Menu

Opowiadania

wtorek, 27 listopada 2018

Agony - Rozdział XX.

Itachi spodziewał się, że gdy Sasuke zejdzie rano na dół, będzie przynajmniej zawstydzony, podczas gdy jego twarz wyrażała taką samą obojętność jak zawsze. Znał brata. Dobrze wiedział, że ta sytuacja zostawiłaby ślad na jego wiecznie niezachwianej dumie. Fakt, że stało się inaczej mógł oznaczać tylko tyle, że gorączka była zbyt silna, aby cokolwiek zapamiętał. Choć i to wydawało się nieprawdopodobne. W istocie, Itachi się mylił. Sasuke wszystko dokładnie pamiętał i doskonale wiedział co zrobił. Dał mu o tym znać zaraz jak tylko się odezwał:
-Następnym razem nie pomagaj mi. Niezależnie od sytuacji. -Wypowiedział to beznamiętnie, aczkolwiek na zewnątrz nie było widać jak wiele go to kosztowało. Młodszy odstawił pustą szklankę na blat, w końcu obdarzając siedzącego przy stole Itachiego spojrzeniem. Wory pod oczami i bardziej zaczerwienione niż zwykle policzki dobitnie pokazywały, że jeszcze nie wyzdrowiał do końca. Gorączka musiała się go trzymać.
-Więc chciałeś przeziębić się jeszcze bardziej, co w ostatecznym rozrachunku kompletnie by cię unieruchomiło? -Zapytał, póki co pomijając kwestię, która najbardziej go interesowała. Zdołał ochłonąć po wczorajszym wieczorze i nie zamierzał uciekać od tego co zrobili. Nie było sensu. Niedopowiedzenia to coś, co nie powinno mieć miejsca w równym stopniu co wszystkie rzeczy jakie mu wczoraj zrobił.
-Tak, do cholery. Itachi, nie jesteśmy kochającą się rodzinką. Ty jesteś wielkim obrońcą wioski, a ja chcę ją zniszczyć. Po co więc cała ta szopka? -Zapytał, opierając się biodrem o kuchenny blat. Normalnie nie pozwoliłby sobie na tak długą wypowiedź, bo to kolidowało z jego wiecznie zamkniętą naturą, ale gorączka robiła swoje i pozwalał sobie na więcej niż zwykle.
-Bo mi na tobie zależy. -Odparł Itachi, bez cienia żartu. Nic, zero. Powaga którą w sobie nosił zaczynała go dobijać. Młodszy uniósł dłoń do skroni i przymknął powieki, pozwalając sobie na chwilę ciszy. Nie rozumiał tego. Jego starszy brat, morderca, kłamca i jednocześnie najbardziej niezrozumiała osoba jaką znał, potrafiła jednym głupim zdaniem popsuć wszystkie poukładane sprawy w jego głowie. Był taki zawsze. To przez niego tracił rezon i zaczynał zastanawiać się nad głupotami, nad którymi samodzielnie nigdy nawet by nie pomyślał.
-To zmień nastawienie, bo ja nie posiadam względem ciebie żadnych pozytywnych odczuć. -Odparł, gładko kłamiąc. Bo oczywiście nie mówił całej prawdy. Itachi zbyt wiele w jego życiu zepsuł, żeby przejść obok niego obojętnie. Na dodatek był jego bratem. Prawda, to nic nie znaczyło. Pokrewieństwo mogło zostać całkowicie pominięte, ale jak bardzo by tego nie pragnął, nie potrafił wymazać wspólnych dni z dzieciństwa. Musiałby chyba stracić pamięć aby odciąć się od Itachiego raz na zawsze, bo nawet śmierć nie dała mu rady. I to dwukrotnie.
-Idę do siebie. -Dodał, nie widząc sensu w kontynuowaniu rozmowy. Zszedł tylko po głupią wodę, a przekształciło się to w rodzinną pogawędkę.
-Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać. Chciałem pogadać o tym, co się wczoraj stało. -Itachi zatrzymał go jednym zdaniem. Gdyby teraz odszedł, wyszedłby na tchórza. Zacisnął palce na futrynie i odwrócił się do niego przodem, obdarzając najbardziej morderczym spojrzeniem na jakie go było w tym momencie stać.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Dlaczego w ogóle miałbym poruszać z tobą ten temat? -Zapytał, splatając ręce na torsie, jakby chciał dać mu do zrozumienia "nie ze mną te numery" albo "to ja będę zwycięzcą".
-Naprawdę mam ci to rozpisać? Chcesz to usłyszeć na głos? -Odparł Itachi, z niejaką irytacją. Kompletnie nie rozumiał reakcji, gdy warga Sasuke drgnęła i delikatnie uniosła się ku górze, w imitacji kpiącego uśmieszku. Zupełnie jakby cała sprawa nagle stała się wyjątkowo dobrą komedią.
-Poproszę. -Łasica nie wierzył w jego bezczelność. Podczas gdy on się tym zadręczał, dla jego młodszej wersji był to godny obejrzenia w pierwszym rzędzie skecz.
-Więc nie zdajesz sobie sprawy, że prawie wczoraj wylądowaliśmy w łóżku? Że jesteśmy do cholery braćmi, że tak nie powinno być, że obaj zachowaliśmy się jak zwierzęta kierowane instynktem? Nie rozumiesz tego? To cię tak bawi? -Zapytał z niedowierzaniem, po czym pokręcił głową. Z trudem powstrzymał ciało przed zerwaniem się z miejsca. Jak ciężko by nie było, wolał obgadać wszystko w miarę spokojnie. Jednak wtedy do jego uszu dobiegło rozbawione prychnięcie.
-To cię tak gryzie, Itachi? -Odpowiadanie pytaniem na pytanie ostatnio stało się prywatnym hobby ostatniego, jeszcze żyjącego Uchihy. Używał tej formy wypowiedzi tak często, jak tylko nadarzała się ku temu okazja. Zrezygnował z podpierania ściany, po czym podszedł i pochylił się nad stołem, kładąc na nim ręce. Tak aby patrzeć bratu w oczy, oczywiście z nieco wyższego punktu.
-Czym to się różni od morderstwa naszej rodziny? Od odebrania mi brata, normalnego życia? Ba! Nawet prawo do poznania prawdy zostało mi przez ciebie odebrane! Czym to się różni, powiesz mi, Itachi?! -Zapytał, przeklinając się w duchu. W ostatnich nutach głos mu zadrżał, a przecież miał powiedzieć to w najbardziej bezlitosny sposób jaki znał.
-Ja nie widzę różnicy, bracie. Nie ma już dla mnie barier w postaci domniemanego pokrewieństwa. Jesteś ty i ja. Itachi Uchiha i Sasuke Uchiha. Ni mniej, ni więcej. Szukanie jakiegokolwiek powodu żebym się przed czymś zawahał jest bezcelowe. Zwłaszcza, jeżeli twoją wymówką mają być więzy rodzinne. Choć domyślam się, o co ci chodzi. Jesteś ciekaw, dlaczego w ogóle zainicjowałem coś, co jak widzę wywołuje w tobie dawno zapomniane wyrzuty sumienia? -Zapytał z ironią, czekając na jakąkolwiek reakcję, która nie nadeszła. Itachi z ciszy czekał na kontynuację wybuchu.
-Ponieważ, jak się okazało, to jedyna rzecz, którą mogłem wyprowadzić cię z równowagi. O ironio! Żebyś widział swoją minę! Naprawdę chciałem, żebyś w końcu choć czasem poczuł się tak podle jak ja, gdy musiałem wzmacniać siebie aby radzić sobie z wymyśloną nienawiścią. -Zaśmiał się, po czym odsunął, urywając twarz w rękawie. Jego mały napad szaleństwa powoli mijał, ustępując miejsca żalowi i rozgoryczeniu. Nigdy nie wspominał przeszłości, zwłaszcza przy swoim oprawcy. Gdy już jednak to zrobił, mógł poznać konsekwencje nerwów. Odwrócił się napięcie i wyszedł, bez pośpiechu ciągnąc ciało po schodach. Mówił prawdę, ale nie całą prawdę i to właśnie bolało go najbardziej. Nie był w stanie zapomnieć pożądania z tamtego wieczoru, wszystkich emocji, które wtedy nim owładnęły. Nawet nie wiedział jak to opisać. No bo jak można jednocześnie szaleńczo kogoś kochać, jak i nienawidzić, brzydzić się i pragnąć śmierci? Wszystko, każde miejsce dotyku Itachiego tak go potem piekło, że był bliski wycia z rozpaczy. Pół nocy spędził na zastanawianiu się, co z nim jest do cholery nie tak.
-Co się ze mną dzieje? -Rzucił w przestrzeń, zaraz po zniknięciu we wnętrzu pokoju. Nie rozumiał nowego rodzaju doznań. Nie potrafił się do nich przyzwyczaić, a tym bardziej przyznać. Syknął z irytacją gdy oczy zapiekły tępym bólem i automatycznie je zakrył, chroniąc przed światłem. Pulsowanie powoli znikało, podobnie jak jego rozchwianie emocjonalne. Zacisnął zęby i z irytacją uderzył w ścianę z pięści, po czym skierował się w stronę balkonu. Nie chciał wychodzić drzwiami, narażając się na ewentualne spotkanie z Itachim, a potrzebował przewietrzenia, unormowania. Natychmiastowo. Gdy zaczynała ogarniać go złość, niekoniecznie ręczył zarówno za swoje czyny jak i słowa. Miał to szczęście, że mieszkali na skraju wioski. Nie potrzebował nawet paru metrów aby zniknąć w gąszczu drzew i puścić się biegiem w stronę polany, na której ostatnio ćwiczył. Życie w wiosce ograniczało go także w tej sprawie. Gdy był u Orochimaru i potrzebował się wyżyć, po prostu szedł na misję i kogoś albo zabijał, albo nie. Tutaj mord chociażby jednej, zwyczajnej osoby nie uszedłby mu tak łatwo, a miał przecież cel, którego nie mógł zaprzepaścić głupimi zachciankami. Odetchnął ciężko i odgarnął ciemne kosmyki do tyłu, wkładając głowę pod ścianę wodospadu. Zimna woda nieco ostudziła myślenie, pozwalając mu się skupić. Potrzebował punktu zaczepienia, planu działania. Sielanka związana z Itachim wcale mu w tym nie pomagała. Dlatego musiał zakończyć to raz i na zawsze. Najlepiej jeszcze dziś. W taki też sposób podjął ostateczną decyzję.

2 komentarze:

  1. To chyba zaczął być mój ulubiony rozdział. Podobał mi się, pod względem różnych emocji. Sprzeczności. Szkoda mi było nieco Sasuke, gdy mówił o tragedii ich rodu, właściwie mi szkoda ich obu. Jestem niesamowicie ciekawa, jak ta ich tutaj dość trudna relacja się rozwiąże.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem niezmiernie ciekawa dalszych losów. Czekam z niecierpliwością 😊

    OdpowiedzUsuń