-Czerwone.
-Fioletowe.
Sasuke zazgrzytał zębami, zapadając się bardziej w oparcie swojego fotela. Jego skrzyżowane ręce i paznokcie mocno wbite w materiał kurtki dość wyraźnie świadczyły o jego wszechstronnym podirytowaniu.
-Czerwone. -Powtórzył z uporem już po raz enty, biorąc głębszy oddech. Nie dla uspokojenia, a dla zasady.
-Dobra. Bierz sobie czerwone, ale ja przyozdabiam ogródek fioletowymi. -Odparł Itachi, nie odrywając spojrzenia od jezdni. Skręcił w prawo, marszcząc przy tym brwi jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. Jak zwykle stoicko opanowany.
-No chyba Cię głowa boli! Przecież tam najbardziej widać! -Niemalże poderwał się Sasuke, mierząc brata wściekłym spojrzeniem. Itachi podjechał na parking pod supermarketem i wyłączył silnik auta. Oderwał dłonie od kierownicy i opierając plecy o skórzany fotel uniósł dłoń do skroni, po czym ciężko westchnął.
-Po połowie? -Zaproponował, rozmasowując bolące miejsce. Kłótnie z Sasuke wywoływały u niego nagłe i bolesne migreny.
Cisza była wyraźnym potwierdzeniem, że chcąc czy też nie, właśnie zawarli ugodę.
Jak co roku. O te same lampki choinkowe, te same kolory i tę samą lokację.
***
Sasuke z uporem maniaka grzebał palcami w brązowym cieście, próbując zlepić je w jedno i nadać odpowiedni kształt. Oczywiście kawałki pachnącej cynamonem, mokrej mąki przylepiały mu się do palców, uniemożliwiając prawidłowe wykonanie zadania.
-Kurwa. -Przeklął w końcu pod nosem, akurat wtedy gdy do kuchni wszedł Itachi, niosąc pudła po ozdobach na choinkę. Oczywiście w starszym natychmiastowo narodziło się rozbawienie, rosnące z każdą chwilą.
-Od kiedy wyręczasz mamę w kuchni? -Zapytał, nie mogąc powstrzymać się od szczypty złośliwości. Za poranną migrenę było to jak najbardziej wskazane.
-Japa. Poszła po mąkę do sklepu. -Burknął pod nosem skoncentrowany na powierzonym mu zadaniu. Gdyby nie to, że jak zawsze musiał być we wszystkim najlepszy, nawet w tym, na czym się nie znał, rzuciłby bardziej obraźliwym stwierdzeniem.
Dla Łasicy te jego starania były co najmniej urocze. Dlatego też odstawił kartony na bok i ostrożnie podszedł do niego, oplatając ramionami w pasie. Słyszał jak Sasuke kurczowo wciąga powietrze, a wszystkie jego mięśnie natychmiastowo się napinają. To jeszcze bardziej go rozbawiło. Przyjemnie było patrzeć jak próbuje zachowywać opanowanie w nagłej sytuacji.
-Itachi sio. W piernikach będzie pełno twoich kudłów. -Parsknął młodszy, bezskutecznie próbując dźgnąć go łokciem w brzuch. W końcu obie ręce miał oblepione i gdyby go nimi zdzielił, przynajmniej połowa ciasta by się zmarnowała.
-I tak ich nie lubisz.
-Tak, ale...
-Nie ma żadnego ale. Już zrobiłeś to co miałeś zrobić. Umyj dłonie i choć do salonu. Rozpaliłem w kominku. -Itachi zdawał sobie sprawę ze swoich umiejętności. Jedną z nich był dar przekonywania. Musnął skórę za uchem Sasuke, potem zjechał na ramię i wzmocnił uścisk, przylegając do szczupłych bioder ciałem. Ta gra gestów wciągała go coraz bardziej i kiedy dosłyszał z jego ust ciche, niemalże niesłyszalne przekleństwo był już pewien że wygrał. Sasuke strzepnął z palców największe kawałki ciasta, po czym nie bacząc na to, że brudzi mu koszulkę stanowczo odsunął go od siebie na wyciągnięcie ręki.
-Spróbuj to pójdę. -Rozkazał Sasuke z władczym uniesieniem głowy i wyciągnął do niego wierzch dłoni, niczym księżniczka. Odważnie spojrzał bratu w oczy, będąc pewnym że w taki sposób w końcu poniesie klęskę, a on Pan i Władca wszystkiego będzie się tym napawał.
Jednakże nie wszystko poszło po jego myśli, a raczej nic nie poszło tak jak powinno. Początkowo z zaskoczeniem, potem w szoku obserwował jak Itachi przymyka oczy i z uwodzicielstwem, na jakie było stać tylko jego, przejeżdża językiem po całej długości palca wskazującego, zatrzymując się dopiero we wnęce między palcami. Wtedy też spojrzał z dołu w oczy Sasuke, rozwodząc się nad jego reakcją. To co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Zasłaniając wargi drugą, ubrudzoną ręką próbował pohamować ogarniający twarz z zawrotną szybkością rumieniec.
-Słodkie. -Podsumował długowłosy dwuznacznie.
Pociągnął go za trzymaną przez siebie rękę i ruszył w stronę salonu, odbierając obiecaną nagrodę z nawiązką.
***
Sasuke uparcie skupił wzrok na ogniu, powoli liżącym powietrze swoimi czerwonymi płomykami. Usilnie ignorował zaloty Itachiego, któremu siedział na kolanach. Na każde poważniejsze muśnięcie skóry pod koszulką zaciskał zęby i wstrzymywał oddech. Wstyd już odrobinę ostygł i pojawiła się duma, która skrupulatnie blokowała jego chęć aby w końcu rzucić się na brata. I to zdecydowanie nie w tym złym sensie.
-Sasuke...
-Zamilcz erotomanie.
-Sasuke... sam prosiłeś.
-Bo nie myślałem, że to zrobisz. -Burknął pod nosem cicho, znów czując gorąc na końcówkach uszu. Itachi zaśmiał się cicho, potęgując jego zawstydzenie.
-Kłamiesz. Chciałeś tego, ty zboczuszku. -Tego było za wiele. Sasuke odwrócił się gwałtownie, z zamiarem żarliwego zaprzeczenia. Nie przewidział jednak, że ten skubaniec tylko na to czekał. Itachi pociągnął go do siebie za koszulkę i zatkał mu usta pocałunkiem. Młodszy chwilę powalczył, próbując się oderwać co zdało się na niewiele. W końcu wywrócił oczami i cicho wzdychając odpowiedział na pieszczotę. Popchnął go na dywan i usiadł mu na biodrach, układając wciąż ubrudzone dłonie po obu stronach, okolonej długimi włosami głowy. Na białym dywanie mamy.
-Jak ja Cię kurwa nienawidzę. -Syknął pod nosem, sam inicjując kolejny pocałunek. Poruszył biodrami, ocierając się o ciało łasicy, co miało w trybie natychmiastowym uciszyć jego zadowolony śmiech.
Itachi miał być z czego zadowolony.
Gdy rozjuszało się Sasuke przed świętami takie właśnie były efekty.
Co rok pod tym samym kominkiem, na tym samym białym dywanie i przy tej samej choince ozdobionej w czerwień i fiolet.
No nieźle się tam panowie bawią
OdpowiedzUsuń