Gałązka pod jego stopami pękła w najgłośniejszy z możliwych sposobów, natychmiastowo zwracając uwagę obserwowanego. Oczy Uchihy utkwiły spojrzenie centralnie w Naruto, niemalże przyprawiając go o zawał serca. W pierwszym odruchu chciał szybko ukryć się za drzewem, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o przykrej dolegliwości przyjaciela. Pozostanie w miejscu było więc najlepszą opcją w tym momencie.
"Nie ruszaj się" przyciśnięty do ust palec Itachiego i kurczowo zaciśnięta na ramieniu blondyna dłoń dawały mu to dobitnie do zrozumienia. Pokiwał głową na znak, że zrozumiał i odczekał aż chłodne ręce się cofną. Nie spodziewał się tego. Odkąd został Hokage nie było osoby, która potrafiłaby go zaskoczyć w ten sposób. Spuścił gardę.
Przez kolejnych parę minut w ciszy wpatrywali się w coraz to bardziej chaotyczne i dzikie ruchy, aż w końcu wykończony Sasuke osunął się na trawę, wyszarpując ją z wilgotnej ziemi. To była historia upadku i desperackiej walki, którą ze sobą toczył. Myślał, że jest sam. Inaczej nigdy nie pokazałby tej słabości. Nigdy. Obaj o tym wiedzieli. Gdyby się dowiedział, że tu są, prawdopodobnie podupadłby o wiele bardziej.
"Chodźmy". Bezbłędnie odczytał dwukrotne klepnięcie po ramieniu i odwrócił się, wyczulając wszystkie zmysły. Nie mogli się teraz zdradzić i jednocześnie nie mogli dłużej tu zostać. Patrzenie na to dalej byłoby jak gwałt i obdarcie z ostatnich strzępków niewinności.
-Wiem co chcesz powiedzieć. -Odezwał się Itachi, gdy byli już na tyle daleko, że miał pewność iż brat nie jest w stanie go usłyszeć, a tym bardziej wyczuć. Naruto więc zamilkł, zamykając na wpół otwarte usta. Choć dalej nie mógł wyrzucić z pamięci obrazka, który zobaczył. I prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie tego zrobić.
-Uratuj go, Itachi. -Wyszeptał w końcu, zduszonym głosem. Na więcej nie było go stać. Przełknął ślinę, zatrzymał się i wziął głębszy wdech, kierując spojrzenie intensywnie niebieskich tęczówek na ponurą twarz zmartwychstańca.
-Błagam cię i klnę się na imię swoje i klanu Uzumaki, że pomogę jak tylko będę potrafił. -Itachi zrozumiał. Najlepszą odpowiedzią była cisza. Determinacja blondyna była czymś, co dostrzegł już dawno temu. Gdy był jeszcze członkiem Akatsuki, a on szukał Sasuke. Gdy był ożywieńcem, a on chciał go powstrzymać przed destrukcją zemsty. Rozmyślał o tym jeszcze bardzo długo po tym jak został sam w środku lasu. Pojedyncze promienie słońca przedarły się przez korony drzew, zmuszając go do zmrużenia powiek. Wyciągnął rękę przed siebie, jakby chciał oddzielić blask od siebie niczym nitki wyjątkowo splątanej firanki.
-Masz dobrych przyjaciół braciszku. -Odezwał się w końcu, znajdując w głowie pierwsze sporadyczne zalążki planu przerwania tej nieustającej agonii.
***
-Jak się czujesz? -W końcu padło pytanie, którego się spodziewał. Nieodłączna część każdej tego typu szopki. Za każdym razem gdy ktoś próbował mu je zadać, wewnętrznie wybuchał, rzucał sarkazmem i brzydził się natłoku sztucznej troski. Ile razy już zdołał to usłyszeć? Od ilu osób? Nie był w stanie zliczyć. Wziął głębszy wdech, jakby świeże i zimne nocne powietrze miało mu pomóc w opanowaniu. Pomogło. Porzucił sarkazm i milczenie, obdarzając Itachiego jakąkolwiek odpowiedzią po raz pierwszy od dwóch tygodni.
-A jak myślisz? -Brzmiało to neutralnie, ale potrafił dostrzec kryjącą się za tym melancholię i bezsens, który odczuwał. Mimo iż prawdopodobnie Sasuke nigdy nie nienawidził go równie mocno jak w tym momencie, jednocześnie czuł, że nigdy nie będą sobie bliżsi niż teraz. Paradoks.
-Beznadziejnie. -Stwierdził z przekonaniem, odwracając spojrzenie od znużonej twarzy brata. Skupił się na pełnym księżycu, żałując, że obaj nie mogą podziwiać jego blasku. Zupełnie jak kiedyś. Chociaż to chyba złe określenie. Nie mogło być jak kiedyś i nigdy więcej tak nie będzie. Wiedział to. Jednak pomimo faktu posiadania tej informacji, gdzieś z tyłu głowy wracał wspomnieniami do tych cichych nocy na drewnianym pomoście, gdzie opatulony kołdrą Sasuke tak bardzo pragnął jego uwagi i zainteresowania, że pchał mu się na kolana i cały czas zagadywał, byle tylko nie zasnąć. Zacisnął zęby na korku butelki i pociągnął go w górę z cichym "pop". Itachi nigdy nie był tak nostalgiczny. Nie wracał uczuciami w przeszłość, mimo iż wiedział, że wspomnienia są najważniejszą częścią jego życia. One bowiem definiowały to kim był.
-Sake? -Ciche pytanie w końcu padło ze spierzchniętych ust. Samokontrola szła mu coraz lepiej. Jeszcze dwa dni temu, przy niespodziewanym dźwięku z pewnością by się wzdrygnął. Dzisiaj nie dostrzegł na jego twarzy nawet najmniejszej oznaki spięcia.
-Chcesz? -Odpowiedział pytaniem na pytanie, powoli napełniając czarkę. Milczenie przyjął za odpowiedź twierdzącą. Sytuacja wcale nie była zabawna, ale głupie myśli o rozpijaniu nieletnich sprawiły, że kąciki jego ust uniosły się ironicznie ku górze.
-I tak będę się smażył w piekle. -Szepnął do siebie, w ostatniej chwili decydując się na wypowiedzenie tego na głos. Sasuke zmarszczył brwi, powoli odszukując naczynko palcami. Widocznie zastanawiał się nad nagłym stwierdzeniem. Łasica uniósł czarkę do ust i gdy już miał ją przechylić, zastygł w bezruchu.
-Powinieneś znaleźć sobie inne hobby niż patrzenie jak się staczam. Jakby nie było robisz to całe życie. -Wypił, dając się zaskoczyć. Myślał. Z tego stwierdzenia wynikało, że Sasuke bardzo dobrze wiedział o ich dzisiejszej obecności na polanie. Czy było to jednak możliwe? Nie przypuszczał, że posiada aż tak rozwinięte zmysły. I prawdopodobnie jeszcze do niedawna tak właśnie było.
-Moim obowiązkiem jest trzymanie cię przy życiu. Żebyś...
-Nie stoczył się tak jak ty? -Przerwał mu nagle, powracając do znanej wszystkim ironii. To nie tak, że tego chciał. Słowa same opuszczały jego wargi.
-Tak. -Odparł krótko Itachi, dając mu tym samym pewien pogląd na sytuację. Skoro pierwsze życie poświęcił dla przyszłości wioski i ludzi, którzy w niej mieszkali, drugie mógł zachować dla tego, co skrzywdził i zniszczył. Ostatni obowiązek jaki mu pozostał aby umrzeć w przekonaniu, że zrobił wszystko co powinien. Sasuke delikatnie chwycił za czarkę, a następnie duszkiem ją opróżnił i odstawił na blat, popychając w kierunku brata. Wargi wykrzywiły mu się w niezdrowym uśmiechu, pełnym dzikiego rozbawienia. Nie, nie zdążył się upić. Na tym polu mógłby śmiało pokusić się o samotne wypicie całej butelki.
-Ja już dawno jestem potępiony, Itachi. I nic na to nie poradzisz. Obaj będziemy się smażyć w piekle. Razem z całym naszym klanem. -Wypalił z nieukrywanym rozbawieniem w głosie. Nie wiedział dlaczego myśl, że w końcu udało mu się pokrzyżować choć jeden z zamiarów starszego Uchihy napełniał go dumą i niewyobrażalnym zadowoleniem. Może po prostu fakt, że chociaż raz coś w życiu Itachiego zależy od niego był dla niego taki ważny.
Odpowiedź nie nadeszła. Łasica przymknął powieki, pijąc w ciszy. Przysłuchiwał się jedynie głębszym oddechom jego Małej Nadziei, zagłuszanym od czasu do czasu przez śpiew świerszczy.
-Jesteś moim światłem Sasuke. -Wystarczyło jedno zdanie. Jedno, cholerne zdanie aby poczuł się niepewnie. Skrzywił się jakby dopiero co przełknął cytrynę. Znał te słowa. Z pewnością. Nie wiedział tylko skąd.
Przeczytałam i podobało mi się. Zwłaszcza ta prośba Naruto do Itachiego, gdzie go błaga o ratunek dla Sasuke. No i rozbawił mnie Itachi myślący o upijaniu nieletnich. W każdym razie czekam na więcej, bo jestem ciekawa dalszej akcji. No i went życzę, mając nadzieję, że ten komentarz dodał ci motywacji!
OdpowiedzUsuńDodał. :) Dzięki za ślad i miłe słowa. Spodziewaj się wkrótce kolejnych części.
UsuńCieszy mnie to niezmiernie! Będę czekać cierpliwie c;
UsuńTo opowiadanie jest genialne. Oszalała na jego punkcie. Odświeżam stronę kilka razy dziennie XDD życzę masażedobrej weny ��
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :)
Usuń