Menu

Opowiadania

sobota, 4 kwietnia 2020

Agony - Rozdział XXXVI.

Sasuke był jednocześnie wściekły, zrozpaczony i zdeterminowany. To pierwsze jednak zdecydowanie przeważało nad pozostałymi uczuciami. Itachi przecież obiecał. Obiecał że nigdy więcej nie poświęci się dla wioski. Naprawdę nie chciał znowu się tak czuć. Doskonale znał ten rodzaj szalonej złości, który buzował mu teraz w żyłach. Wystarczył tylko mały bodziec aby doprowadzić do katastrofy. Jego zaufanie kolejny raz zostało wystawione na próbę i kolejny raz zawiódł się akurat wtedy kiedy postanowił dopuścić do siebie odpowiednie emocje. Te pozytywne.
-Sasuke podaj mi rękę! -Nawet nie spojrzał w kierunku Uzumakiego, który jak zwykle wtrącał się w nieswoje sprawy. Zresztą jak każdy z ich pseudo "przyjaciół". Zawsze odgrywali rolę nieproszonych gości. Nie chciał już polegać na innych bo i tak zmusił się do tego w przypadku Itachiego. Jak widać nie był to dobry wybór, a każdy kolejny człowiek którego do siebie dopuszczał stanowił większe ryzyko zranienia.
-Jest tylko jeden sposób aby to zakończyć. -Odpowiedział, wysuwając jak najbardziej logiczne wnioski. Zmusił się aby wziąć głęboki wdech i pomyśleć logicznie. Jak sam wcześniej podkreślił, miał największe szanse na przeżycie. To że Łasica postanowił zająć jego miejsce i tak niczego nie zmieniało. Zamierzał to zrobić. Pokręcone decyzje Itachiego zawsze wpływały na niego już po fakcie. Sasuke nie był dopuszczany do kluczowych decyzji. Wszystkie podejmował ON, zazwyczaj na zasadzie podstępu i kłamstwa. Niestety jak kompletny idiota zawsze szedł po lince niczym marionetka i robił dokładnie to czego chciał Itachi, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Tym razem nie zamierzał pozwolić aby egoistyczne życzenie jego brata zostało spełnione. Zamrugał kilkukrotnie i szarpnął się w ziemi, zdając sobie sprawę że jeżeli chce zdążyć bez obawiania się o komplikacje ze strony "przyjaciół" to musi działać. Ułożył dłonie w pierwszą pieczęć i zmusił się do przypomnienia inkantacji. Przeglądał książki dotyczące shinigami wielokrotnie i to on dostarczył Itachiemu pomysł na tę barierę. Widział więc potrzebne słowa więcej niż raz czy dwa. Wystarczyło tylko powoli poszukać ich w głowie. Gdy skończył musiał jeszcze dotknąć ziemi i przenieść znaki. Zanim jednak to zrobił, rzucił Naruto jedno krótkie, aczkolwiek intensywne spojrzenie. Po tym jak się uspokoił stwierdził że mógłby im zaufać. Ostatni raz. Nie żeby miał większy wybór. Pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć.
-Bariera wytrzyma do dwudziestu czterech godzin. Jeżeli do tego czasu nie wrócę, zniszczcie to. -Rozkazał i w tym samym momencie w którym dotknął ziemi i zniknął w kłębach białego dymu rzucił w stronę Uzumakiego fiolkę zapełnioną po brzegi jego krwią. Zawsze był na tyle zabezpieczony aby być dwa kroki przed przeciwnikiem. Naprawdę był z siebie dumny że pomyślał wcześniej o upuszczeniu sobie krwi. Bez tego przedsięwzięcie nie byłoby możliwe do zrealizowania.
Nie dostrzegł jednak czy jego fajtłapowaty kolega złapał flakon. Widok przysłonił mu dym, a gdy opadł miał przed sobą jedynie biel. Pomieszczenie przypominające labirynt wydawało się nie mieć końca, a on sam nie wiedział nawet gdzie powinien zacząć szukać i czego tak właściwie.
Jedynym plusem było to że mógł już się swobodnie chodzić i zamierzał z tego skorzystać. Ruszył biegiem, dbając o to aby nie zostawiać za sobą dźwięku. Wypracowany spokój powoli łamał się pod naporem irytującej bieli. Już chyba wolałby kroczyć w nieprzeniknionych ciemnościach. Przynajmniej wiedziałby że czegoś szuka, zamiast wykluczać kolejne korytarze w zasięgu wzroku.
Zatrzymał się nagle, zdając sobie sprawę że prawdopodobnie myśli w odpowiednim kierunku. W końcu najmocniejszą rzeczą która łączyła go z Indrą były jego oczy, prawda? Przeklęte oczy Mangekyou sharingana, zdobyte po to by zabijać i brnąć dalej w nieodgadnioną naturę ich popierdolonej rodziny.
Przymknął powieki, wiedząc że we wszechobecnej bieli i tak niczego nie zobaczy. Musiał spróbować inaczej. Itachi powiedział mu że kolejnego spotkania z jego tsukuyomi prawdopodobnie by nie przeżył, co oznaczało że Indra dotarł do niego przez psychikę i ich niebywałe połączenie. Skoro działało to w jedną stronę to musiało działać też w drugą. Plułby sobie w brodę że wpadł na coś tak oczywistego dopiero teraz, ale wiedział że później będzie ewentualny czas do użalania się nad sobą. Uchylił powieki, mając nadzieję że uda mu się utrzymać sharingana wystarczająco długo aby coś znaleźć, ale jego obawy okazały się bezpodstawne. Stał bowiem przed obiektem, którego prawdopodobnie szukał. Szklana ściana dzieliła go z postacią, której twarzy jednak nie potrafił dostrzec. Wydawać by się mogło że ta osoba nie ma także chakry. Widział tylko zarys, nic więcej. Domyślał się mimo to, że ma do czynienia z Indrą, człowiekiem przez którego Itachi leżał nieprzytomny na posadzce, po za zasięgiem jego dotyku.
-Przyszedłeś więc. -Sasuke spiął się wyraźnie, ale nie dał po sobie poznać że rozmówca wpłynął na niego w jakikolwiek sposób.
-Wydawałeś się bardziej wściekły gdy zaczęliśmy krzyżować twoje plany. -Zauważył kąśliwie, tyko po to aby zobaczyć czy uda mu się sprowokować przodka. Ten jednak posłał mu coś na wzór litościwego uśmieszku i przesunął się nieco bliżej Itachiego, co okazało się trafnym strzałem jeżeli chodzi o zdenerwowanie Sasuke. To był wymiar który nie podporządkowałby się jego woli, po za słowami nie mógł zrobić niczego aby powstrzymać Indrę przed ewentualnym skrzywdzeniem Itachiego.
-Wiesz Sasuke... Nie jestem tylko złem za które mnie masz, jako iż nie widzisz niczego innego oprócz bezpieczeństwa Itachiego. Rozumiem to jednak. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Nie wydaje mi się.
-Za mało jeszcze wiesz. Tak mało widziałeś... -W głosie Indry dało się wyczuć jakąś melancholię, w którą jednak nie potrafił tak łatwo uwierzyć. -Jestem zarówno dobrem jak i złem. Jako bezpośrednio ze mną połączony - wiesz to. Masz to w sobie. Jestem jednakże też niecierpliwy i łatwo się denerwuję więc nie próbuj mnie testować. To nie pomoże ani tobie, ani twojemu bratu.
-Jakbyś w ogóle dbał o to co nam pomoże. -Praktycznie wypluł z siebie, zanim zdołał pomyśleć o konsekwencjach. Na szczęście i to nie wydawało się być czynnikiem który mógłby zdenerwować Indrę.
-Jesteśmy podobni. Nie wymażesz tego faktu, nieważne jak mocno byś próbował. To jednak już wiesz... Powinieneś więc też zdawać sobie sprawę że gdybym chciał trzymać się pierwotnego planu to twój brat dawno byłby martwy.
-Dlaczego więc jest inaczej?
-Zaproponował mi umowę. Nie powiem ci jednak co oddał w zamian.
-Ty...
-Nie martw się. Jak już wspomniałem - nie jestem twoim wrogiem. Przynajmniej nie do końca. Spójrz tylko. Obaj nienawidzimy tamtego świata, a jednak ty wybierasz inną drogę ze względu na niego. Czy naprawdę tego chcesz? Czy warto?
-Nie wiem czy warto, ale wiem że chcę Itachiego. Skoro on przy okazji próbuje ratować tamten świat to dopóki przez to nie zginie jestem w stanie podążać za tym marzeniem. - Nie wiedział nawet dlaczego był taki szczery z osobą która wydawała się przykuta do ścian białego więzienia. Podejrzewał że przez to że oddzielała ich tylko przezroczysta szyba, mieszało mu się w głowie. Uczucia i myśli Indry przenikały się momentami z jego własnymi, świadcząc o połączeniu które najwidoczniej narastało gdy byli tak blisko siebie.
-Widziałem jak to się kończy. Wielokrotnie. Domyślasz się przecież. Wiesz że podejmujesz praktycznie przegraną walkę, a jednak... nigdy nie podobało mi się to gdy jeden brat manipuluje drugim podług siebie. Dlatego poczekałem. Zgodziłem się na propozycję Itachiego, ale jeżeli dasz mi coś równie cennego to przystanę na to i zwolnię go z umowy. Mogę poczekać kilkanaście kolejnych lat żeby się uwolnić, ale do tego potrzebna jest mi energia.
-Czego chcesz? -Przeszedł do rzeczy, dostrzegając w tym jedyną szansę na uratowanie brata. Nadal miał swoje nieodłączne podejrzenia, ale jeżeli istniała nadzieja, nawet najmniejsza, to zamierzał ją wykorzystać. Działał tak nierozważnie i niepodobnie do siebie, że sam zaczynał się zastanawiać czy to wciąż jest on, czy jednak już ktoś inny.
-Żeby przeżyć w tym więzieniu potrzebuję dusz przepełnionych dziką wręcz rozpaczą, żyć które dają mi siłę. Twój brat był już raz martwy więc jest dużo mniej cenny po ponownym przebudzeniu, jednak... ty jako ostatni żyjący z rodu masz pieczę nad tymi którzy polegli. Możesz mi ich oddać, wszystkich Uchihów. Zrób to, a zwrócę ci twojego brata. To rozsądna cena, nieprawdaż? Martwi są dla ciebie równie nieważni co dla mnie. Wiem to. Jesteśmy ulepieni z jednej gliny. Twój brat jest nieprzytomny więc nie musisz udawać że zależy ci na spokoju przodków.
-Co nie zmienia faktu że prędzej czy później dowie się co tu zaszło. Nigdy nie zapomni, nie wybaczy mi tego. Kochał mnie mimo że przez to musiał wybić nasz klan, więc i po tym będzie darzył mnie tym samym uczuciem, tyle że nie zapomni. Nigdy. To rozdarcie w końcu zniszczy go całkowicie.
-Tak... Cóż, przed tobą trudny wybór. Ja mam czas, tkwię tutaj od wieków. Tobie jednak zostały mniej niż dwadzieścia cztery godziny, nieprawdaż? Przemyśl to sobie. -Sasuke nawet nie drgnął, dostrzegając w końcu delikatny, aczkolwiek wyjątkowo przebiegły uśmieszek na twarzy przodka. Utwierdziło go to w przekonaniu że tak naprawdę od samego początku nie miał zbytniego wyboru. Cała ta rozmowa była jedynie teatrzykiem pokazowym, a Indra tylko czekał aż sprawy potoczą się w taki, a nie inny sposób.
-Planowałeś to od samego początku, ty sukinsynu.
-Jeżeli kiedyś będziesz w podobnej sytuacji zdasz sobie sprawę że kilkaset lat to naprawdę sporo czasu żeby zaplanować i dopiąć do końca osobiste porachunki. Teraz jednak powinieneś się zastanowić nad decyzją. Jeszcze żywy brat, czy już martwa rodzina? Twój czas ucieka. Tik-tak. Nasza gra dobiega końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz