Menu

Opowiadania

wtorek, 4 grudnia 2018

Agony - Rozdział XXI.

Od tamtego wydarzenia minął okrągły tydzień. Sasuke nie okazał ani krzty wstydu, a Itachi nie wspomniał o rozmowie nawet słowem. Można by więc rzec, że atmosfera w małej rezydencji przedstawiała się jako napięta. Zupełnie, jakby w budynku znajdowała się bomba. Wszystko mogło w każdej chwili wybuchnąć, choć nic na to nie wskazywało.
-Ziemia do Uchihy. Halooo. -Naruto stracił już jakąkolwiek nadzieję na to, że zwróci na siebie uwagę Sasuke, który od kilku dobrych minut wpatrywał się w ptaki, beztrosko skaczące po zielonej trawie ich małego ogródka.
-Przeszkadzasz. -W końcu zabrał głos, unikając dłoni Uzumakiego, która to akurat próbowała zatrzymać się na jego głowie. Blondyn czasami całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ciężko było mu powstrzymać odruchy, każące złapać napastnika za rękę i natychmiastowo ją wykręcić lub złamać.
-Mógłbyś mnie choć chwilkę posłuchać. -Westchnął w końcu, kładąc głowę na stoliku, jakby nie spodziewał się ze strony przyjaciela żadnych wrogich reakcji. To pozostało niezmienne. Niezależnie od sytuacji, ufał Sasuke jakby nieporozumienia między nimi nigdy nie miały miejsca. Przynajmniej tak to właśnie wyglądało. Uchiha skupił spojrzenie na czuprynie Młotka, która z biegiem czasu stała się jeszcze bardziej odstająca. W przeciwieństwie do jego własnych włosów. Znalazł pierwszą różnicę. Czy były jeszcze jakieś? Po za faktem, że Uzumakiemu w końcu udało się zostać Hokage, dostrzegał jedną, istotną rzecz. Zwiększoną cierpliwość. Nie wiedział jakim cudem ten głąb osiągnął coś, co kiedyś wydawało mu się kompletnie niemożliwe. Cóż, gdyby sytuacja w której się znajdowali miała miejsce parę lat temu, blondyn w pierwszej kolejności krzykami zmusiłby go do wysłuchania. Tak właśnie to według niego wyglądało. Cierpliwe czekanie na swoją kolej i nieokazywanie zniecierpliwienia zdecydowanie konsternowało Uchihę. Nie wiedział bowiem jak powinien na to reagować, aby wyszło na jego rację.
-Zamieniam się w słuch. -Rzekł w końcu, przymykając powieki, aby uspokoić narastającą irytację. To nie było w jego stylu. Naruto powoli uniósł głowę z nad stolika. Był w stanie dosłyszeć jego ciężkie westchnięcie.
-Zdaję sobie sprawę, że się różnimy i całkowicie pamiętam, co powiedziałeś na temat wioski. Nie potrafiłbym cię jednak potraktować jak wroga, o czym doskonale wiesz. Jesteś moim przyjacielem Draniu, czy tego chcesz, czy nie. -Zaczął Uzumaki, utwierdzając ciemnowłosego w przekonaniu, że będzie to dość długi wywód.
-Wiem też, że nie powiedziałeś wtedy w szpitalu całej prawdy. Gdybyś jedynie chciał zniszczyć wioskę już dawno by cię tu nie było. Nie masz żadnych korzyści z przebywania w Konoha. Nie wysłałbym za tobą pościgu, o czym także wiesz. Masz jakiś dodatkowy interes, w który nie będę wnikać. Wierzę, że ma to na celu odnalezienie twojej własnej ścieżki. Zawsze taki byłeś. -Uzumaki przygryzł wargę od środka, ponownie zatrzymując się na chwilę refleksji, a Uchiha mu nie przerywał. Z narastającym zaskoczeniem słuchał całkiem trafnych wniosków, co ponownie było dla niego nie do pomyślenia. Czuł się trochę tak jakby poznawał całkowicie nową osobę. Ten Naruto był mu obcy. Do tej pory dostrzegał tylko i wyłącznie to, co znał, usilnie ignorując powstałe w nim zmiany, co było kompletną głupotą. Jak mógł sobie pozwolić na coś takiego? Ile mu umknęło?
-Dlatego chciałbym, żebyśmy odłożyli wszelkie niesmaki na bok i wybrali się gdzieś całą paczką. Jak za dawnych czasów. Co ty na to? -Zapytał, obarczając Uchihę przenikliwym spojrzeniem niebieskich tęczówek. -To nie będzie znaczyło, że nas zaakceptowałeś. Po prostu chciałbym spędzić z tobą trochę czasu. -Dodał szybko Uzumaki, widząc jak Sasuke otwiera usta z miną pod tytułem "kompletnie cię pogięło", co dało pozytywny skutek. Przemyślał chwilę propozycję, po czym głośno westchnął, przykładając palce do skroni, jakby borykał się z niebywałym problemem.
-Jesteś kompletnie niereformowalny... -Uznał na głos, wykrzywiając wargi w niezadowolonym grymasie. Sam nie był w stanie stwierdzić, co nim kierowało, ani też dlaczego w ogóle rozważał tą opcję. Nienawidził wyjść w takiej postaci. Kiedyś, teraz i zawsze.
-Więc? Co to ma być za spotkanie? -Dopytał, wpierw pragnąć dowiedzieć się w jak wielkie gówno wchodzi. Oczywiście, dla Naruto było to równoznaczne ze zgodą, na co widocznie się ożywił.
-Ach, nic wielkiego! Zwykłe spotkanie w barze. Będzie Sakurcia, Ino, Sai, Lee, Shikamaru, Choji, Kiba i Hinatka. Reszta stwierdziła, że ma za dużo obowiązków. Shikamaru cudem udało mi się namówić! Pracusie od siedmiu boleści! -Burknął pod nosem Naruto, po czym splótł ręce na torsie w najbardziej dziecinnym fochu, jaki dane mu było zobaczyć u dorosłego faceta. W końcu znalazł podobieństwo do znanego mu blondyna i z tym też faktem poczuł się nieco pewniej.
-A nie wpadło ci do głowy, geniuszu od siedmiu boleści, że może nie chcą iść, bo mnie także zapraszasz? -Zapytał, starając się nie westchnąć z bezsilności. Nie żeby coś, ale nie sądził aby ktokolwiek po za Uzumakim pałał do niego tak wielką sympatią. On jeden wystarczył zresztą za wszystkich. Przez jednego blondyna dostawał wstrętu na samą myśl, że ktoś miałby go chociażby lubić.
-Hej! Oni nie są tacy! Przecież wiesz. -Od razu zaprzeczył, niemalże podnosząc się z miejsca. W końcu jednak rozładował sytuację śmiechem i wzruszył ramionami, po głupkowatemu.
-Widzimy się po osiemnastej pod siedzibą. I nawet nie waż się spóźnić! -Uzumaki wstał, grożąc mu palcem jak małemu dziecku. Uchiha w duchu pogratulował sobie cierpliwości. Jeszcze chwila, a odciąłby mu tą głupią rękę. Zanim jednak zdążył sięgnąć do katany, Młotka już dawno nie było. Odetchnął najciszej jak potrafił, po czym przeklinając się w duchu za brak odmowy zaczął rozmyślać nad najlepszym sposobem, aby uniknąć pytań Itachiego. Gdyby wyszedł bez słowa i tak by zauważył. No właśnie. Itachi. Przez to jedno spotkanie zdążył zapomnieć o całej sytuacji, która trzymała go niczym na kiju przez cały bieżący tydzień. Nie potrafił zdzierżyć myśli, że jedna głupia wymiana zdań z Uzumakim odepchnęła od niego całe nagromadzone napięcie.
***
Sasuke był już tak bardzo zmęczony sytuacją, że za cel obrał sobie obserwowanie reakcji innych na jego obecność. Fakt że był bardziej niż nieproszonym gościem był dla niego oczywisty przez kilkanaście pierwszych minut. Widząc jednak jak siedząca obok niego Ino powoli zyskuje na pewności, zaczął tracić wiarę w swój punkt widzenia. W zasadzie od początku pozytywnie była nastawiona do niego jedynie Hinata. Pomijając oczywistą zakałę świata, zwaną Uzumakim Naruto. Sakura po ostatniej akcji w szpitalu nie odezwała się nawet słowem, co było mu bardzo na rękę. Trzymała się blondyna, jakby Uchiha w każdej chwili był gotów do niej doskoczyć i wymierzyć policzek. Kolejny kłopot z głowy. Sai pozostawał niechętny, mimo wiecznie przyklejonego uśmiechu, zresztą ze wzajemnością. Różnica polegała na tym, że Sasuke nie potrzebował tego typu min, aby wyrazić swoje niezadowolenie. Co do reszty... ich neutralność nawet go zaskoczyła. Spodziewał się czegoś więcej. Jakiejkolwiek formy protestu, nienawiści czy też irytacji. Jak na wszystko co zrobił przeciwko nim, przyjęli go bardzo neutralnie. 
-Będziemy pić do białego rana! -Zarządził Uzumaki, w końcu zwracając na siebie jego uwagę. Starał sobie nie psuć nerwów jeszcze bardziej, więc blondyna jak najczęściej ignorował.
-Naruto! Co ty sobie myślisz? Jaki ty przykład dajesz. Jesteś Hokage, nie powinieneś tyle pić! -Oburzyła się Ino, pokręciwszy głową w dezaprobacie. Sakura zaraz też się z nią zgodziła, ale nieco słabiej niż zwykle. Właśnie dlatego Uzumaki był w tak wielkim szoku, gdy nie dostał po głowie, którą zaczął wcześniej zapobiegawczo zasłaniać. 
-Ale Ino! Babcia Tsunade piła jeszcze więcej niż ja, a jakoś nikt się jej nie czepiał! -Wyburczał z oburzeniem i natychmiast opróżnił trzymaną w dłoni czarkę sake. Tak jakby bał się, że dziewczyna zaraz mu ją zabierze. Wtedy też Uchiha przypomniał sobie o własnym alkoholu i w ciszy dopił, usprawiedliwiając się, że to jedyny sposób w jaki może przetrwać ten wieczór bez szwanku. Jednak przyjemne rozluźnienie, które miało rzekomo po alkoholu nastąpić uparcie do niego nie przychodziło. 
-Ty nie jesteś Tsunade-sama! Jesteś Uzumaki Naruto i o wiele łatwiej się upijasz! -Wykrzyczała po raz kolejny. Uchiha jednak dłużej nie słuchał. Przymknął powieki, wsłuchując się w wesoły, sobotni gwar.
-Chyba nie bawisz się zbyt dobrze. -Zauważyła Hinata, unosząc kąciki ust ku górze, jakby próbowała go w ten sposób pocieszyć. W zasadzie to był pierwszy raz, gdy widział dziewczynę od dzieciństwa. Nie liczył ostatniego spotkania. Był wtedy ślepy. Nie potrafił niczego zobaczyć. Porównując jednak wszystkie zgromadzone osoby, które miał mniejszą lub większą przyjemność znać, Hianta zdecydowanie zmieniła się najbardziej. 
-Bo to nie jest moja ulubiona forma rozrywki. -Przyznał, decydując się jej jednak odpowiedzieć. Automatycznie poczuł na sobie spojrzenia, mimo iż wypowiedział całość na tyle cicho, że nie powinni byli go dosłyszeć. 
-Jasne. Pewnie wolisz bawić się w snucie jakiś ciemnych interesów, co nie, Uchiha? -Odkąd właściwie tutaj weszli, nie zwracał uwagi na Inuzukę. Zupełnie jakby go wcale nie było. Przymrużył oczy niczym wąż gotowy do ataku, ale nie dał mu niczego więcej. Satysfakcja dla osób poniżej jakiegokolwiek poziomu nie była tym, do czego był zdolny się uniżyć.
-Możliwe. -Wyznał w końcu, całkowicie spokojnie. Zaraz potem powrócił spojrzeniem do Hinaty, ignorując początkową irytację, a następnie wściekłość Inuzuki. Wiedział, co sprowokował. Nie był zaskoczony kiedy chłopak rzucił się w jego kierunku, próbując złapać szponami. Zgrabnie uniknął ataku i zrobił unik w taki sposób, że Kiba wpadł na zasłany alkoholem stół, przewracając go i robiąc niemałe zamieszanie wokół siebie.
-Kiba! -Wykrzyknął Uzumaki z widocznym oburzeniem i natychmiast podniósł się do pozycji stojącej. Na tyle, na ile pozwalała mu na to koordynacja ruchowa.
-Nie mówcie mi, że on was nie wkurza! -Rzucił z irytacją Inuzuka, prostując się na ciężkich nogach. Sasuke wówczas włożył ręce do kieszeni i podziwiał obrazek, do którego doprowadził. 
-Nie interesuje mnie, co do mnie masz, więc przestań robić cyrk, siadaj i baw się dalej. -Rzekł, powstrzymując zmęczone westchnięcie. Jedyne o czym był w stanie myśleć w tej sytuacji była irytacja i ubolewanie nad głupotą byłych znajomych. Nie chciał się w to mieszać. Zanim więc Naruto zdołał zebrać tyłek do ładu i pobiec za nim, wyszedł, kierując kroki w stronę przybranego domu. Nie powiedział Itachiemu o wyjściu. Jeżeli Naruto także tego nie zrobił, mógł spodziewać się kolejnej, niemiłej niespodzianki. Naprawdę wolałby to ominąć. Z tym potokiem niezrozumiałych dla samego siebie uczuć, unikał brata jak to tylko możliwe. 
-Sasuke, poczekaj! -Nie zwalniał, ale też nie przyśpieszał. Pozwolił zdyszanej dziewczynie się dogonić, zerkając jedynie kontrolnie przez ramię.
-Po co przyszłaś? Nie musiałaś wychodzić. I tak się nudziłem. -Uznał, bez krzty kłamstwa. Nie czuł się dobrze pod spojrzeniem dziewczyny. Byakugan niejednokrotnie potrafił do podirytować. Zupełnie jak wszystkie pozostałe techniki wzrokowe. Piętno wojny. 
-Trzymaj. Zrobiłam ostatnio dla wszystkich, ale jeden mi został więc daj komuś. Powiedz mi kiedyś, czy się sprawdziły. -I zanim zdołał w jakikolwiek sposób odpowiedzieć, wcisnęła mu w ręce dwa małe talizmany. Nie powiedział nic za oddalającą się Hinatą. Prawdopodobnie był zbyt zaskoczony, a i nie wiedział co w zasadzie powinien zrobić. Dlatego też ostatecznie zacisnął palce na przedmiotach i ruszył najmniej uczęszczanym szlakiem w drogę powrotną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz