Menu

Opowiadania

środa, 8 kwietnia 2020

Agony - Rozdział XXXVIII.

Rozejrzał się po pokoju, mając niepokojący uścisk w klatce piersiowej. Doskonale znał te beżowe ściany mimo iż minęło już tyle lat odkąd ostatni raz je widział. Rozejrzał się ostrożnie, choć wcale tego nie chciał. Myślał że wyleczył się z przeszłości i podejrzewał że faktycznie tak było, ale zobaczenie rodzinnego domu na własne oczy to zupełnie inna sytuacja niż myślenie o tym po za granicami getta Uchiha. Ba, to miejsce powinno być przecież zrównane z ziemią, co mogło oznaczać tyle że Indra leciał sobie w kulki i nie dotrzymał warunków umowy. Przeklął cicho, zwlekając się z łóżka, które natychmiastowo rozpoznał. Niepokojącym jednak faktem było to, że jego rozmiary także nie uległy zmianie. Był w swoim pokoju z dzieciństwa. Ile mógł mieć wtedy lat? Osiem? Dziewięć? Wziął głębszy oddech, starając się nie popadać w paranoję i ruszył w stronę drzwi, niezbyt zadowolony z faktu że pamięta rozmieszczenie wszystkich pomieszczeń. To była przeszłość która powinna nareszcie odejść w zapomnienie, tak jak sobie tego życzył. Stare deski zaskrzypiały pod kolejnymi krokami, a instynkt poprowadził go w stronę salonu. Nie pomylił się. Nastoletnia wersja Itachiego siedziała przy wejściu, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Nie zdając sobie z tego sprawy przełknął ślinę i wziął głęboki oddech.
-Itachi. -Rzucił cicho, nie mając bladego pojęcia jak inaczej powinien zacząć. Chciał dowiedzieć się co się właściwie dzieje, ale z drugiej strony nie wiedział czy ten Itachi to faktycznie Itachi, czy raczej wspomnienie z jego dzieciństwa, bądź coś na wzór iluzji.
-Pamiętasz jak zapytałeś mnie kiedyś o uczucia? -Młodszy Uchiha zmarszczył brwi, starając się nakreślić w głowie ten konkretny moment. Pamiętał to, ale bardziej z ust Itachiego, niż swoich własnych wspomnień. Swoją drogą miał pewnego rodzaju deja vu.
-Wtedy też było tyle gwiazd. -Przytaknął w końcu, robiąc kilka kolejnych kroków. Miał nieodpartą potrzebę aby spojrzeć bratu w twarz i potwierdzić swoje przypuszczenia.
-Powiedziałem ci wtedy że jesteś moim światłem, jedyną jasną częścią życia. Byłeś dzieckiem, więc nie mogłeś zrozumieć przekazu równie dobrze jak rozumiesz go teraz. Bo rozumiesz... prawda? -Uchiha znowu przytaknął skinieniem głowy, ścierając się z intensywnym spojrzeniem Itachiego. Miał już pewność że to nie wspomnienie, a przynajmniej nie tylko. Był to jego brat, a jednak nie stanowił go do końca...
-Czym więc jesteś? -Zapytał na głos, uzasadniając pytanie pytaniem.
-Cząstką która została w tobie po tym jak Itachi użył tsukuyomi. Żeby upewnić się...
-Że więcej nie spróbuję zamknąć się w sobie. Ty miałeś tego pilnować i w razie ryzyka - przeszkodzić mi. -Starszy Uchiha uniósł lekko kąciki ust ku górze, bez słowa skinął głową i uniósł rękę, którą Sasuke bez cienia wahania natychmiastowo ujął po czym usiadł obok.
-Zawsze lepiej zaplanować, trzy, cztery, a może nawet i pięć kroków do przodu.
-Dlaczego tu jestem? Przecież nic się nie stało, nie popadłem w obłęd.
-Znasz odpowiedź. Musisz tylko pomyśleć. -Sasuke prychnął cicho i odwrócił spojrzenie w stronę gwiazd. Nie był w stanie odpowiednio się skupić. Myślał że jego problemy chociaż na chwilę się skończą i będzie mógł odpocząć, ale wtedy pojawiały się nowe przeszkody.
-Jest tylko jedno wytłumaczenie. Przez układ z Indrą ingerencja Itachiego w mój umysł została naruszona i zmusiła nas do skonfrontowania się. -Odrzekł, znajdując w tym jedyną logiczną teorię. Nic innego nie pasowało mu do tego co się teraz działo, a na dodatek zdołał poznać już nieco sposób działania brata. Jego podstępy i kłamstwa jak zwykle wychodziły mimochodem i w ostateczności. Gdyby nie Indra to prawdopodobnie dowiedziałby się o tym tylko w tym jednym, konkretnym przypadku, bądź co gorsza - nigdy.
-I tak i nie. -Przyznał cicho Itachi, zahaczając mimochodem o szczupłe palce brata. Już chwilę później ich splecione dłonie wylądowały na jego kolanach.
-Będę w stanie wrócić? -Zapytał, nieco dłużej zawieszając wzrok na rozluźnionej szczęce Itachiego. Zdołał zapomnieć jak przyjemne są jego rysy twarzy, zwłaszcza te młodzieńcze. Gdy był dzieciakiem miał na ich punkcie prawdziwą obsesję, nie wspominając już nawet o charakterystycznych zmarszczkach.
-To zależy czy tego właśnie chcesz. -Sasuke westchnął głośno, nie będąc w stanie wyrzucić z siebie niczego kąśliwego. Wypowiedź Itachiego jak zwykle pełna była zagadkowości i nie dostał jednoznacznej odpowiedzi na którą liczył. Czy to znaczyło że mógł zdecydować? Jakoś trudno było mu uwierzyć że taka rzecz jest możliwa. Itachi całe życie stawiał go przed faktem dokonanym, tak więc nie spodziewał się po tym zbyt wiele. Wsłuchał się w świerszcze i odchylił głowę w tył, nabierając zimne, nocne powietrze w płuca. Odrzucił na chwilę dyskomfort jaki budziła w nim dawna siedziba klanu.
-Muszę wrócić. Nie bez powodu zawarłem ten układ. -Oznajmił, choć czuł się tutaj naprawdę dobrze. Bez smutku i strachu, wrócił do punktu wyjścia. Do czasów kiedy ani on, ani jego brat nie byli jeszcze naznaczeni śmiercią i zniszczeniem. Przypomniał sobie tę niewinność jaką wtedy sobą reprezentował. Nie wiedział niczego o prawdziwej naturze świata, ale dzięki temu żył ciesząc się każdą najmniejszą rzeczą. Owszem, był naiwnym dzieckiem, jednak to właśnie ta cecha sprawiała że był naprawdę po ludzku szczęśliwy. Nie musiał mierzyć się ze spaczeniem własnego umysłu i ciężarem winy po zabiciu Itachiego, każde działanie wydawało się o wiele łatwiejsze. Tęsknił za tym z czego go obdarto, a jednak prawdopodobnie niczego by nie zmienił. To Itachi był tym, który chciał go chronić, a pociągnął za sobą na dno. Zabijając klan automatycznie sprawił że Sasuke wszedł za nim na drogę zniszczenia i nie zamierzał zawrócić. Tak długo jak widział przed sobą cień brata musiał za nim gonić. To zjawisko najlepiej jest chyba określić mianem współuzależnienia. On idzie, ja idę. On stoi, ja stoję. I tak ciągle, przez całe życie. Nawet nie zamierzał udawać że jest inaczej. Pławił się wielokrotnie w swoim nieszczęściu, ale i tak nie mógł całkowicie upaść. Nie, jeżeli nieopodal był Itachi. Stanowił nieodłączną część swojego brata, jak widać z wzajemnością. Jeden pociągał drugiego na dno i na odwrót, ale ta sama rzecz która zmuszała ich do krzywdzenia siebie nawzajem, podtrzymywała ich także przy życiu.
-Martwisz się?
-Trochę. Martwiłbym się bardziej gdybym postanowił oddać Indrze Uchihów.
-Słusznie. -Potwierdził Itachi, ciągnąc głowę Sasuke na swoje kolana. Dzięki temu mieli dokładny wgląd na swoje twarze.
-Kiedy odejdę wciąż tu będziesz? W razie konieczności? -Niegdyś Sasuke w życiu by tego nie przyznał, ale jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, czuł się nieco spokojniej gdy wiedział że ma w sobie część brata która nie pozwoli mu się zatracić.
-To zależy. -Przyznał zagadkowo, ale pod spojrzeniem Sasuke w końcu lekko się uśmiechnął i wzruszył ramionami. -Istnieje takie prawdopodobieństwo, ale nie mam pewności. Cena którą zapłaciłeś z pewnością wpłynie na nasze połączenie. Myślę że pozostanę uśpiony aż do momentu w którym będziesz mnie naprawdę potrzebował... Chociaż to tylko spekulacje. Gdy wrócisz dowiesz się więcej.
-Dobrze. -Zgodził się, uznając że odpowiedź mimo iż wciąż niepełna, jest dla niego satysfakcjonująca. Potrzebował tylko zapewnienia ochrony, niczego więcej. -Czy ta senność jest normalna? -Zadał pytanie retoryczne, bo znał już odpowiedź. Potrzebował tylko kolejnych wyjaśnień bo niedoinformowanie było rzeczą której ostatnio nie potrafił poprawnie zdzierżyć.
-Gdy się obudzisz będzie już po wszystkim. -Szło to opacznie zrozumieć, jednak tyle wystarczyło. Przymknął powieki, skupiając się na ciepłu bijącemu od skóry Itachiego. Chwilę potem dołączyły do tego jego szczupłe palce, które uspokajająco przeczesywały sterczące kosmyki.
-Jesteś moim światłem Sasuke, a ja jestem twoim. Nie zapominaj o tym.


Stopniowo wszystko ucichło. Każdy zmysł jaki miał nie przypominał już niczego konkretnego. Uczucie podobne do tego gdy śpisz, ale zdajesz sobie z tego sprawę, masz świadomość. Mimo to nie możesz się poruszyć, ponieważ wciąż śnisz. Dopiero potem przychodzi czas na pierwsze bodźce. Najpierw dźwięk, potem zapach, na końcu dotyk, aż w końcu wzrok. Sasuke był na tym trzecim etapie. Starał się skupić na znajomej dłoni, zbyt mocno owiniętej wokół jego własnych palców. Czasami ta ręka zaciskała się jeszcze mocniej i Uchiha miał nieprzyjemne wrażenie że intensywne mrowienie ma coraz więcej wspólnego z brakiem dopływu krwi niż odzyskaniem czucia.
-Budzi się. -Zmarszczył brwi, z łatwością rozpoznając po głosie postać Sakury Haruno. Zaraz potem syknął cicho, nie spodziewając się wbitej z zaskoczenia igły. Uchylił powieki, ale obraz był zamazany więc kilkukrotnie zamrugał zanim zdołał dostrzec zarysy interesujących go postaci. Zwłaszcza tej jednej.
-Co mi podałaś? -Zapytał, unosząc się nieco na poduszkach. Nie był nawet obolały, ale zawroty głowy zrobiły swoje i zanim zapanował nad odruchami to minęła dobra chwila.
-Coś co powinno pomóc ci szybko stanąć na nogi.
-Czekamy na wyjaśnienia. -Rzucił Uzumaki, niezwykle spokojnie. Zajmował miejsce na parapecie przy oknie, ale jego mina z daleka wyrażała więcej niż tysiąc słów. Wszechobecne niezadowolenie. -A tak przy okazji: i tak jestem na ciebie zły.
-Powyżywasz się później. -Obiecał, przymykając powieki. Upewniwszy się że to faktycznie Itachi siedzi tuż obok i trzyma go za rękę nie mógł dłużej pozwolić na drażnienie oczu jasnym światłem.
Zaczął powoli mówić, choć omijał co poniektóre szczegóły. Jedyną osobą która prawdopodobnie połapała się w jego małej manipulacji był Itachi.
-Tak więc zaproponowałem coś innego. Oddałem swoje prawo do sharingana. -Dokończył bezbarwnie, nie dając ani jednego powodu do podejrzeń że mógłby w jakiś sposób żałować swojej decyzji. Bo nie żałował. Jeszcze nie.
Nie dopowiedział także że stopniowo straci swój wzrok. Nie miał siły aby się teraz o to kłócić z Uzumakim.
-Chcę pogadać z Itachim na osobności. -Wypalił zanim Naruto zdołałby się rozkręcić. Podejrzewał że przekonanie go do tego nieco zajmie i był na to przygotowany, dlatego zdziwił się gdy blondyn mruknął jedynie coś pod nosem, wypraszając resztę gości z pokoju. Uchiha zamyślił się głęboko nad powodem i szybko doszedł do logicznych wniosków. Przecież przed udaniem się do Indry wypaplał publicznie praktycznie wszystkie swoje najważniejsze tajemnice, w tym istotę jego związku z bratem. Nic dziwnego, że ich zachowanie odbiegało od tego do czego był przyzwyczajony.
-Wiesz że jestem na ciebie wściekły. -Zaczął spokojnie, choć wewnątrz walczył z wieloma różnymi emocjami. Od ulgi że Itachi wciąż żyje, aż po irytację że znowu dał się nabrać i pozwolił mu pokierować sobą jak szmacianą lalką.
-Wiem. -Przyznał, a uspokajający dotyk zwolnił, aż w końcu zupełnie ustał.
-To tyle? Nic więcej nie masz mi do powiedzenia? -Zapytał z goryczą i przełknął ślinę, aby nie dać emocjom zapanować nad głosem. Nie był taki kruchy, już nie.
-Jestem z ciebie dumny. -Sasuke odetchnął głęboko i pokręcił głową, odszukując po omacku rękę brata. Zacisnął na niej palce i zaborczo pociągnął go za nią ku sobie. Zagrożenie minęło, ale był na tyle skrzywiony że potrzebował namacalnego potwierdzenia że jest tu i teraz.
-Masz pozdrowienia od młodszego Itachiego. -Prychnął, chcąc pośrednio ostrzec brata że wie co ten mu zrobił, a zaraz potem uniósł kąciki ust ku górze, jakby w imitacji uśmiechu. Sam przestawał nadążać za swoją psychiką i zmianami nastroju. W jednej chwili chciał mu wszystko dotkliwie wygarnąć, a w drugiej... no cóż. Uchylił powieki, podnosząc się do siadu. Wplótł palce w hebanowe włosy i pociągnął go ku sobie na tyle blisko że stykali się nosami.
-Nie zniosę więcej twoich kłamstw, rozumiesz? Jesteś mi to winien. Przysięgnij, tym razem naprawdę przysięgnij.
-Uwierzysz mi nawet jeżeli obiecam?
-Tak.
-Dlaczego? To naiwne.
-Bo teraz sytuacja jest inna. Wiesz już że jestem w stanie, że potrafię... zrobić to co trzeba. Teraz twoja kolej żeby coś mi udowodnić. -Itachi westchnął głęboko, ale uniósł dłoń i musnął nią policzek brata, powoli zjeżdżając niżej, aż do warg. Wpatrywał się w nie intensywnie przez chwilę po czym wykonał szybki ruch i zaatakował. Sasuke błyskawicznie uniósł się wyżej i uwięził go w swoim uścisku, pogłębiając pocałunek. Chciał poruszyć jeszcze wiele tematów, ale tęsknota i częściowe uczucie ulgi przeważyły nad rozsądkiem. Wypchnął potrzeby ciała na pierwszy plan, zatapiając się w tym co tu i teraz. Mieli czas. Kupił go dostatecznie dużo aby zdążyć z każdą rzeczą którą chciał z nim zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz