środa, 24 stycznia 2018

Agony - Rozdział V.

Przytulna, mała rezydencja z drewnianym tarasem. Parę pokoi na parterze. Na zewnątrz typowo japoński ogród, obsypany różnorodnym kwieciem. Białe kamyczki i krystaliczna woda strumyka, odbijająca promienie słoneczne. Przymknął powieki, zaciągając się czystym powietrzem. Choć stał w cieniu domu, nawet tu dopadało go ciepło jednego z pierwszych, wiosennych dni. To wszystko niepokojąco przypominało o przeszłości. Dzień był spokojny, a jego wnętrze nie mogło podzielać wszechobecnej atmosfery, która panowała w wiosce. Ten dom, ogród, a nawet meble łudząco przypominały getto Uchiha. Już kiedyś widział ten obrazek. Rozsunięte, papierowe shoji w pełni ukazywały zieleń na zewnątrz, a po środku tego Sasuke, odwrócony do niego plecami. Miał wrażenie że lada moment pojawi się matka, każąca mu wyjść na zewnątrz i korzystać z pogody. Chwilę potem przyszedłby ojciec i zasiadając po turecku, przy małym stoliczku na środku pokoju, zacząłby czytać dzisiejszą gazetę. Oparł się o ścianę, splatając ręce na torsie. Pamiętał to tak wyraźnie, jakby miało miejsce wczoraj.
-Sasuke? -Krótkie drgnięcie głowy. Niezmienna reakcja od tygodni. Jedyny postęp od tamtej chwili. Naruto także próbował. Przychodził od czasu do czasu, jednak w jego przypadku nie było niczego. Blondyn potrafił godzinami przesiadywać z nim na werandzie, paplając o wszystkim, o czym tylko miał ochotę, licząc się z tym, że nikt po za Itachim go nie słucha. Zdarzyło się też, że to on musiał z blondynem rozmawiać. Zwłaszcza że było to potrzebne. Wioski nie przygotowano wcześniej na szok pod tytułem "Itachi Uchiha, morderca i zbieg klanu nadal żyje i w tej właśnie chwili jest waszym sąsiadem". Ukrywanie jego istnienia nie wchodziło w grę, zwłaszcza że znaczna część mieszkańców zdołała się już zorientować. 
-Więc? Co zamierzasz? -Zamrugał, przypominając sobie o jego obecności. Wolno, aczkolwiek niechętnie przesunął spojrzeniem wpierw po wspomnianym wcześniej stoliku, a następnie zatrzymał się na jego dłoniach i zielonym kubku z herbatą. Słowa były skierowane do niego, ale niebieskie oczy uparcie wgapiał w plecy Sasuke, jakby chciał w nich zrobić dziurę wielkości rasengana. 
-Nie powiesz im prawdy. -Stwierdził najbardziej oczywisty fakt, którego w razie potrzeby chciał się trzymać rękami i nogami. Reputacja Uchiha musiała pozostać czysta. Nawet jeśli jedynymi członkami wymarłej rodziny była ich dwójka - obiecał, że właśnie tak to rozegra. Aby reszta mogła spoczywać w spokoju. Taka też była umowa ze starszyzną i trzecim Hokage. Wszystko co do tej pory zrobił, miałby tak po prostu porzucić? Nie potrafił. 
-Jak to rozegrasz? Ludzie nie będą tolerować mordercy w wiosce. Wszyscy zaczną się bać o życie, a w końcu... przyjdą po ciebie. Nie będziesz mógł tu zostać. A jeśli ty nie będziesz mógł, to Sasuke także. Dobrze wiesz, że nie dasz rady zabrać go nigdzie indziej. -Odepchnął się biodrem od ściany i podszedł do stolika, jednak przy nim nie usiadł. Intensywnie się nad tym zastanawiał. 
-Kontrola.
-Co?
-Możesz oznajmić, że byłem kontrolowany przez Madarę. Nie jest to rzecz, którą chciałbym robić, ale wychodzi na to, że nie będę miał wyboru. -Rozmasował skroń, na samą myśl czując nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Nie pierwszy raz musiałby postąpić wbrew sobie. Zapewne też nie ostatni. Ludzie będą patrzyć na niego ze współczuciem, czasami wrogością i obrzydzeniem, ale nie będzie to na tyle silne by podnieść na niego rękę. Tak czy inaczej, jeszcze niedawno żył w przekonaniu, że umrze znienawidzony i skupi na sobie błędy całej rodziny. Wargi drgnęły mu lekko w imitacji uśmiechu, gdy uświadomił sobie, że faktycznie tak się stało. Umarł. I powrócił. Co za ironia losu. 
-Uważam, że to dobre rozwiązanie. -Przyznał Naruto cicho po dłuższym namyśle. Wyglądał na przekonanego, mimo iż Itachi był pewien, że on także nie jest z tego zadowolony. Uzumaki... jego pragnienie niesienia sprawiedliwości bardziej opowiadało się po stronie prawdy, której nie mógł wyjawić. Ze względu na najlepszego przyjaciela. Ze względu na wioskę i ze względu na poległych, którzy by tego nie chcieli. 
-Daj mi znać, gdy zaczniesz wprowadzać je w życie. -Wziął jego wypowiedź za zgodę. Ostrożnie ujął własny kubek, choć jego herbata już dawno wystygła. Powoli zaciągnął się znikomym zapachem yerby, przymykając przy tym oczy z lubością. Upił kilka łyków, nie zauważając, że w międzyczasie jeden z krótkich patyczków wypłynął pionowo na powierzchnię. 
-Oya? Może szczęście się do nas uśmiechnie. -Uchylił powieki. Nie wiedział kiedy Naruto zdołał wstać, lustrując zawartość jego kubka rozweselonym spojrzeniem. Najwidoczniej po za poczuciem czasu, Itachi stracił także instynkt shinobi. 
-Szczęście, co? -Odparł, sprawdzając jak to słowo brzmi w jego ustach. Nie używał go prawie tak samo długo, jak nie pamiętał co ono oznacza. Blondyn poklepał go pokrzepiająco po plecach, po czym wyminąwszy podszedł do Sasuke, prawdopodobnie z zamiarem pożegnania.
-Na pewno! Jakby mogło być inaczej, skoro sama herbata ci to podpowiada? -Zapytał rozbawiony, przyklękając przed Sasuke. Poczochrał mu włosy w taki sposób, jakby ten był małym dzieckiem. 
-Do zobaczenia jutro, Draniu. -Wymruczał pod nosem, z nieschodzącym uśmiechem. 
-A! Byłbym zapomniał! -Odwrócił się napięcie, grzebiąc z nową energią po kieszeniach pomarańczowego dresu. Itachi nic nie powiedział. Obserwował jedynie, powoli sącząc uspokajający napar. 
-To dla ciebie! -Coś zostało rzucone w jego kierunku. Instynktownie więc złapał to w locie, a czując zimny metal pod palcami, obdarzył Naruto zaskoczonym spojrzeniem.
-Jest twoja. Niestety nie znaleźliśmy starej, więc od dzisiaj będziesz używał tej. Jako pełnoprawny shinobi wioski liścia. -Itachiego przeszedł zimny dreszcz, gdy delikatnie przesuwał palcami przyzwyczajonymi jedynie do zabijania po nowej opasce, jakby dopiero teraz zostało mu podarowane nowe życie. Został ponownie obdarzony odpowiedzialnością... i ciężarem.
Chciał coś powiedzieć, ale zanim zdołał otworzyć usta, Naruto już nie było. Zmrużył oczy i przesunął po czarnym materiale, podejmując szybką decyzję. Zawiązał dwukrotnie supeł, aby opaska nie mogła w żaden sposób spaść. Może było to absurdalne, jednak... poczuł się lepiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz