Menu

Opowiadania

poniedziałek, 12 listopada 2018

Agony - Rozdział XVI.

-Nigdy bym się tego nie spodziewał. -Rzucił cicho, nie odwracając wzroku od areny, na której walczyli już pierwsi ninja. Udawał, że obserwuje walkę. Niewielu wiedziało o jego ułomności, dlatego wolał żeby tak pozostało. Dzięki ocierającym się o siebie kunaiom mógł doskonale określić ich położenie. Nie patrzył w jeden punkt bez celu.
-I wzajemnie. Ty i powrót do wioski to ostatnia rzecz jakiej bym się spodziewała. -Odparła dziewczyna, zakładając nogę na nogę. Słyszał szelest jej ubrań, gdy postanowiła usiąść obok z niezadowolonym stęknięciem.
-Nie jestem tu z własnej woli. -Odpowiedział spokojnie, całkowicie ją tym zaskakując. Areszt? Jak w takim razie mógł się swobodnie poruszać po wiosce? Jeszcze niedawno przecież ściągnął na siebie wzrok setek, o ile nie tysięcy ludzi. Nie ma mowy, aby zrobił to jako więzień.
-Mam swoje powody. -Odezwał się, jakoś podświadomie wiedząc, że dziewczyna otwiera usta aby zadać kolejne bezsensowne pytanie. Po latach wędrówki z Uchihą wiedziała, że nie było sensu dociekać. To było krótkie ostrzeżenie, że to nie jej sprawa.
-Postanowiłaś więc ułożyć sobie życie w wiosce? -Zapytał, dodając jej kolejnych dowodów, że znów się zmienił. Ten poprzedni Sasuke nigdy nie interesował się jej życiem, nad czym mocno ubolewała. Chciała bowiem jak najszybciej zyskać jego względy i uwagę.
-Po wojnie Wioska Skał zaproponowała mi dołączenie. Orochimaru-sama poszedł swoją drogą, a ty tak nagle zniknąłeś... Stwierdziłam, że to nie jest zły układ. Jak sam jednak zauważyłeś, podlegam tak jak każdy inny shinobi. Muszę zaczynać od początku, w tym przypadku egzaminem na chuunina. -Odchrząknęła, czując jak zasycha jej w gardle. Dawno nie miała okazji porozmawiać z Uchihą i czy tego chciała, czy też nie, zaczynała się denerwować. Mogło to świadczyć jedynie o tym, że nadal nie do końca wyzbyła się swojej słabości do niego.
-Co z resztą? -Zapytał, choć nie do końca go to interesowało. Musiał czymś zabić czas, a rozmowa wydawała się dobrą opcją aby zatuszować ewentualne podejrzenia ludzi wokół.
-Nie mam pojęcia co z Juugo, ale Suigetsu spotkał Kisame Hoshigakiego i wrócił z nim do Kirigakure.
-Nie miał czasami zbierać siedmiu mieczy? -Zapytał, nie dając po sobie poznać, że go to zaskoczyło. Sojusz z byłym partnerem jego brata byłby równoznaczny z porzuceniem marzenia o zdobyciu Samehady.
-Mnie nie pytaj. -Prychnęła z przekąsem czerwonowłosa, podpierając podbródek o dłoń. Jednocześnie dała mu do zrozumienia, że jest z Suigetsu w tak samo "dobrych" relacjach jak zawsze.
Na tym rozmowa się skończyła. Sasuke nie zadał ani pytania więcej. Nie zapytał jej o życie w Skale, ani też o to jak jej się powodzi. Nie ukrywała swojego rozczarowania, ale też nie liczyła specjalnie na jakąś zmianę. I tak cieszyła się tym, że go spotkała. Wielokrotnie chodziły jej po głowie myśli o tym co stało się z Uchihą, ale w życiu by nie wpadła na to, że jest w Konoha. No i dochodziła kolejna, niepokojąca sprawa. Sasuke ani razu na nią nie spojrzał. Normalnie gdy zadawała irytujące go pytania, zawsze posłał mordercze spojrzenie, aby ją uciszyć. Tym razem tak się nie stało. Przepływ chakry także się zmienił, dlatego nie poznała go od razu. Nie była stuprocentowo pewna, dopóki nie podeszła na tyle blisko, że była w stanie go zobaczyć.
-Sasuke... co się stało z twoją chakrą? -Zdecydowała się w końcu zaryzykować. Zagryzła niepewnie wargę, gotowa na kilka zimnych słów, ale ostatecznie nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Uchiha milczał, nie próbując jej przekonywać, że się myli. Obrał najlepszą strategię, jaką w tym momencie posiadał.
-Idź. Niedługo twoja kolej na pojedynek. -Odezwał się w końcu.
-Ach, tak. Masz rację. -Zmieszała się, natychmiastowo wstając ze swojego miejsca. Chciała rzucić coś w stylu "Będziesz trzymał za mnie kciuki?", ale szybko zrezygnowała z pomysłu. To byłoby idiotyczne. Miała za sobą zdecydowanie więcej doświadczenia w walce niż przeciętny chuunin. Nie było szans, aby to przegrała.
-Do zobaczenia? -Zapytała jeszcze, nie potrafiąc tak do końca ukryć nadziei w swoim głosie.
-Do zobaczenia. -Skwitował po chwili wahania, nie mając pojęcia, że dla Karin była to chyba największa możliwa motywacja do działania.
Gdy odeszła na bezpieczną odległość na tyle pochłonęły go myśli na temat jej słów, że zapomniał po co tak naprawdę przyszedł, narażając się na setki spojrzeń. Jasne, że chciał wywołać poruszenie, ale to nie był główny cel. Zgodnie z tym, o czym rozmawiał z Hyuugą, postanowił sprawdzić się w roli przynęty. Jeżeli byli tu ninja dźwięku, a z pewnością byli to już dawno go zauważyli. Pytanie więc, czy odważą się na atak, mimo szerokiej widowni. Zdawał sobie sprawę, że niewielu ludzi obeszłaby jego śmierć, aczkolwiek to nadal było naruszenie traktatu powojennego. Innymi słowy, Sasuke po prostu chciał się przekonać, czy to, co tworzył Uzumaki było warte zachodu. Wszystkie pakty i porozumienia zawsze gdzieś się zaczynały i kończyły. Świat był skazany na walkę. Wciąż wierzył w tę prawdę i dlatego szukał jakiegoś potwierdzenia w rzeczywistości. Chciał za wszelką cenę przetestować ideały, których tak usilnie bronił Itachi.
-Pierwszy pojedynek wygrywa Matsuri z Sunagakure! -Wykrzyknął z zapałem Naruto, zwracając na siebie jego uwagę. Zwrócił się w stronę z której dobiegał go głos. Musiał przy tym zadrzeć głowę ku górze. Zmarszczył brwi, gdy po plecach przeszły go nieprzyjemne ciarki. Ktoś go obserwował. Był prawie pewien, że wie kim ów ktoś jest. Nie pomyliłby sharinganowego spojrzenia, które niejednokrotnie zamknęło go w otchłani własnych, mrocznych spojrzeń.
-Skup się na swoim zadaniu, zamiast próbować morderstwa na odległość. -Wyszeptał bezgłośnie, wiedząc, że Itachi i tak bezbłędnie odczyta wiadomość z ruchu jego warg. Czasy kiedy bał się go niczym najgorszego koszmaru już dawno minęły. Nawet gdyby brat ponownie kazał mu godzinami i dniami oglądać masakrę klanu Uchiha, ten strach który wtedy czuł nie miał prawa powrócić.
-Hokage-sama, proszę uważać! -Rozpoznał głos. To z pewnością był Kakashi, mimo iż zwracał się do Młotka oficjalnie. Nie zdążył się nad tym zastanowić. Nie minęło nawet pięć sekund od ostrzeżenia. Nastąpił wybuch. Wszyscy jak w amoku odwrócili się w stronę huku, a następnie, ze sporym opóźnieniem zaczęli uciekać. Spiął się. Co chwila popychali go ludzie, gnający do wyjścia. Złapał się poręczy, aby mieć stabilność i spróbował jak najbardziej zejść im z drogi. Gdyby rzucił się przed siebie jak cała reszta, prędzej czy później o coś by się przewrócił. Zadeptaliby go jak robaka.
-Idź. -Rzucił Naruto w kierunku Itachiego, jednym spojrzeniem obiecując opiekę nad Uchihą. Wystarczyło. Zaufał mu. Skinąwszy dłonią na kilku członków Anbu odbił się w stronę dachu, aby prędzej dotrzeć do docelowego miejsca. Zaraz potem nastąpiła kolejna eksplozja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz