niedziela, 23 grudnia 2018

Agony - Rozdział XXIII.

Koszmary, które śniły się Sasuke tej nocy wcale nie napawały go optymizmem. Co jakiś czas budził się zalany potem, a następnie zasypiał płytko i niespokojnie. Nie śmiał jednak zejść na dół po chociażby szklankę wody, w obawie, że Itachi wszystkiego się domyśli. Nie potrafił ukrywać przed nim swoich słabych stron, gdy już wychodziły na powierzchnię, co niesamowicie go irytowało. Na aktualnym poziomie ich relacji, o ile dało się to tak nazwać, nie chciał z jego strony niczego, co namieszałoby jeszcze bardziej. Odetchnął cicho, starając się unormować oddech i zaciągnął sterczące włosy do tyłu, aby nie przeszkadzały mu w obserwacji. Tym razem ze snu nie wybudził go koszmar, a deszcz, który prawdopodobnie od dobrych kilku chwil walił w okiennice jakby chciał zakomunikować, że nadchodzi ranek. Gdyby nie szare chmury, na zewnątrz byłoby już z pewnością dużo jaśniej. Uchiha przełknął ślinę, przymrużając powieki, gdy kształty w pokoju robiły się na przemian rozmazane i wyraziste. To nie był dobry znak. Kolejny objaw tego, że oczy wciąż się zmieniały. Nie doszedł do tego dlaczego, ani jak daleko to zabrnie. Powoli wstał na drżących nogach, starając się, aby podłoga nie zaskrzypiała. Uchylił drzwi na balkon, ale nie wyszedł na zewnątrz. Jego myśli krążyły teraz niebezpiecznie wokół jednego z koszmarów, którego treść była dość mglista, ale nie na tyle aby wszystko zapomniał. Obrazy jego samego, w ciemnej celi, czołgającego się po ziemi i krzyczącego do zdarcia gardła były na tyle niepokojące, że wydawały się zbyt prawdziwe. Zgryzł wargę od środka, starając sobie przypomnieć podobną sytuację. Nic. Kompletna dziura w głowie. Przyłożył czoło do zimnego szkła i zamknął oczy, wciąż czując piasek pod powiekami. Nieprzyjemny, drażniący. Wtedy też przypomniał sobie o wczorajszej potyczce z Itachim. To wystarczyło, aby ponownie zabrnął w nieodpowiednie rejony wspomnień, zahaczających o wszystko to, co dla niego planował. Wypuścił nagromadzone powietrze z płuc, mimowolnie unosząc kąciki ust ku górze, w imitacji uśmiechu. Jeżeli Itachi miał jeszcze kiedykolwiek zyskać w jego oczach, to zdecydowanie zrobił to, odpowiadając na jego pytania. Zbyt wiele spraw go nurtowało i na dobrą sprawę wyjaśnił ostatnio jedną, czy dwie najważniejsze kwestie.
-Ciekawe, czy jesteś w stanie mi zaufać. -Szepnął do swojego odbicia w szybie, po czym odwrócił się, aby wydobyć z szafki jakieś ubrania. Wszystko w tym domu było przygotowane jakby pod nich, choć nikt nie miał prawa przewidzieć, że historia potoczy się w tym kierunku. Nawet spodnie, czy koszulki. Każda rzecz idealnie na niego pasowała, jakby sam je wybierał. Przejrzał się przelotnie w lustrze, po czym nie zauważając żadnych uszczerbków wizualnych, wrócił do uchylonych drzwi balkonowych. Nie chciał ryzykować zejścia schodami. Cały ten dom był wyjątkowo drewniany, przez co od czasu do czasu coś w nim skrzypiało. Swoimi planami nie podzielił się też z Itachim, dlatego wolałby odrzucić opcję ewentualnego wykrycia. Skok z piętra nie zrobił na nim wrażenia. Nie sądził aby nawet większa wysokość coś tu dała. Nadal był shinobi. Niepraktykującym od jakiegoś czasu, ale jednak. W pierwszej kolejności musiał znaleźć tamto miejsce. Pogrzebał chwilę w kieszeni, w której schował zwitek papieru, jeszcze nie tak dawno pozyskany w całkowitym sekrecie od starego, zaufanego informatora. Dzięki niemu był w stanie dowiedzieć się jakiego rodzaju technika została użyta przy wskrzeszeniu Itachiego. Wielokrotnie zastanawiał się, w jaki sposób mógłby poznać jej treść, ale w jego obecnym stanie fizycznym wydawało się wręcz niemożliwe, aby ukraść ją z rąk wioski. Którejkolwiek. Zwłaszcza, że każde wyjście po za Liścia byłoby starannie odnotowane. Im częściej nad tym myślał, tym odpowiedź wydawała się dalsza. Aż w końcu, całkowicie przypadkiem dowiedział się o skażonej ziemi, w najgłębszej części lasu otaczającego wioskę liścia. Zagłębił się w plotki o popełnionym tam niedawno rytuale, który sprawił, że drzewa obumarły, a choroba zwierząt i roślin postępowała cały czas w jednym punkcie. Gdyby zmusił się, do użycia mangekyou... tak, była to ryzykowna opcja, ale nie miał niczego do stracenia. Nigdy nie próbował użyć umiejętności na czymś innym niż człowiek, jednak musiał spróbować. Był całkowicie pewien, że plotki nie były jedynie stekiem bzdur, a na miejscu dowie się znacznie więcej o bracie i tym, czym sam się przez niego stał. Rzucił się biegiem w stronę lasu, starając nie odwracać za siebie. Nie wiedząc czemu, był pewien, że jeżeli to zrobi, dostrzeże Itachiego, obserwującego go przez kuchenne okno. Deszcz natychmiastowo roztoczył wokół niego swe ramiona. Mimo iż wysokie drzewa chroniły przed najgorszą ulewą, wciąż czuł przylepiające się do skóry, jeszcze niedawno czyste i suche ubrania. Według wcześniej sporządzonej mapki, ich dom znajdował się zaledwie piętnaście minut drogi od miejsca, do którego chciał dotrzeć. Wypalonej śmiercią dziury, ziemi czarnej niczym smoła. I faktycznie przesłania nie myliły się ani o jotę. Stojąc w niedalekiej odległości od pierwszego, martwego drzewa wszystko wyglądało na tyle upiornie, że musiał odczekać swoją chwilę. Doskonale dostrzegał zarys czarnego okręgu, a był tym ciemniejszy, im bliżej do środka.
Cena za wskrzeszanie zmarłych nie została jeszcze do końca zapłacona. 
Usłyszał w głowie cichy szept i natychmiast rozejrzał się po okolicy, ale nikogo nie dostrzegał. Co więcej, nie czuł żadnej chakry, czy obecności. Kompletna pustka pośrodku lasu. W taki jednak sposób niczego nie osiągnie. Powoli zbliżył się do konaru drzewa, wyznaczającego granicę i dotknął go palcem, który natychmiastowo zabarwił się czernią. Przetarł go drugim i powąchał. Zapach był dodatkowo metaliczny, co przywodziło mu na myśl jedynie krew. Wytarł dłoń o mokre spodnie, postępując kolejny krok do przodu. Aż do samego środka koła. Spodziewał się, że coś nastąpi, ale jedyne co uległo zmianie, to powietrze. Ze świeżego, w niemalże duszące. Czekał. Coraz bardziej przemoczony, pozbawiony wskazówek. Czy to w tym miejscu leżało martwe ciało Itachiego? Zadrżał, gdy od dziwnego zapachu zakręciło mu się w głowie i przyklęknął na jedno kolano, zatapiając dłonie w skażonej ziemi. Potem już nie potrafił wstać. Jego ciało robiło się coraz bardziej ciężkie, a powieki samoistnie się zamknęły. Zanim dotarło do niego, że został otumaniony i prawdopodobnie zatruty, stracił przytomność na dobre. W samym środku okręgu. 
***
Itachi do mieszkania Naruto wpadł niczym burza. Włosy miał całkowicie oklapłe od deszczu, a jego ubranie wydawało się wręcz niechlujnie nałożone. Jednak Uzumaki dostrzegł go dopiero po kilku chwilach, prawie podskakując na łóżku. Czytał akurat książkę o historii shinobi, która dałaby mu wskazówkę odnośnie klanu Otsutsuki. Niepokoiły go słowa Kaguyi i niechybna groźba powrotu, mimo iż wojna już jakiś czas temu dobiegła końca. Był jednym z tych, którzy ją zakończyli i musiał zabezpieczyć świat przed następstwami swoich decyzji. Czuł się odpowiedzialny za każdego, kto stracił wtedy życie. Właśnie dlatego prawie cały wolny czas pożytkował na czytanie, szukanie, węszenie. Gdziekolwiek się dało. 
-Matko, Itachi. Wyglądasz okropnie! -Krzyknął, odkładając tomiszcze natychmiastowo za siebie. Wstał, prawdopodobnie z przyzwyczajenia ubierając na ramiona bluzę. Kiedy ktoś wchodził do jego domu bez pukania, na dodatek z taką miną, wręcz oczywistym stawał się fakt, że będzie musiał gdzieś wyjść. -Co się... -Zaczął, ale zaraz przerwał. Mimo iż Uchiha zakrywał oko dłonią, pomiędzy palcami był w stanie doskonale dostrzec potok jego własnej krwi.
-Sasuke. -Krótka odpowiedź, która natychmiastowo go najeżyła. W ciągu sekundy stał się prawie tak samo poruszony jak Itachi. 
-Co z nim? -Pytanie padło szybko. W międzyczasie zakładał buty, prawie że potykając się o własne nogi. Obaj powinni przywyknąć, że z Sasuke było dużo problemów, ale im częściej się jakiś zdarzał, tym bardziej byli tym zaskoczeni.
-W tym właśnie problem, że nie wiem. -Rzekł cicho, jakby przygaszony. Przynajmniej dla postronnego obserwatora. Uzumaki doskonale wiedział, że Itachi teraz intensywnie myśli, a wszystkie jego zmysły wariują. 
-Zacznij od początku. -Zasugerował, pociągając za klamkę. Naszykowanie się do wyjścia nie zajęło mu nawet kilku minut. 
-Widziałem rano, jak gdzieś wychodził, ale nie szedłem za nim. -Przyznał z goryczą, jakby wyrzucał sobie ten karygodny błąd. -Nie wrócił do wieczora. Potem dostałem jakby... zaćmy? Coś w tym rodzaju. Nie mogę już używać sharingana. Przeciążyłem go przez tsukuyomi, które miało znaleźć źródło. Piekielnie bolą mnie po tym oczy. To działo się tak, jakby coś nie chciało, abym go znalazł. 
-Gdzie to jest? -Zapytał Naruto, z góry nie przyjmując do wiadomości możliwość porażki. Nie było na to szans. Uchiha nie pozwoliłby, żeby tak ważna rzecz wymknęła mu się z rąk.
-Tam, gdzie wszystko się zaczęło. -Uzumaki musiał chwilę pomyśleć. Już miał krzyczeć na niego, że to nie czas na zagadki, ale wtedy też otrzymał znaczące spojrzenie. 
-Zatruta ziemia? 
-Bingo. 

3 komentarze:

  1. Po pierwsze: Sasuke durniu, gdzieś ty polazł. Mózgiem się z Naruto zamieniłeś?!
    No, koniec oburzonego wstępu. Tak mi się wydaje. Chociaż rozdział spraiwł, że jestem jak; ' Na mojego Uga Buga, co tu się odjebało?!' <--- właśnie się tak czuje.
    '-Matko, Itachi. Wyglądasz okropnie! '
    Młotku, to nie czas, abyś wyrzucał komuś, że nie może udać się na rewię mody. Zresztą sam wyczuciem stylu się nie popisujesz, biegając w pomarańczowym drelichu, lecz to wina Kiśla.
    Wybaczamy mu te grzechy na nadchodzące święta.
    Coś ty mu w oko zrobiła, zua kobieto. Biedne oćko. :<
    Nie grajcie w bingo, tylko run do Saska, zanim pojebana ziemia z Czarnobyla go zje.
    Nom. Tak to było ze mną. Ten komentarz brzmi absurdalnie, ale tak się czułam.
    A teraz hasaj mi to naprawiać, aby latali na tęczy. Nawet kosztem Agonii tej ziemi.
    Dwa posty, ohohoho. To jedziesz, mogę ci kopniaka napędzanego weną dać czy coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko. Ta "Pojebana ziemia z Czarnobyla podbiła moje serce". To tekst roku 2019. Przysięgam.
      O tak. Kopniaka poproszę. Drugiego do zestawu także zamawiam.

      Usuń
    2. To jest bardzo dobitne określenie tego, tak sądzę. No nieźle, a 2018 się jeszcze nie skończył - zaginam czasoprzestrzeń, fuck yea XD
      To się nadstawiaj, ale nie obiecuję, że nie zaboli ]:>

      Usuń