piątek, 18 stycznia 2019

Agony - Rozdział XXV.

Obudził się, czując pod sobą ciężar ludzkiego ciała i w związku z tym przyjemne ciepło. Wziął głębszy wdech, starając się przezwyciężyć klejące oczy i oparł jedną dłoń na torsie. Jak się chwilę potem okazało - nagim. Z leniwym zafascynowaniem ogarnął wzrokiem wpierw twarz brata, a następnie inne części jego nagiego ciała. Aż do połowy brzucha, bo resztę zakrywała kołdra. Co jednak nie znaczyło, że reszty nie czuł. Jego świadomość powoli wracała, dzięki czemu z łatwością stwierdził, że nie tylko przylega praktycznie w całości do Itachiego, ale jest także szczelnie przez niego obejmowany w pasie. Przesunął dłonią po szyi gdzie wyczuwał nieznośne szczypanie po zrobionej wczoraj malince i ciężko, aczkolwiek praktycznie bezgłośnie westchnął. Ułożył głowę na poduszce, nie śmiąc bardziej drgnąć. Nie kiedy znajdował się w tej pozycji. Obaj byli shinobi, sen mieli niesamowicie płytki. To i tak cud, że nie obudził miarowo śpiącego Itachiego swoją pobudką. Miało to swoje plusy. Mógł bezkarnie obserwować unoszącą się klatkę piersiową, uchylone wargi i długie rzęsy. Jego powieki od czasu do czasu drgnęły, świadcząc o ruchu gałek ocznych. Każda ta część wydawała mu się godna dokładniejszemu przyjrzeniu. Jakby podziwiał prywatny spektakl.
Niestety w parze z obrazkiem szły również niepotrzebne myśli. Dopiero teraz wpadł na to, żeby przeanalizować wszystko od momentu w którym odzyskał swoją świadomość. Do tej pory miał w pamięci gniew i chęć mordu, które czuł po tym jak dowiedział się o jego powrocie. I swoim zachowaniu, przede wszystkim. Z pewnością mógł znaleźć w sobie te same uczucia. Dlatego nie wiedział w którym momencie się zgubił. W jaki sposób worek pełen negatywnych emocji zmienił się w coś całkowicie sprzecznego? Nadal go nienawidził, a jednak z pewnością nie potrafiłby się już od niego uwolnić. Gdyby Itachi nagle zniknął... zadrżał, nawet nie chcąc sobie tego wyobrażać. Jakaś część jego była przerażona na samą wzmiankę, czego świadkiem mogła być masowo pojawiająca się gęsia skórka. Nie rozumiał sam siebie. Gubił się w świecie, którego nie znał. Nie był pewien czy chce wchodzić dalej w tę relację, choć podejrzewał, że stanie się to nawet i bez jego zgody. Miał ochotę parsknąć od nadmiaru głupoty w tym wszystkim. Każdy element zawsze planował z wyprzedzeniem, a aktualnie żył tylko i wyłącznie chwilą. Przymknął powieki, walcząc jeszcze chwilę ze sobą zanim dobrowolnie przylgnął do ciepłego torsu, wtulając się w niego jak małe dziecko.
-Drżysz. -Usłyszał zachrypnięty głos, ale w żaden sposób nie zareagował, jakby dane słowa w ogóle nie padły. Itachi na szczęście nie wnikał. Jakby wiedział. Poczucie słabości nie kręciło żadnego z nich. Obaj woleli uchodzić za tych silnych, pewnych siebie dupków.
-Itachi! Sasuke! -Drgnął gdy z dołu dobiegł go charakterystyczny dźwięk i prawie że syknął z irytacji. Jeżeli chodziło o mistrza pojawiania się w nieodpowiednim momencie, to był nim zdecydowanie Uzumaki Idiota.
-Zejdę do niego. Ubierz się. -Zastrzegł Itachi, podrywając się do siadu. Sasuke się nie poruszył. Dopiero po chwili szelest przyciągnął jego uwagę i miał okazję zobaczyć jak Łasica powoli zakłada najpierw dół, a potem także i długą, czarną bluzkę na zarysowane mięśnie. Z pewnością nie starał się robić tego zmysłowo. Właśnie dlatego wydało mu się dziwne, że widzi to kompletnie inaczej. Jakby dostał darmowy, krótki striptiz.
-Itachi. -Rzucił, z boku przewracając się na plecy. Spojrzał na niego wymownie, ale nie powiedział o co chodzi. Chciał czegoś spróbować. Przez chwilę wpatrywał się w ciemne, pytające oczy brata, nie dając mu żadnej wskazówki. W końcu jednak łasica poruszył się, podchodząc do niego i pochylając z pobłażliwym westchnięciem. Czekał na pocałunek. Przymknął powieki, zacisnął mrowiące usta.
-Następnym razem, Sasuke. -Ciepłe wargi na czole i szybkie ulotnienie się z pokoju uratowały starszego Uchihę przed śmiercią. Gdyby został tu kilka sekund dłużej, rzucony przez Sasuke kunai, który leżał na wszelki wypadek gdzieś pod poduszką, idealnie trafiłby w tył jego głowy. Omiótł morderczym spojrzeniem drzwi, w które wbiło się narzędzie i wypuścił ze świstem nagromadzone powietrze. Wściekła adrenalina pulsowała w jego żyłach jeszcze wtedy gdy już się ubrał i powoli zszedł na dół.
-W samą porę. -Rzucił Uzumaki, natychmiastowo kierując na niego spojrzenie swoich niebieskich, psich oczu, w których aktualnie dostrzegał wiele różnych odmian naiwnej determinacji.
-Wiemy co doprowadziło do skażenia. -Przeszedł o dziwo do rzeczy, o co w duchu Sasuke go prosił. Chociaż nie spodziewał się efektów tak szybko. Uniósł brew pytająco ku górze, ale nie zadając zbędnych pytań zajął miejsce obok Itachiego. Na podłodze, przy małym stoliczku. Ujął prawdopodobnie swój kubek herbaty i wbił spojrzenie w zielone liście zdobiące dno. Chwilowo zapomniał o tym, że był zły. Uzumaki zaczął usilnie grzebać w przyniesionej ze sobą torbie, od czasu do czasu przeklinając cicho pod nosem gdy w ręce wpadał mu kompletnie inny przedmiot od tego, którego szukał.
-Jest! -Wykrzyknął z nagłym zafascynowaniem. Niestety jednostronnym. Rozłożył nieco wyblakły już zwój na środku stolika, od razu łapiąc za czarne pióro. Złapał skuwkę w zęby, po czym odrzucił ją gdzieś w bok. Uchiha wolał nie pytać. Poplątałby sobie sytuację jeszcze bardziej niżeli mógł.
-Od czego by tu zacząć... aaaa. -Kiedy blondyn wplótł palce w blond włosy i zaczął za nie szarpać nie wytrzymał. Wywrócił oczami i ciężko westchnął po czym wychylił się do przodu aby pięścią wcelować równo w sam środek jego pustej głowy.
-Zacznij mówić zanim znowu postanowię trafić cię z chidori. -Zagroził, splatając ręce na torsie. Odechciało mu się herbaty. Był zniecierpliwiony bo nękały go myśli związane z tym co widział w przeklętej ziemi. Obraz był niewyraźny i naprawdę niewiele wiedział, jak i się domyślał, dlatego liczył na nowe wskazówki, które mogłyby mu pomóc w rozwikłaniu zagadki. Czuł potrzebę jej rozwiązania, mimo iż nie było to nawet w małym ułamku motywowane ratowaniem wioski.
-Komórki pierwszego. -Zaczął z oburzeniem Naruto, wykrzywiając wargi jak obrażone dziecko.
-Żeby odtworzyć ciało Itachiego i spełnić wszystkie warunki techniki musieliśmy użyć komórek pierwszego Hokage. -Przyznał ze słyszalnym niezadowoleniem. Cóż, na wojnie zyskał do tego człowieka swego rodzaju sentyment. W końcu byli bardzo podobni zarówno w celach jak i myśleniu.
-Problem w tym, że cóż... -Poruszył znów temat, w międzyczasie przełykając ślinę. Z dziecinnego focha przeszedł do (w jego mniemaniu) poważnego nastawienia. -Nastąpił konflikt interesów. Co znaczy... Schrzaniliśmy. Użycie techniki jak najbardziej było odpowiednie, ale nie wzięliśmy pod uwagę, że w kontakcie komórek Hashiramy Senju z komórkami Uchihy dojdzie do zainfekowania. Oczywiście, chodzi też o dodatkowe rzeczy jak chakra Kuramy i krew zwierząt... Jednym zdaniem: mieszanka wybuchowa. Żeby ustabilizować sytuację tworzy skażenie. I sądzę, że dojdzie aż do Piasku, o ile nie dalej. Tyle potężnych czynników...
Sasuke drgnął, zdając sobie sprawę, że nie wprowadziło to niczego nowego do obrazu ziemi jaki widział. Chociaż w zasadzie... Słowo Kurama wydawało mu się tu najbardziej kluczowe. Z pewnością czuł wtedy zimną chakrę lisa i widział zarys pomarańczowej poświaty. A na jej tle osobę. Ciemną, zamazaną postać bez znaków szczególnych. Ale nic po za tym.
-Wiesz jak to zatrzymać, czy będziemy się bawić w alchemików? -Zapytał, zaraz potem dopijając zawartość swojego kubka. Miał nieprzyjemne przeczucie, którym z nikim się nie podzielił. Nawet jeżeli wzrok Itachiego przewiercał go na wylot. Na dowód wystarczył zimny dreszcz, od czasu do czasu urządzający sobie spacer po jego kręgosłupie.
-Sakura proponuje sporządzenie odtrutki z krwi Uchiha, jednak...
-Krew Itachiego się nie nadaje? -Przerwał mu, unosząc badawcze spojrzenie na zaskoczoną twarz Młotka. Sam nie wiedział skąd posiada to przeczucie. Nawet nie zamierzał się odezwać. Tak to samo wyszło. Zupełnie jakby ta wiedza siedziała gdzieś z tyłu głowy. To jak jakby jednocześnie coś wiedział, ale nie zdawał sobie z tego sprawy.
-Tak. -Przyznał w końcu blondyn. -Krew Itachiego się nie nadaje ponieważ już był "po tamtej stronie". Jesteś ostatnim Uchihą, który nie miał tej nieprzyjemności umrzeć. -Sasuke wykrzywił wargi w grymasie. Nie podobało mu się to. Zdecydowanie.
-W porządku. -Zadecydował pod ostrzałem obu zarówno ciekawskich, jak i napiętych spojrzeń. Wiedział o ich niepewności. Niemym pytaniu kotłującym się w głowie. Dali mu subtelnie do zrozumienia, że jest jedynym lekarstwem i każdy z nich obawiał się odmowy ponieważ stanowił drogę. Wyjście ewakuacyjne.
-Dlaczego jesteś taki zaskoczony? -Zapytał, nawet nie zerkając w stronę Itachiego. Coraz lepiej wyczuwał nastroje brata bez najważniejszego zmysłu. Wzroku.
-Nie sądziłem, że tak łatwo wyrazisz chęć pomocy. Zwłaszcza że to także sprawa Konohy. Twoje ewentualne poczucie odpowiedzialności za moje przebudzenie także mi nie pasuje. Więc co? -Sasuke prychnął, unosząc lekko kąciki ust ku górze. Miał cholerną rację. Nie robił tego ani dla wioski, ani z poczucia winy, bo jej zwyczajnie nie posiadał.
-Złożyliśmy obietnicę Itachi. -Rzekł jedynie, wstając aby odnieść pusty kubek do kuchni. Specjalnie sformułował to w taki sposób, aby Uzumaki nie był w stanie określić prawdziwego znaczenia zdania. Informacja była tylko dla niego i Itachiego. Nikt inny nie miał prawa wiedzieć.

2 komentarze:

  1. Z utęsknieniem czekałam na rozdział I się nie zawiodlam. Życzę tylko, aby najlepsze opowiadanie jakie czytałam jak najszybciej się pisało:) Życzę ogromnej weny I czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ślad w postaci komentarza. To bardzo motywuje. :)

      Usuń