Jego podejrzenia co do czekającego Itachiego nie sprawdziły się. Po przekroczeniu progu pierwszego pomieszczenia przywitała go kojąca cisza. Zupełnie inna od wesołego wrzasku, na który został tego wieczora narażony. Przeszedł przez cały salon, uchylając drzwi na taras. Nie zdążył się jeszcze ogrzać, więc nagły podmuch zimnego powietrza nie zrobił na nim większego wrażenia. Odetchnął, zapominając na chwilę o ewentualnej i bardzo prawdopodobnej obecności brata gdzieś w pobliżu. Nie wyczuwał go w żaden sposób, dopóki sam mu na to nie pozwolił.
-Przestań. -Rzucił w kierunku jedynego drzewa, jakie rosło w ich ogrodzie. Wśród korony pokrytej gęstymi liśćmi nie potrafił dostrzec kształtu zbliżonego do ludzkiej sylwetki, nawet z pomocą sharingana.
-Czekałem na ciebie. -Usłyszał w odpowiedzi. Głos poniósł się donośnie, przywołując na jego twarz delikatny grymas.
-W jakim celu? -Zapytał, ruszając kilka kroków do przodu. Dopiero gdy stanął pod mosiężnym dębem, był w stanie cokolwiek dostrzec. Itachi utrzymywał się na gałęzi dzięki zgiętej w kolanie nodze, pozornie przyczajony niczym puma.
-Muszę mieć powód, żeby czekać na własnego brata? -Sasuke milczał. Odpuścił sobie protesty i próbę podjęcia dyskusji, skoro ani jedno, ani drugie do tej pory nie przynosiło żadnego efektu. Wcisnął dłonie do kieszeni, odwracając wzrok w stronę małego zbiornika z karpiami. Mimo iż nie wypił zbyt dużo alkoholu, czuł się na tyle spokojnie, że nie interesowała go głębsza dyskusja i wzbudzanie awantur.
-Dlaczego wlazłeś na drzewo? Stamtąd nie zobaczysz frontu domu. -Zapytał, poruszając nowy temat. Prawdopodobnie zaskoczył tym nie tylko siebie. Przez brak ruchu powoli zaczynały drętwieć mu kończyny. Zwłaszcza palce u stóp. Wiatr był jednak na tyle orzeźwiający, że nie miał ochoty wracać do środka. Jeszcze. Nie miał pojęcia czy Itachi siedział tutaj przez cały ten czas, czy nie, ale nie mógł pojąć tego umysłem. Chociaż już dawno przyznał przed sobą, że brat ma w sobie niewiele z normalnego człowieka. Nie zdziwiłby się, gdyby już wcześniej robił podobne rzeczy. Na tym polegał największy problem.
-Sam zobacz. -Oznajmił w końcu Łasica, tkwiąc w tej samej pozycji, w jakiej go zastał na początku. Od tamtej chwili nie poruszył się nawet o milimetr, wpatrzony w jakiś oddalony punkt. Sasuke zastanowił się chwilę, rozważając możliwość ewentualnego podstępu. Nic na to nie poradził, że nie potrafił mu całkowicie zaufać. Prawdopodobnie miało tak być już zawsze, nawet jeżeli jakimś cudem ich relacje uległyby ociepleniu. W co niekoniecznie wierzył. Zwłaszcza, że obie ścieżki były całkowicie inne i rozchodziły się w różnych kierunkach. Powoli skupił chakrę w stopach i ulegając pokusie, odbił od podłoża, aby w paru krokach wylądować w miejscu, gdzie kończyło się rozwidlenie gałęzi. Centralnie naprzeciwko Itachiego. Dopiero z tej odległości był w stanie dostrzec jego rozwiane włosy i lekko zaczerwienione, zapewne z zimna ręce.
-Spójrz. -Znów się odezwał, odwracając uwagę Sasuke od szczegółów swojego wyglądu. Zamrugał, po czym podążył za spojrzeniem brata. Nie spodziewał się, że będzie stąd widać tak wiele. Wszystkie światła Konohy były doskonale widocznie. Ich mała samotnia znajdowała się na obrzeżach, w całkowicie odwrotnym kierunku od skały z twarzami Hokage. Nawet teraz były widoczne z daleka dzięki oświetlonym zabudowaniom. Tutaj nie był w stanie dosłyszeć miejskiego zgiełku, ale dobrze wiedział, że ludzi na ulicach jest multum.
-To właśnie to, co próbujesz zniszczyć. -Nie odpowiedział w żaden sposób. Mógł się zdradzić jedynie powieką, która delikatnie drgnęła, jakby pod nagłym naciskiem zmęczenia. Przeszedł kawałek po grubej gałęzi, ostatecznie siadając tuż obok Itachiego. Ramię w ramię. Nie miał żadnej siły do dyskusji. Zauważył, że ostatnio coraz częściej zaczyna tracić waleczność emocjonalną, co nie miało prawa się zdarzyć. Musiał to zmienić. Ilekroć przebywał w jego pobliżu, nie było od tego ucieczki. Itachi po kawałeczku kruszył każdą małą barierę, którą wzniósł po to, aby się od niego odgrodzić i uciec do swojego małego świata wiecznej udręki.
Wyczuł na sobie jego spojrzenie. Roziskrzone, palące. Zatopił się w tym uczuciu, napinając wszystkie mięśnie. Zacisnął irytująco pulsujące powieki, po czym wypuścił z płuc całe nagromadzone powietrze. Dawno nie czuł się tak słaby i obnażony.
-Jesteś moim światłem Sasuke. -Zdołał usłyszeć, zaraz po tym jak jego głowa samowolnie opadła na ramię Itachiego. Nie otwierał oczu. Nie śmiałby w tym momencie. Pozbyłby się ostatniej deski ratunku, bezpowrotnie odrzucił świat, w którym tkwił po dziś dzień.
-Wydaje mi się, że kiedyś to słyszałem. -Rzekł, mimo iż wszystko z nim krzyczało "nie rób tego". Wchodził na cienką linę, z której mógł w każdej chwili spaść. Doskonale czuł to przez bezpośredni, cielesny dotyk.
-Kiedyś zrozumiesz, jak wiele te słowa oznaczają. -Po słowach Itachiego, sam nie wiedząc czemu, poczuł irracjonalny, zimny strach. Wkradł się szybko, rozsuwając swe obrzydliwe macki po całym jego ciele. Skądś wiedział, że przekaz nie zawiera w sobie niczego dobrego.
-Jeszcze nie teraz. -Dodał po chwili, wyciągając dłoń, aby go objąć. Sasuke odetchnął cicho, pociągnięty tak, aby mógł opierać się o część jego ramienia i torsu. Nagle krajobraz przestał być tak intrygujący, jak jeszcze przed chwilą. Teraz patrzył w gwiazdy, szukając w nich odpowiedzi na wszystkie tajemnice, którymi został obarczony. Ile jeszcze razy przyjdzie mu się zmierzyć z kłamstwami - nie wiedział. Po takim stażu wydawało się prawdopodobnym, że jeszcze wielokrotnie spotkają go nieprzyjemności.
-Dlaczego to robisz? -Zapytał przyciszonym głosem. W końcu pozwolił sobie na rozluźnienie, odchylając głowę w tył. Dzięki temu mógł nie tylko dostrzec niebo w pełnej swej okazałości, ale także czubek nosa i przydługie kosmyki włosów Itachiego.
-Bo mi na tobie zależy. Niezależnie jak wiele razy spróbujesz to wyprzeć ze swojej świadomości. -Odparł przyciszonym głosem. W tej samej chwili poczuł na policzkach szorstkie dłonie, powoli naznaczające każdy kawałek skóry swoim dotykiem. Milczał, wpatrzony w gwiazdy, które w pewnym momencie zostały przysłonięte przez większość jego twarzy. Wstrzymał oddech, szukając jakiejś poszlaki w ciemnych oczach. Skupił się zaraz na rzęsach. Były długie, prawie tak długie jak u kobiety.
-Sasuke...
-Cicho. -Ułożył mu palec na wargach, mrużąc drapieżnie powieki. Jeszcze jedno słowo, a byłby gotów w jednej chwili zmienić nastawienie. Podniósł się na łokciach, ustami odnajdując usta. Wysunął podbródek wyżej, bez pośpiechu inicjując niezdarny pocałunek. Trudno by oczekiwać od niego jakiejkolwiek wprawy, skoro pierwszą i ostatnią osobą, z którą to robił był właśnie Itachi.
-Czy ty wiesz, co właściwie robisz? -Rzekł niemal z westchnięciem, zaraz po tym jak krótka walka języków dobiegła końca. Itachi na tle tych wszystkich wydarzeń wydawał się mu z bliska niesamowicie zmęczonym człowiekiem.
-Łamię ostatnie tabu. -Oświadczył z całą pewnością. Jego myśli były uporządkowane. W przeciwieństwie do starszego brata wyzbył się każdej jednej rzeczy, po za nim. Nie obchodziła go już niczyja opinia. Robił to, czego pragnął. Odrzucał przeszłość, na rzecz ostatniej deski ratunku od wszechstronnej agonii.
-Nie powinieneś. Nie możesz.
-Mogę. I dobrze wiem, że też tego chcesz. Powstrzymujesz się tylko ze względu na obowiązek trzymający cię na smyczy, która kiedyś urwie ci głowę. -Jak na zawołanie przesunął dłonie na szyję starszego brata, wcale niedelikatnie. Przymrużył powieki, wracając do normalnej pozycji siedzącej. Naprzeciwko. Teraz miał idealny pogląd na sytuację. Tak jak lubił. Gwiazdy działały wspomagająco na jego myślenie, które teraz rozwijało się w zawrotnym tempie. Może aż za bardzo. Głupie pomysły, decyzje, podjęte pod wpływem chwili nie mogły się skończyć dobrze.
-Mam do ciebie pytanie Itachi. -Uległ. Z pewnością miał w oczach nawał ogników, pojawiających się tylko wtedy, gdy sprawa naprawdę mocno na niego wpływała.
-Jesteś w stanie wyrzec się dla mnie wszystkiego?
-Dobrze wiesz, że...
-Wiem. Gdybym jednak był w stanie dać ci gwarancję nietykalności wioski, zrobiłbyś to? Przysiągłbyś mi? -Zapadło milczenie. Ryzyko zostało podjęte. Młodszy Uchiha powoli czuł jak ogarnia go niekontrolowana ekscytacja. Nie powinien przedwcześnie się napalać, zwłaszcza że sam nie dopracował tego planu tak, jakby tego chciał. W każdym razie dzięki decyzji Itachiego mógłby sprawdzić, czy zarówno on, wioska, jak i wszystkie ich racje mają jakiekolwiek potwierdzenie w rzeczywistości. Potrzebował tylko odpowiedniej sposobności, a jednym z warunków powodzenia planu była decyzja, której od niego oczekiwał.
-Tak, Sasuke. Przysiągłbym. -Słyszalna pewność upewniła go w autentyczności. Skinął głową, nie uciekając spojrzeniem, gdy się skrzyżowały. Tkwił w tej chwili, czerpiąc z niej jakiś zalążek radości. Wszystko miałoby się dopiero zacząć. Choć o tym wiedział, ponure myśli nie mogły naruszyć obietnicy. Przyjdzie na nie czas potem, podobnie jak i na ogrom wątpliwości.
-Zapamiętaj dobrze swoje słowa. -Powiedział, zanim odbił się od drzewa, zeskakując w dół. Pod ostrzałem jego spojrzenia nie potrafiłby się zbyt długo hamować i to właśnie skłoniło go do taktycznego odwrotu. Dostał to, czego chciał. Czas pokaże, czy miał prawo osiągnąć pewien rodzaj nirwany.
Sasuke, to tutaj w sumie jest jak taki ksiądz. Skojarzyło mi się takie; Czy wyrzekacie się szatana? Rodem z mszy XDDDD
OdpowiedzUsuńDo tego Łasic na drzewie, czyli to gdzie lubią być najbardziej, khe.
Miałam jeszcze jedną rozkminę, trochę śmieszną, ale ją zapomniałam...