie się już wydostać? -Zapytał jak zwykle rzeczowo, choć zdaniem Sasuke wcale nie musiał tego robić. Dobrze wiedział z czym to się wiąże, przez niego jednak dowiedziała się o tym reszta, która natychmiastowo zaczęła oponować.
-Sasuke, wiesz że ci na to nie pozwolę. -Syknął Itachi, niemniej tymczasowo powstrzymując się od działania.
-Wiem, ale popatrz na to od drugiej strony. Zawsze chciałeś żebym zrobił coś dla wioski.
-Ale nie w ten sposób! Obaj wiemy że nie robisz tego dla Konohy, tylko dla siebie.
-Możliwe. -Stwierdził, wzruszając bezwiednie ramionami. Nie miał tyle siły aby spojrzeć bratu w oczy i wytrzymać w swojej decyzji. -Ja jednak mam największe szanse na przeżycie. Indra mnie nie zabije. Potrzebuje mnie.
-Tak, pozbawionego zmysłów i bezbronnego.
-Raz już udało mi się wrócić.
-Tylko dlatego że tu byłem. Twój umysł nie wytrzyma kolejnego grzebania w nim sharinganem. -Sauske westchnął cicho, nie mogąc znaleźć kolejnego argumentu. Jak zwykle Itachi musiał mieć ostatnie słowo jeżeli chodziło o ich sprzeczki. Uniósł głowę, a jego wzrok splótł się z bratem tylko na chwilę. I ta naiwna chwila wystarczyła aby stracił czujność. Itachi użył tsukuyomi i zanim Sasuke zdołałby chociażby krzyknąć rzucił się aby zająć jego miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz