środa, 10 czerwca 2020

Les Lumières - Rozdział VI.

W pokoju panował półmrok. Światło dostawało się do środka jedynie poprzez szpary w metalowych roletach. Powoli podciągnął się na łokciach i wychylił z łóżka, aby złapać za wibrujący telefon, a następnie z powrotem opadł na bordowe poduszki. W tej pozycji miał wrażenie, że głowa nie pęka mu tak mocno, jak wtedy gdy podnosił się do pionu.
-Uzumaki, jak zawsze masz świetne wyczucie czasu. -Sarknął, przecierając twarz palcami i zaraz potem zamknął oczy, na wpół jeszcze śpiąc. Zresztą wciąż czuł się jak kupa gówna, chociaż w porównaniu do poprzedniego dnia, to właściwie różnica była diametralna.
-Nie jęcz, skoro to ja pierwszy dzwonię zapytać o twój stan. Brzmisz równie paskudnie jak ja, a podobno wyszedłeś w całkiem niezłym stanie. -Usłyszał po drugiej stronie nieskładną paplaninę, a zaraz potem siorbanie, które musiało oznaczać, że blondyn łapczywie dorwał się do źródła wody. Sasuke aż przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że niekulturalne zachowanie przyjaciela obudziło w nim pragnienie napicia się czegoś. Musiał zawalczyć sam ze sobą i podjąć szybką decyzję czy faktycznie chce zaryzykować i wstać z łóżka dla szklanki wody. Oznaczałoby to też długą, ryzykowną wędrówkę do kuchni.
-Tak było, ale potem sprawy się nieco skomplikowały. -Przyznał, nie zdradzając żadnych szczegółów. Nigdy w życiu nie przyznałby się do tego, że zasnął w wannie, a własny brat pomagał mu... o cholera. Poczuł gorąc na policzkach, który zaraz potem zaatakował go od wewnątrz. Fakt, że wirował mu świat, nie był w stanie w żaden sposób wymazać wspomnień poprzedniego wieczoru. Nie był pewien, czy woli już całkowicie wyrzucić to z pamięci, czy właśnie pamiętać tylko po to, aby mieć świadomość, jak bardzo się upokorzył.
-Sasuke? Słuchasz ty mnie?
-Nie bardzo. -Przyznał niemrawo, wiedząc, że nie będzie w stanie dostatecznie skupić się na rozmowie. Usłyszał po drugiej stronie głębokie westchnienie, po czym po chwili ciszy blondyn ponowił pytanie, najwyraźniej nie zamierzając dać za wygraną. Uparty nawet na kacu. -Pytałem, czy twoi rodzice się zorientowali. Mama od rana nie daje mi spokoju i chodzi jak nakręcona. Dobrze, że mam zajebistego ojca, który mnie rozumie. Kochany tatko odciągnął ode mnie jej uwagę. -Sasuke wielokrotnie już słyszał, że ojciec Naruto był całkiem wyrozumiały i w przebiegły sposób stawał po stronie syna, tak że Kushina nie była tego nawet świadoma. Był na tyle obcykany w tego typu sytuacjach, że potrafił niepostrzeżenie zażegnać kryzys z wybuchową Uzumaki, kiedy ta wpadała w furię. Suma summarum, imprezowanie i chlanie do nieprzytomności często uchodziło blondynowi na sucho. Zwłaszcza w tym roku, jako iż był to rok wchodzenia w dorosłość i Minato jeszcze bardziej skupiał się na tym, aby Naruto miał co wspominać.
-Nie mam pojęcia. Nie schodziłem jeszcze na dół, ale podejrzewam, że nie mam się czym przejmować. Itachi miał się tym zająć.
-Chcesz mi powiedzieć, że TEN ITACHI jest u ciebie w domu, a ty wczoraj nie wspomniałeś o tym nawet słowem? -Sasuke skrzywił się na ten nagły wybuch entuzjazmu i odsunął telefon odrobinę dalej. Naprawdę nie był w najlepszej formie, skoro całkowicie zapomniał o "małej" obsesji Naruto na punkcie Itachiego. Blondyn był debilem, nic więc dziwnego, że gdy pierwszy raz się spotkali, nie miał zielonego pojęcia o tym, że jest synem Uchihów. Gdy się jednak zorientował, jego reakcja sprawiła, że Sasuke tym bardziej chciał utrzymać między nimi dystans. Jak się później okazało - Uzumaki był absolutnym fanem Akatsuki, z naciskiem na osobę Itachiego.
-Nie drzyj się tak. Wrócił wczoraj na chwilę, ale nie wiedziałem o tym dopóki nie wróciłem. Nie ma się czym podniecać. -Wyrzucił z siebie na wydechu, mając ochotę wywrócić oczami. Tak czy inaczej, na wszelki wypadek trzymał komórkę w pewnej odległości od siebie i okazało się to jak najbardziej trafną decyzją. Zdradził zresztą półprawdę, aby łatwiej było mu zakończyć niewygodny temat.
-Nawet tak nie żartuj! -Wykrzyknął, dając mu już kolejny z rzędu powód, aby jak najszybciej skończyć tę średnio przyjemną pogawędkę. Nie powiedział tego, aczkolwiek Naruto najwidoczniej wyczuł jego posępny nastrój, bo zaraz po swoim wybuchu zamilkł na chwilę, a gdy się odezwał, nie dało się już usłyszeć tej namacalnej ekscytacji. -Tak czy inaczej, pozdrów go ode mnie.
-Jasne. -Uciął krótko, nabierając głębszego wdechu w płuca, tylko po to aby boleśnie wypuścić powietrze przez usta. I tak nie zamierzał tego zrobić. -Muszę kończyć. Powinienem pokazać się w salonie. -Dodał, wymyślając pretekst na poczekaniu. Tak naprawdę upewnił się co do podstawowych rzeczy, czyli tego, że Uzumaki jednak bezpiecznie dotarł do domu i najwidoczniej miał się całkiem nieźle, skoro miał siłę aby wydzierać się w tak żywiołowy sposób.
-Widzimy się jutro? Nie zapomnij o zajęciach!
-Jakby to w ogóle było możliwe. W przeciwieństwie do ciebie znam swoje obowiązki. -Skwitował skrupulatnie i zanim Naruto zdołałby się znowu odpalić z niezwykle mądrym komentarzem, szybko przerwał połączenie, odrzucając telefon na drugą stronę łóżka. Potarł czoło, wyczuwając kolejną salwę nadciągającej migreny i podniósł się do siadu, dopiero teraz rozglądając po pomieszczeniu. Itachi stał oparty o framugę, najwidoczniej od początku słuchając z uwagą jego rozmowy z Uzumakim. Sasuke nie miał wątpliwości, że wszystko doskonale słyszał. Blondyn nie należał do taktownych, a na dodatek ten worek chodzącej energii miał na tyle donośny głos, że nawet bez przełączenia się na głośnomówiący, każde słowo było doskonale zrozumiałe z drugiego końca pomieszczenia.
-Od jak dawna tu stoisz? -Westchnął, nawet nie próbując się wściekać. Było po fakcie. Zresztą ta rozmowa nie była jakoś wybitnie prywatna, chociaż osobiście wolałby żeby Itachi nie wiedział o małej obsesji Naruto na jego punkcie. Jeszcze pomyślałby sobie, że wspólnie prowadzą jakiś jego fanclub czy coś w tym stylu. Na samą myśl wykrzywił wargi w nieprzyjemnym grymasie. Nie przeszkadzało mu to, że o tym pomyślał, bardziej chodziło o to, że gdyby miało to miejsce kilka lat wcześniej, to mógłby faktycznie coś takiego stworzyć.
-Jakoś od momentu w którym wasza rozmowa zaczęła dotyczyć także i mnie. -Przyznał spokojnie, odrywając się od dotychczasowego oparcia i podążył w kierunku łóżka, na którego brzegu zaraz zgrabnie usiadł. Nie dał mu jednak czasu na przetrawienie igiełki zażenowania, która zakwitła po tej odpowiedzi i kontynuował: -Jak się czujesz?
Sasuke wypuścił ze świstem powietrze, po czym ponownie przełknął ślinę, czując charakterystyczną suchość w gardle. Ostatecznie odrzucił to czego się dowiedział na dalszy plan. Nie było sensu się zadręczać. Już dawno poprzysiągł sobie, że w końcu spróbuje przestać tak bardzo się wszystkim przejmować, a teraz gdy był na kacu wydawało się to zadaniem o wiele łatwiejszym niż zwykle.
-Lepiej, chociaż mam wrażenie, że jestem o krok bliżej do zostania rośliną. -Mruknął, dziękując w duchu że Itachi jednak nie poruszył tematu Uzumakiego. Podejrzewał, że mógł się zorientować z kim rozmawiał, aczkolwiek nie miał co do tego pewności. W końcu obaj zdążyli się już poznać, ale było to całkiem spory kawałek czasu temu. -Czy rodzice coś zauważyli?
-Matka próbowała rano ściągnąć cię na dół, ale wybiłem jej ten pomysł z głowy. Powiedziałem, że zatrułeś się czymś na mieście i potrzebujesz odpoczynku. -Powiedział cicho, nie spuszczając z niego wzroku. Sasuke mechanicznie skinął głową, wlepiając spojrzenie w pościel i przetrawiając to sobie w głowie... a przynajmniej chciał się skupić właśnie na tym, ale szło opornie. Cały czas wracał do tego co wczoraj odwalił i jak wiele z tego tak naprawdę pamiętał. W końcu zebrał się na odwagę i powiedział coś, co przez gardło przechodziło mu niezwykle rzadko i ciężko.
-Przepraszam. Musiałeś się mną zająć, chociaż pewnie sam byłeś wykończony. Mogłem odpuścić tą kąpiel. -Sasuke czuł na sobie wręcz palący wzrok. Nie wiedząc czemu wiedział, że Itachi jest zarówno zaciekawiony jego nastawieniem, jak i analizuje wszystko z dokładnością, na którą stać było tylko jego.
-Daj spokój. Jesteśmy młodzi, mamy prawo żeby czasami odpocząć. Co prawda wolałbym żebyś nie pił tyle przed pełnoletniością, ale jestem w końcu twoim starszym bratem. To moja rola żeby czasami poratować cię z kłopotów.
-Mój bohater. -Zironizował, mimo iż był mu naprawdę wdzięczny, o czym mógł świadczyć półuśmiech, którym go uraczył. -Która godzina?
-Dochodzi pierwsza.
-Idealnie. -Westchnął, nareszcie podnosząc cztery litery z pościeli. Tym razem na dobre, chociaż i tak zeszło mu się zanim złapał równowagę.
-Co robisz?
-Wstaję, oczywiście. Muszę pokazać się na dole, zanim uznają, że chcą tu wejść. Po za tym cholernie drapie mnie w gardle, potrzebuję tabletek, a także muszę przygotować się na zajęcia. Idealnie się złożyło, bo dzisiejsze mam dopiero wieczorem. -Oczywiście Sasuke nie zamierzał przyznawać, że były to niejako zajęcia wyrównawcze i musiał na nie chodzić przez ostatnią dyskusję z ojcem.
-Chyba żartujesz. Chcesz iść do akademii? -Itachi zmierzył go krzywym spojrzeniem, nie kryjąc swojego niezadowolenia co do tego pomysłu.
-Nie, nie chcę. Ale chcieć, a musieć, to dwie różne sprawy. Jeśli nie pojawię się na zajęciach z aktorstwa, ojciec natychmiast zwróci na to uwagę. Nie tak dawno temu słuchałem kazania na ten temat, nie będę dalej ryzykował. -Westchnął, ostentacyjnie przerzucając kilka pierwszych, lepszych koszulek w szafie. Dzisiaj nie zamierzał nawet patrzeć czy są to rzeczy wybrane przez matkę, czy pasujące do jego własnych gust. Chciał po prostu poczuć się wygodnie i dobrze. Tylko tego mu teraz było trzeba.
-Jesteś zaskakująco zdeterminowany. -Rzekł, zaskakując tym samym Sasuke. Spodziewał się raczej dalszego namawiania na opuszczenie dzisiejszego dnia, podczas gdy otrzymał jedynie dość dziwny komentarz.
-Też byś był, gdyby ojciec ciągle siedział ci na karku. Masz teraz własną karierę i menedżera, nie musisz dzielić się z nim swoimi osiągnięciami, tak długo jak osiągasz rezultaty. -Wzruszył ramionami, wciągając ciemnoniebieską koszulkę przez głowę. Przez tą konwersację zdołał zapomnieć o tym, że przecież jeszcze nie tak dawno temu wstydził się, że Itachi widział go nago, prawdopodobnie tutaj przyniósł i przebrał. -Nie mogę sobie jeszcze pozwolić na takie luksusy, więc muszę chociaż zachowywać pozory.
-Przynajmniej zadzwoń, jeżeli poczujesz, że to zbyt wiele. Przyjadę cię odebrać.
-Dzięki, ale twoja obecność pod szkołą dla dzieci celebrytów tylko by... namieszała. -Wyznał, zagryzając wargę. Określił to dość łagodnie, ale prawda była taka, że czerwone porsche Itachiego zbyt mocno przyciągało wzrok. Nie wspominając już nawet o samym kierowcy. Faza Naruto na Akatsuki wydawała się niczym, przy stadzie dzikich fanek, które nie potrafiły gadać o niczym innym. Uchiha przywykł już do tego, że przechodząc korytarzami słyszy podniecone piski i rozmowy na temat Akatsuki, ale wolał nie doświadczać tego w bezpośrednim starciu. Dzięki jego upartym staraniom aby się nie wyróżniać i odstraszać potencjalnych chętnych, póki co nie był jakoś specjalnie oblegany, nawet jako brat Itachiego i wolał aby tak zostało. Jednorazowa wycieczka po młodszego braciszka mogłaby ośmielić potencjalnych obserwatorów do podjęcia działań, a jak jedna osoba zacznie, to posypie się ich cała kolejka, aż nie będzie mógł tego zatrzymać.
Chociaż Itachi oczywiście doskonale o tym wiedział. Sasuke mógł wywnioskować po samym typie jego spojrzenia, które jednocześnie mówiło "to nic takiego", co stanowiło dodatkowy dowód, że jego starszy brat, chcąc czy też nie, zaczął już należeć do świata, w którym cisza i spokój nie grały pierwszorzędnej roli. Uległ scenie i jak do tej pory tylko Sasuke zapierał się przed tym nogami i rękami. No, może nie do końca, biorąc pod uwagę, że od niedawna był na ustach wielu ludzi. Tak czy inaczej, oddzielał te dwa światy od siebie grubą kreską. Mógł jeszcze powiedzieć, że ma życie "prywatne" i "zawodowe". Nie wiedział tylko na jak długo.
-Sasuke? -Zagadnął Itachi, zanim młodszy zaczął zbierać się do tego, aby w końcu wyjść z pokoju.
-Mm? -Odpowiedział zdawkowo, całkiem do siebie niepodobnie. Raczej unikał wypowiadania się w sposób, który mógł sugerować, że konwersacja mało go interesuje i chce jak najszybciej ją zakończyć. Jak już to używał w tym celu raczej wyuzdanych pokładów sarkazmu. Po prostu sam nie lubił, jak ktoś tak do niego mówił i starał się nie być aż takim hipokrytą.
-Nie przejmuj się tym co zaszło w łazience. Nie byłeś sobą. -Sasuke zastygł w miejscu, nie spodziewając się powrotu do tematu. Czy dał po sobie poznać jak bardzo to na niego wpłynęło? Nie, raczej nie. Przecież się pilnował. W takim razie musiało chodzić o cholerną intuicję.
-Wiem, nie musisz mi mówić. -Skwitował krótko, bo tylko na to go było teraz stać i wyszedł na zewnątrz, wkładając ręce do kieszeni spodni. Dopiero za drzwiami pozwolił sobie na niezadowolony grymas. Problem w tym, że Sasuke czuł, że to nie była do końca prawda.
Był pijany, ale jako tako zdawał sobie sprawę z tego co robił. Dlatego właśnie tak bardzo go to gryzło. Nie był pewien czy powinien się usprawiedliwiać, czy zacząć szukać przyczyny tej maskarady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz