Starał się utrzymać na czymś wzrok dłużej niż przez kilka sekund. Musiał mrugać zdecydowanie częściej niż normalna osoba, ale nie stanowiło to większego problemu na tle wszystkich poprzednich, z którymi musiał się zmierzyć, żeby odzyskać wzrok. Jeszcze długo płacił za użycie susanoo i agresywne przełamanie tsukuyomi Itachiego. Nie informowano go o stanie zdrowia, w obawie, że użyje tego przeciwko nim. Jakby mieli czego się bać. Gdyby Sasuke chciał, niezależnie od opinii medyków Konohy wiedziałby, kiedy może użyć oczu. Był w posiadaniu wiecznego mangekyou sharingana, który na dodatek stanowił jego nieodłączną część. Jego i nie tylko jego. Z początku myślał, że to niemożliwe, ale im dokładniej analizował sygnały przesyłane przez oczy, tym bardziej stawało się to pewne. Itachi żył, a on posiadał jego sharingana. Ilekroć spoglądał na brata, tęczówki emanowały tępe fale bólu, zupełnie jakby wyczuwały, że nie powinny znajdować się przy nim. To była tylko teoria. Absurdalna myśl, a jednak coraz częściej widział powiązanie z bratem. Nawet jeżeli chciał się zdystansować, odsunąć, mangekyou go nie słuchał. Tak jakby wiedział, że nie jest prawowitym właścicielem. Nie mógł jednak sprawdzić swojej wersji, ponieważ wszystkie dostępne źródła mówiły zawsze o wymianie oczu po przez zamordowanie pierwotnego ich posiadacza. Nigdy nie podzielił się też spostrzeżeniami z bratem. Od momentu oficjalnej deklaracji wojny, mimo iż mieszkali pod jednym dachem, trzymał go krótko. Jednorazowe skinienie głową od czasu do czasu w zupełności wystarczało. Zastanawiał się tylko, czy Itachi także czuje obecność swoich pierwotnych oczu i ich chęć powrotu do właściciela. Podejrzewał, że kluczem jest technika ożywienia, której na nim użyto. Nie znał jej treści. Wiedział tylko, że należała do kraju wiatru. Co w związku z tym? Ano to, że gdyby chciał się dowiedzieć, to musiałby zapytać Naruto lub w jakiś sposób spróbować wykraść informacje na których mu zależało. Żadna z tych opcji nie wchodziła w grę. Był zbyt dumny aby płaszczyć się przed Uzumakim, co zresztą gryzłoby się z jego postanowieniami. Co do drugiej możliwości - nie posiadał wystarczająco dużo siły, a nie chciał ryzykować ponowną utratą wzroku. Było to irracjonalne i kompletnie do niego niepodobne, ale gdy już raz zaznał ciemności, nigdy więcej nie chciał do niej wracać. Mógłby to nazwać strachem, gdyby nie był sobą. Doszły go słuchy, że po wojnie wiele technik stało się ogólnodostępnych. Sprawdził więc przy zachowaniu wyjątkowej ostrożności, czy istnieje możliwość odnalezienia tej konkretnej, której tak usilnie szukał. Trop był jednak całkowicie mylny. Owszem, zwój został doręczony do innych wiosek, ale tylko dla użytku Kage, co automatycznie przekreślało ostatnią szansę zdobycia wiedzy. Sam się sobie dziwił. Teoretycznie tego nie potrzebował. Nawet jeśli miałby założyć, że istnieje jakiś rodzaj połączenia między nim, a bratem, to nie mogło opierać się na niczym innym jak tylko wzroku. Przy odrobinie sprytu mógł pokonać małą przeszkodę, jeśli będzie trzeba. Do takich doszedł konkluzji.
Zatrzymał się w miejscu i ucisnął płatki nosa. Irytujące pieczenie zarówno gardła jak i dróg oddechowych zwiastowało nadchodzące przeziębienie. Na samą myśl chciało mu się histerycznie śmiać. Ostatnim razem chorował jeszcze przed wybiciem getta Uchiha i wcale nie podobało mu się znajome uczucie nostalgii, które przychodziło wraz ze wspomnieniami o matce, ukradkiem zmieniającej zużyte, zimne okłady.
-Patrz, to Uchiha Sasuke. Słyszałaś? Podobno to on uratował wioskę przed atakiem podczas egzaminu na chuunina.
-Co?! Niemożliwe. Mówisz poważnie?
-Tak, tak. Na dodatek pomógł Hokage-sama!
-No nie wiem... ja tam nadal uważam, że jest przerażający. -Zignorował kobiety, tak jakby ich nie słyszał. Nawet nie zerknął, gdy przechodziły obok. Mieszkańcy tej wioski coraz rzadziej kryli się ze swoim zdaniem na jego temat, a nawet próbowali go prowokować. Tyle że on nie był tym samym Sasuke, który uciekał z wioski, trenował u Orochimaru, potem go zabił i próbował zniszczyć własny dom. Podążał kompletnie inną ścieżką, niż ta poprzednia i nikt o tym nie wiedział. Wolał aby tak pozostało. Lepiej było utrzymywać Naruto, Itachiego, całą Konohę w przekonaniu, że zależy mu tylko i wyłącznie na jej zniszczeniu. Mógł za tym ukryć prawdziwy motyw. Próbę sprawdzenia, czy świat ma jakiekolwiek prawo egzystencji. Czy ma ochotę w nim żyć. Po ataku w dniu egzaminu coraz częściej doświadczał myśli, że nie ma już czego ratować. Uniósł kącik ust w ironicznym rozbawieniu, przyprawiając o dreszcze jakiegoś dzieciaka, który to akurat przechodził obok. Nie zdążył jednak kompletnie go przerazić, bo ruszył powoli przed siebie, w stronę miejsca tymczasowo zwanego "domem". Czynności z nim związane nadal były mu obce. Tak jak na przykład zdejmowanie butów po wejściu, ale dzięki temu mógł też wywnioskować parę rzeczy. Przykładowo obecność ludzi. Dłuższą chwilę wpatrywał się w dwie pary butów, analizując potencjalnego intruza. W końcu ruszył przed siebie, zahaczając o salon, z którego dobiegały podniesione głosy. Pierwszy niewątpliwie należał do Itachiego, drugi zaś...
-Kakashi. -Przywitał się, nie dodając niczego więcej. Żadnego skinienia głową, czy gestu ręką. Po prostu chłodna akceptacja jego obecności. Długo mierzyli się wzrokiem, zanim srebrnowłosy postanowił odpowiedzieć mu w ten sam sposób.
-Sasuke. -Choć sposób w jaki były mistrz to powiedział wydawał się zupełnie inny. Jakby badał grunt pod stopami. Nie znał Kakashiego na tyle dobrze, aby wywnioskować to tylko i wyłącznie z patrzenia na niego, ale wewnętrznie czuł, że Hatake nie ma pojęcia co o nim sądzić. Wpierw miał go za ucznia, potem próbował powstrzymać przed atakiem na Sakurę, godząc się z tym, że będzie musiał w ostateczności zabić, a na koniec jest świadkiem jak ten ratuje wioskę przed upadkiem. Sasuke był dla niego niewątpliwie najbardziej skomplikowanym, ale też i niezdecydowanym uczniem.
-Będę u siebie. -Rzucił, przerywając kontakt wzrokowy. Stwierdzenie skierowane było do brata. Nie zamierzał pierwotnie tego mówić. Wymsknęło mu się, zanim zdołał to opanować. Nie miał potrzeby słuchania tego, o czym rozmawiali przy kubku zielonej herbaty. Nawet, jeżeli sprawa bezpośrednio go dotyczyła. Dopóki nie zamierzał posuwać się do czynów, o które go podejrzewali był kompletnie bezpieczny. Znał Uzumakiego i wiedział, że by go nie okłamał. Takie podstępne zagrywki nie były przeznaczone dla kogoś o zbyt miękkim sercu. Wiedział to i wykorzystywał na swój własny sposób.
-Irracjonalne. -Rzucił w stronę uchylonego, dwudrzwiowego przejścia na mały balkon. Jego sypialnia była idealnie prosta. Tylko jedno, duże łóżko i mała nocna szafeczka. Nic więcej. Podejrzewał, że stało się tak ze względu na niedawną ślepotę i brak możliwości uniknięcia zderzenia z meblami. Położył się na łóżku, rozkładając ręce po całej jego długości. Długo wpatrywał się w sufit, zanim zmożony irytującym pieczeniem w przełyku po prostu zasnął.
Ten sam czynnik go wybudził, a przynajmniej w pierwszej chwili był o tym przekonany. Kiedy jednak oczy przyzwyczaiły się do irytującego światła, mógł z całą pewnością stwierdzić, że to nie było to. Bez przekonania odepchnął rękę, przytrzymującą zimny okład na rozgrzanym czole.
-Co robisz? -Zapytał głupio, mrużąc powieki. Usłyszał w swoim głosie nutę chrypy, która zapewne była dopiero przedsmakiem tego, co miało się dziać później.
-Przeziębiłeś się. -Oświadczył Itachi, jakby to miało mu wszystko wyjaśnić. Jednak gdy znów spróbował sięgnąć po mokrą ścierkę, Sasuke spłoszony uciekł głową w bok.
-Spokojnie. Nic ci nie zrobię. -Nie wiedział czy to uspokajający głos brata, czy jego własna głupota go do tego podkusiły, ale posłuchał. Powoli przymknął powieki, nie chcąc wiedzieć co robi. Gdyby wiedział, nie mógłby przestać się tym zadręczać.
-Dlaczego przylazłeś tu w środku nocy? -Zadał kolejne pytanie, oczekując lub raczej żądając konkretnej odpowiedzi z jego strony. Mimo iż nie uważał tego miejsca za swoje, to i tak czuł się obdarty z wielu masek. Gdy spał nie mógł bowiem kontrolować ani swojej twarzy, ani tego co mógł przypadkiem powiedzieć. Ten brak kontroli i to, co mógł usłyszeć lub zobaczyć dotykały go osobiście i irytowały w najbardziej upierdliwy sposób jaki tylko istnieje. Itachi jak zwykle wdzierał się o krok za daleko.
-Zajrzałem tylko. Cały się trząsłeś i mamrotałeś coś pod nosem więc pomogłem. To normalne. -Sasuke skrzywił się wyraźnie. Nie potrafił opanować mimiki kiedy z jednej strony oślepiało go światło, a z drugiej ciało odmawiało posłuszeństwa. Obawy się potwierdziły. Itachi miał rację. To było normalne. W każdej, zwykłej rodzinie tak się to postrzegało. Tu okazywanie jakiejkolwiek troski nie mogło być dobrym zwiastunem.
-Nie musiałeś tego robić. -Oświadczył tonem, który miał sugerować jak wielki błąd Itachi popełnił.
-Ale zrobiłem. -Uciął dyskusję Łasica, po czym podniósł się do pozycji stojącej. Sasuke nie widział co robi, dlatego zaczynało go to coraz bardziej niepokoić. Niewątpliwie miał wysoką gorączkę i był rozchwiany emocjonalnie, co doprowadzało go do paranoi. Oczami wyobraźni widział brata, który szykuje na niego zasadzkę. Spiął się, uważnie podążając wzrokiem za szczupłymi dłońmi.
-Weź leki. -Zarządził starszy, wyciskając z opakowania tabletkę na swoją otwartą dłoń. W drugiej już trzymał butelkę z wodą.
-Nie. -Odmówił prawie natychmiastowo, o ile to możliwe, spinając się jeszcze bardziej. Widział jak jego brwi wpierw unoszą się w zaskoczeniu ku górze, po czym marszczą z niedowierzaniem. Odebrał to na swój własny sposób. Jako groźbę.
-Nie wygłupiaj się. Jeśli nie weźmiesz leków, będzie tylko gorzej.
-Nie. -Powtórzył tym razem mocniej, odpychając trzymaną przez niego butelkę tak, że potoczyła się po podłodze. Zamaszysty ruch dużo go kosztował. Musiał podeprzeć się ręką o materac aby nie spaść z łóżka przez silne zawroty głowy, które nadeszły natychmiastowo i niespodziewanie.
-Sasuke... -Westchnął Itachi, odchodząc na chwilę, aby podnieść odepchnięty przedmiot. Widząc narastającą panikę młodszego i deklarację ucieczki odkorkował butelkę, wypijając z niej nieco wody. Włożył między wargi tabletkę i rzucił się na młodszego z prędkością, za którą nie był w stanie nadążyć. Natychmiastowo włączyły się w nim instynkty. Wiedział gdzie uderzyć, już chciał złapać w odpowiednim miejscu kark Itachiego, kiedy ten, z płonącym sharinganem w oczach natychmiastowo przewidział ruch. Zatrzymał bladą dłoń, pchnął go w stronę materaca, po czym przygważdżając wierzgające nogi, usiadł mu na biodrach. Skorzystał z efektu zaskoczenia, wpijając się w spierzchnięte wargi brata. Sasuke nie zdążył ich zacisnąć. Krztusząc się i próbując zepchnąć z siebie intruza przełknął lek, nawet o tym nie wiedząc. Itachi tylko tego potrzebował. Kiedy cel został osiągnięty ostrożnie go wypuścił i spróbował się wycofać, ale jego wargi zostały ponownie, agresywnie zaatakowane. Na tyle, że tym razem to on zastygł w szoku, poddając się niemej pieszczocie.
-Sasuke... -Wyszeptał między intensywnym pocałunkiem, próbując przemówić mu do rozsądku. Gdy to nie podziałało, zacisnął mocno ręce na rozgrzanych nadgarstkach i siłą odciągnął go od siebie.
-Sasuke, przestań! -Wykrzyknął, tym ostatecznie powstrzymując go od dalszej destrukcji. Chwilę wpatrywał się w zaczerwienioną, pełną doznań i pragnień twarz. Mówiła mu tak bardzo wiele.
-Nigdy więcej mnie nie prowokuj. -Wyszeptał z przerażeniem. Jak oparzony odsunął się od niego, po czym ruszył w kierunku wyjścia z pokoju. Starał się grać pozory, ukrywać jak bardzo to na niego wpłynęło, ale nie do końca potrafił.
-Dobranoc. -Szepnął zaraz po tym jak zgasił światło i wyszedł. Chwiejnym krokiem zszedł po schodach, próbując przyjąć do wiadomości to, co właśnie się stało. Nie chodziło nawet o fakt, że Sasuke go zaskoczył, mimo iż to także miało duże znaczenie. Pierwszy raz od tak dawna widział na jego twarzy tyle emocji i choćby nie wiem jak mocno próbował temu zaprzeczyć, to właśnie tęsknota za reakcjami z jego strony tak na niego wpłynęła. Osunął się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach.
-Szlag by to. -Wyszeptał, starając się pohamować reakcje własnego ciała. Igiełki pożądania przyszły tak niespodziewanie, że nie potrafił w racjonalny sposób z nimi walczyć. Zwłaszcza, że tyle wystarczyło aby się podniecił.
-Szlag. -Powtórzył raz jeszcze, na siłę przywołując do głowy zdrowy rozsądek. Zasłaniał się ojcem, matką, więzami rodzinnymi, a nawet własnym sumieniem, ale którego argumentu by nie próbował użyć, ciągle widział przed sobą obrazek sprzed chwili. Chociaż chciał, nie mógł sobie z nim poradzić.
Mistrzostwo w czystej postaci. Czytałam rozdział chyba z 10 razy. Czekam na więcej 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :)
UsuńItachi nie mógłby być pielęgniarzem. Zostałby oskarżony o molestowanie pacjentów, poprzez swoje sposoby xD Chociaż Sasuke też zaskoczył, bo0 robi ich wszystkich swoimi rzekomymi planami zmieszczenia wioski w bambuko i straszy dzieci po ulicach, ah ten Sasuke xD Podobał mi się ten rozdział niesamowicie, bo w końcu coś się zaczęło między nimi dziać no i ciekawie o tyle, że tu Sasuke coś zainicjował, a biedny Itachi został przyprawiony o rozterki moralne. Czekam na wincyj!
OdpowiedzUsuńDzięki ♡ Sasuke ma to do siebie że lubi zaskakiwać, a na dodatek jego zmienna natura idealnie tu pasuje.
UsuńBoże, wchodzę na bloga z kompa i jak widzę tona gwiazdek przy mojej myszce, to aż szlak mnie trafia XD
OdpowiedzUsuńW sensie super to wygląda, ale na dłuższą metę irytuje.
Ale ja nie o tym.
Powiem tak, Agony mega, mega wolno się rozkręcały z akcją i wprowadzeniem czytelnika z zamierzeniami autora. Widzę, że ruszyłaś pełną parą, a i wen Ci przysłużył, bo wszystkie rodziały, które nadrobiłam, były bardzo ciekawe, a ostatni tak mocno wchłonął, że aż załuję, iż nie ma ciągu dalszego.
Opisy - standardowo pierwsza klasa. Kłaniam się za tworzenie klimatu i otoczki niewiadomej, a zarazem za wielkie KABOOM postaci akcji wyjaśniającej dosłownie wszystko i nic. To lubię.
Bohaterowie - rzeczywiście mocno się na nich skupiłaś. Mamy nie tylko Itsasu, ale i Naruto, Sakurę oraz Kakashiego, kórych rekcje i emocje opisujesz dokładnie. Super, że pojawił się Gaara. Bardzo go lubię <3 Jeszcze lepiej, bo piszesz także z perspektywy Itachiego, co bardzo sobie cenię, bo z pewnścią wśród tego, co sobie narzuciłaś, nie jest o proste.
Oczywiście pierwsze zbliżenia Itchiego oraz Sasuke rozegrane w piękny i klarowny sposób.
Jesteś moim bogiem, kochana!
Aż nie mogę się doczekać czystego yaoi!
Jest dużo uczuć, dużo opisów otoczenia, relacji i myśli bohateów, a także jest upragniona akcja.
Naprawdę tych parę rozdziałów pokazuje, jak bardzo się starałaś, pisząc te wszystkie rdziały.
Jestem pod dużym wrażeniem.
Nawet złagodniałaś z nienawiścią do Sakury. Jestem za. Jeśli chodzi o tą babę, natomiast widac, że nie jest to tak przerysowane, jak w przyadku przypuszczalnego morderstwa.
Powiem tak, jeśli pociągniesz to opowiadanie do samego końca, w taki sam sposób w jaki aktualie zaczęłaś, to wiedz, że Agony staną się tu najlepszym opowiadaniem jakie w świecie blogów zaistniało. Mówię dosłownie.
Nie powtarzaj więcej historii z egzaminem na chunina (nawet nie wiem czy dobrze napisłam), była tak do przewidzenia, że aż zastanawiam się, co miała tutaj na celu. Itachi w Anbu to czysty genusz. Cieszę się, że jest też blisko Naruto. Choć przez anime trochę straciłam do niego zapał, to mimo wszystko nadal lubię naszego Młotka.
Napisałam tu dosłownie wszystko i nic, przepraszam XD
Ale naprawdę wprawiłaś mnie w ogromne wrażenie tym co napisałaś.
życzę pokładów weny i czekam na ciąg dalszy :D
Kiedy się tak starasz, a to widać, aż chce się czytać. Do zobaczenia w następnym poście. Mam nadzieję, że zdążę na czas :))
Dziękuję za ślad i opinię. Także jak zwykle. :) Rola innych bohaterów niż Itachi i Sasuke będzie tu zdecydowanie bardziej widoczna i to wszystko potem pokażę. (A przynajmniej mam taką nadzieję) Gaara także odegra co nieco, więc będziesz miała co czytać. xd Nienawiść do Sakury tutaj nie byłaby wskazana, choć oczywiście, ze strony Sasuke początkowo będzie dość widoczna.
UsuńHistoria z egzaminem była potrzebna. Później zobaczysz jak ważną rolę odegrała dla fabuły i jej rozwoju. Miała też być wzorem tego pierwszego egzaminu z oryginalnego Naruto więc suma sumarum była przewidywalna.
Dzięki raz jeszcze. :)