wtorek, 12 lutego 2019

Les Lumières - Rozdział II.

Po założeniu na siebie czarnej bluzy z kapturem, stanowiącej część całego kamuflażu miał zadzwonić do Naruto, ale nie zdążył.
-Niezłe wyczucie. -Skomentował zamiast przywitania, zaraz po odebraniu połączenia. W międzyczasie zdołał zbiec po schodach i założyć buty. Krzyknął głośne "wychodzę" dla wiadomości gosposi, po czym wyszedł na ulicę, natychmiastowo ukrywając twarz pod kapturem. Wolał oszczędzić sobie niepotrzebnego rozgłosu, gdyby wścibscy dziennikarze postanowili za nim iść. W związku z dzisiejszym bankietem ryzyko, że ktoś może kręcić się w pobliżu domu było całkiem wysokie.
-Sasuke, draniu. Uważaj na siebie. U mnie aż roi się od dziennikarzy. -Zmarszczył brwi niezbyt zadowolony z otrzymanych wiadomości i przełożył telefon do drugiej dłoni dla własnej wygody. Prawą musiał pogrzebać po kieszeniach w poszukiwaniu słuchawek.
-Wszystko będzie dobrze. O ile się nie wygadasz. -Rzucił cicho, rozglądając się po bokach jeszcze kilkukrotnie w momencie przechodzenia przez pasy na drugą stronę. Potem już wystarczyło tylko minąć dwa zakręty i mógł spokojnie odetchnąć gdy znalazł się na normalnej, szarej ulicy. Z daleka od przepychu całej tej dzielnicy dla "bogatych".
-Za kogo ty mnie masz? Skoro ci obiecałem to będę milczał jak grób i koniec. -Uniósł kąciki ust ku górze, słysząc ten oburzony ton. Uzumaki brzmiał jakby oskarżył go o przekręt na skalę międzynarodową. Co oczywiście było całkowicie niemożliwe, ale jego mały móżdżek zdawał się o tym nie wiedzieć. Czasami naprawdę mocno zastanawiał się dlaczego w ogóle ma całkiem bliski kontakt z tym głupim młotkiem. Irytował go częściej niż oddychał, a każda początkowa próba nawiązania kontaktu kończyła się tym, że go zlewał albo beształ na oczach całej szkoły. Mimo to Uzumaki nie ustępował, całkowicie niezrażony silnymi próbami odepchnięcia. Aż w końcu skapitulował i pozwolił mu zaprosić się na jakąś tandetną imprezę karaoke. Pamiętał to jak dziś, bo wtedy wyszło na jaw, że jednak potrafi śpiewać. Potem jeszcze bardziej nie mógł z tego powodu żyć. Co prawda Naruto nie powiedział nikomu o swoim odkryciu, ale na każdym kroku próbował go złapać i zachęcić do jakiejś działalności muzycznej. W końcu musiał zdradzić mu prawdę i powody dla których nie chciał udziału w życiu publicznym. O dziwo (i to był dla niego jeden z większych szoków ostatnich tygodni), blondyn całkowicie zrozumiał przesłanie i dał mu spokój, co podchodziło pod rzecz prawie niemożliwą. Tamtego dnia przekonał się, że Uzumaki może jednak ma odrobinę oleju w głowie i nie jest taki głupi na jakiego wygląda, pomimo swojego idiotycznego stylu bycia.
-Halo, halo. Ziemia do dupka.
-Nie za dużo sobie pozwalasz? -Cmoknął cicho, wracając do rzeczywistości. Nareszcie udało mu się rozplątać słuchawki, które czym prędzej zaaplikował do uszu. Byle tylko nie musieć trzymać telefonu w górze, gdy z nim rozmawiał. Zwłaszcza że nadal musiał się rozglądać po okolicy. Wpadnięcie przez własną nieuwagę wypominałby sobie do końca życia.
-Nie. -Sam już nie wiedział czy to jego zwyczajowa bezczelność czy wezwanie do przekomarzanek, ale nie odpowiedział nawet słowem na zaczepkę. Westchnął głośno, wywracając oczami, czego na szczęście nie mógł zobaczyć. Inaczej zaraz by na niego naskoczył.
-Będę kończył. Po prostu mnie kryj w razie gdybym potrzebował alibi. Dam znać jak już będzie po próbach. -Rzucił cicho i spokojnie odczekał na odpowiedź, mimo iż miał silną ochotę się rozłączyć. Niestety konsekwencje prześladowałyby go przez kilka kolejnych dni. Nie mógł sobie na to pozwolić. Po rozmowie z ojcem na temat ocen i zachowania w szkole aktorskiej kolejna wpadka nie przeszłaby już tak łatwo. Wszystko skończyłoby się zdecydowanie gorzej, a wolał tego uniknąć. Zwłaszcza że nie miał czasu na takie rzeczy. Nie teraz, kiedy musiał dopinać wszystko na ostatni guzik.
-Nie zapomnij. -Uznał to za pożegnanie i schował komórkę do spodni, przyśpieszając kroku. Z góry założył, że blondyn przerwie połączenie. Rozejrzał się aby zorientować w terenie. Jego wzrok spoczął na nazwie uliczki i skręcił w prawo. Na rozwidleniu nie znajdowało się już w zasadzie nic po za magazynami, dokąd też zmierzał. Większość była czymś w rodzaju składzików na graty dla ludzi, których było na to stać. Reszta, zazwyczaj opuszczona często służyła menelom jako schronienie przed zimnem i deszczem.
Szedł tak długo aż głośna muzyka poprowadziła go sama. Już dziesięć schowków wcześniej ją słyszał. Znał drogę na pamięć, a jednak po raz pierwszy miał okazję przyjść jako ostatni ze wszystkich. Nie podobało mu się to, jak mocno nosiło dźwięk. Rozumiał, że tworzyli mocny rodzaj muzyki, ale nie sądził że wszystko jest aż tak silnie słyszalne z zewnątrz. Jeżeli plany się powiodą, nie będą mogli dłużej tu zostać. Zbyt duże ryzyko przyłapania.
-Słychać was na drugim końcu miasta. -Parsknął zaraz po tym jak zasunął za sobą żelazne drzwi garażowe. Nie miał jednak na myśli instrumentów, a Karin i Suigetsu, którzy przestali się kłócić dopiero gdy zobaczyli go na horyzoncie.
-To nie moja wina, że kobieta ma fisia. Sasuke to twoja sprawka że jest w zespole. Ja rozumiem okres, ale żeby mieć go przez cały rok?! Uspokój ją.
-Co żeś powiedział?!
-Karin, cisza. A ty Suigetsu przestań prowokować. Zamiast marnować czas weźcie się za robotę. Nie mamy go wiele, a wyglądacie jakbyście odpoczywali sobie w najlepsze. -Był kąśliwy tylko dlatego że z nimi nie można było inaczej. Przekonał się o tym na własnej skórze, miał doświadczenie i właśnie z niego korzystał. Nie zawiódł się. Tak jak oczekiwał, jedynie Suigetsu burknął coś niezrozumiale pod nosem, wracając do perkusji. Zerknął przelotnie na Juugo, od samego początku najwidoczniej przyglądającego się zaistniałej sytuacji. Najspokojniejszy z nich wszystkich albo nie potrafił ich uspokoić, albo nie chciał mieszać się do cudzych porachunków. Słusznie. Tylko dolałby oliwy do ognia. Zwłaszcza gdyby odblokowała się w nim ta druga, agresywna natura karząca rozwalać każdą irytującą rzecz na swojej drodze. Z początku było to dość przerażające, ale ostatecznie przywykli. Juugo miał po prostu... chwile nadmiaru energii, którą zużywał w mniej lub bardziej agresywny sposób.
-Bierzemy się do pracy. -Rzucił w końcu, zdejmując czarną bluzę przez głowę. Rzucił ją na skórzaną, stojącą w rogu kanapę z wyprzedaży i bez zbędnego ociągania się wziął do ręki mikrofon. Leżał tam gdzie zawsze. Przyduszony stertą kolorowych gazet z panienkami w bikini, które już dawno kazał Suigetsu wyrzucić albo zabrać ze sobą do domu. Prośba oczywiście nie została spełniona i leżały dokładnie w ten sam sposób jak zostały ostatnio porzucone. Przymknął oczy, powtarzając w głowie tekst piosenki i postarał się skupić na powoli tworzonej przez nich muzyce. Zaraz po usłyszeniu gitary uniósł kąt ust ku górze, na swój własny sposób tworząc uśmiech. Potem były już tylko słowa. Można by przypuszczać że dla kogoś tak zimnokrwistego jak Sasuke trudno śpiewać i przelewać przy tym swoje uczucia, ale prawda okazywała się kompletnie inna. Każdy kto go słuchał wiedział o tym. Uchiha nie musiał myśleć w jaki sposób oddać słowa, emocje, które powinny pojawić się wraz z ich nadejściem. Śpiew był dla niego jedyną, dopuszczalną formą okazywania uczuć, ponieważ nie musiał się nawet zastanawiać w jaki sposób je przelać. Wszystko wychodziło mu samo. Zupełnie jakby... miał to we krwi. Skrzywił się na samą myśl o tym, przez co koniec ostatniej zwrotki boleśnie zafałszował. Widział jednak że zauważył to jako jedyny.
-Poprawiłeś się. -Usłyszał za sobą Juugo kilka sekund po tym jak ostatni dźwięk ucichł. Uchiha przełknął głośno ślinę i potarł gardło, sięgając po szklankę z wodą. Stracił rachubę czasu, a ze względu na jego nikłą ilość nie mieli prawa robić sobie przerw. Właśnie z tego powodu teraz czuł się trochę jak na początku przeziębienia.
-Dzięki, ale nie uważam tak. Długa droga przede mną. -Przyznał cicho. Tylko w towarzystwie swojego zespołu potrafił tak beztrosko mówić o własnych błędach i niedogodnościach. Mimo że Karin była nadpobudliwa i głośna, Suigetsu interesowały tylko kobiety, imprezy i bójki, a Juugo lubił czasami wpaść w furię to nadal ufał im najbardziej ze wszystkich. Jedynie Naruto się wyłamał i był kimś komu zawierzał w równie dużym stopniu, a nie należał do grupy.
-Zadbałem o szczegóły tej sprawy o którą ostatnio mnie poprosiłeś. -Wyznał Juugo, uśmiechając się delikatnie z widocznym onieśmieleniem. Każdy z nich jednak mógł dostrzec w nim ukryte podekscytowanie. Wszyscy to podzielali na swój własny sposób.
-Więc w końcu się zgodzili... -Rzekł na głos, unosząc dłoń aby przybić piątkę wyszczerzonemu od ucha do ucha Suigetsu.
-Wygląda na to że wszelkie problemy zniknęły. Nareszcie. Nasz pierwszy, prawdziwy koncert. -Kobieta była wyjątkowo spokojna jak na siebie, ale i tak nie omieszkała pod koniec wypowiedzi podnieść ton głosu o kilka poziomów i klasnąć w dłonie tak mocno i żarliwie, że mogliby przysiąc iż okna się zatrzęsły. Uchiha nie stracił wypisanego na twarzy zadowolenia, ale i tak słuchał ich jedynie mimochodem. Przy okazji rozglądał się po pomieszczeniu uważnie, starając poukładać porozrzucane rzeczy. Był chyba jedyną osobą próbującą sprzątać cały ten pierdolnik.
-Suigetsu, zabierz ze sobą te świerszczyki, gdy będziesz wychodził. Powtarzam ci to po raz ostatni. -Rzucił w jego kierunku gazetami, puszczając mimo uszu oburzone komentarze na temat tego, że skoro jest facetem powinien przynajmniej na nie zerknąć. Przynajmniej zapobiegł kolejnej głośnej kłótni. Sięgnął po swój telefon i z ukłuciem delikatnego przerażenia spostrzegł że dochodzi już trzecia w nocy.
-Cholera. Będę się zbierał. -Wyznał, na szybko zakładając porzuconą część garderoby przez głowę. Prawdę mówiąc nie było mu zimno, ale także w nocy potrzebował odpowiedniego kamuflażu.
-Postarajcie się nie rozwalić tego miejsca. I nie brudźcie! -Dodał, na szybko wychodząc na ulicę. Nie rzucił w ich kierunku spojrzenia kiedy pokusili się o jakąś formę pożegnania. Nie mógł ryzykować i musiał się śpieszyć, dlatego drogę pokonywał szybkim truchtem. Istniało duże prawdopodobieństwo że rodzice zdążyli wrócić. Gdyby tak było, musiałby się tłumaczyć, a wolał tego uniknąć. Potrafił kłamać, jednak solidnego alibi i ostrożności nigdy zbyt wiele. W przyszłości mogło paść na niego światło podejrzeń, a wtedy ślad za śladem, małymi kroczkami połączyliby wszystkie fakty. Wzdrygnął się na samą myśl że tajemnica mogłaby wyjść na jaw. Z jednej strony bardzo na to czekał. Chciał zobaczyć gęby rodziców gdy okaże się, że jednak potrafi coś zrobić bez ich niepotrzebnej, wepchniętej na siłę pomocy. Z drugiej jednak strony, nieważne jak bardzo się starał, nie mógł zmienić swojego pochodzenia. Piętno bycia Uchihom tak czy inaczej będzie go prześladować do końca życia. Jeśli występowałby pod pseudonimem, nigdy nie usłyszy słowa na temat swojego pochodzenia, korzeni, wrodzonych zdolności. Będzie tylko zwykłym szarakiem który własnymi wysiłkami powoli pnie się do góry. Wziął głębszy wdech i ostrożnie nacisnął na klamkę, buty porzucając jeszcze przed przejściem do korytarza. Wolał nie ryzykować ewentualnym hałasem, jako iż wszystko robił bez zapalania światła. Znając swój niski poziom umiejętności do poruszania się w ciemnościach z pewnością wylądowałby na ścianie albo przewalił jakiś wazon. Niestety miał okazję już kiedyś doświadczyć podobnej sytuacji, a jej konsekwencje wspominał bardzo nieprzyjemnie. Jak się potem okazało wyjątkowa ostrożność nie była mu wcale potrzebna. Po przejściu kilku kroków był w stanie z całą pewnością stwierdzić, że w salonie jest włączony telewizor i roznosi dźwięki po całym domu. Odetchnął ciężko i przetarł powieki, mentalnie przygotowując się na kazanie. Podejrzewał że to matka.  Lubiła często załapać się na nocne powtórki swoich ulubionych seriali, albo w tajemnicy przed ojcem wzdychała do francuskich modeli. Prawda przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Spodziewał się zastać wiele rzeczy, ale z pewnością nie to, że zobaczy na kanapie Itachiego. Pomijając jego szczątkową obecność w domu to nie pamiętał dnia kiedy widziałby go o tej porze na nogach. Zawsze miał tyle pracy że swobodne oglądanie telewizji było prawie wykluczone. Padał natychmiast po wzięciu prysznica, a czasami nawet i o tym zapominał.
-Cześć Itachi. -Zdecydował się na wykonanie pierwszego kroku, choć ciężko przeszło mu to przez gardło. Jakiś czas grał dojrzalszego niż był w rzeczywistości, zmieniając swoje zachowanie głównie względem brata. Zazwyczaj traktował go ozięble i ze śmiesznym, przysłowiowym "fochem" ignorował jego obecność. Kiedyś działo się tak z powodu dziecięcej zazdrości o pochwały rodziców, ale miał też inne powody. Itachi zbyt rzadko obdarzał go uwagą. Zupełnie jakby nie istniał. Nawet gdy Sasuke próbował usilnie przypomnieć mu o swojej obecności szczeniackim zachowaniem, często kończyło się tylko puknięciem w czoło i obietnicą kolejnego spotkania, które tak naprawdę było przeciągane w nieokreśloną przyszłość. I tak ciągle. W końcu się z tym pogodził, ale kilka lat temu nie potrafił zaakceptować swojej porażki. Jedyną wspólną cechą nadal pozostawał fakt, że czuł się przy bracie nie do końca komfortowo. Szczeniackie podniecenie na myśl o wspólnym spędzaniu czasu i już trochę dojrzalsze podenerwowanie gdy był w pobliżu, całkowicie nieuzasadnione. Całkiem podobne uczucia, tyle że inaczej pokazywane.
-Późno wróciłeś. -Padło krótkie stwierdzenie, a zaraz potem Itachi oderwał spojrzenie od ekranu telewizora. Miał bardziej podkrążone oczy niż to zapamiętał, a ubrania wydawały się jednymi z tych, które zakładał do chodzenia po domu. Czyli prawie nigdy. Czerwona koszula w kratę i jakieś luźne spodnie.
-Odwołali wam plany? -Odpowiedział pytaniem, nie zamierzając w żaden sposób mu się tłumaczyć ze swojego życia. Jeszcze czego. Wchodził tu jak do siebie, mimo iż prawie że mieszkał w apartamentowcu bliżej centrum. Zwierzanie się byłoby ostatnią rzeczą jakiej mógł spróbować. Preferował zmianę tematu.
-Dostałem trochę wolnego. -Przyznał, patrząc na Sasuke zdecydowanie zbyt długo. Zaczynał już tracić grunt pod nogami przez ten nachalny rentgen. Tak jakby wcale nie musiał mówić gdzie był. Miał wrażenie że Itachi wie o każdej rzeczy z jego nieciekawego życia, włącznie z ukrywanymi przed rodziną sekretami.
-Niezwykłe. -Skomentował, nie do końca świadomie wlewając w swój głos nutę ironii. Itachi zmarszczył brwi jakby nie spodziewał się z jego strony czegoś takiego i miał wrażenie, że spojrzenie stało się trochę bardziej intensywne. -Postaraj się lepiej spożytkować czas. Siedzenie po nocy przed telewizorem nie jest niczym ciekawym. Przecież wszędzie i tak puszczają z wami reklamy. Nie masz dość? -Zapytał, czując na karku oddech niebezpieczeństwa. Właśnie dlatego wbrew swoim przekonaniom pokusił się o tak długą wypowiedź, nawiązując mniej lekceważący dialog.
-Możliwe, ale to właśnie takich chwil robienia niczego mi brakuje. Nikomu nie zaszkodzi odrobinę odmóżdżania debilnymi programami. -Sasuke w duchu poczuł ukłucie rozczarowania gdy wzrok brata ponownie skupił się na ekranie telewizora. Wcisnął dłonie w czarną bluzę po czym odczekał jeszcze chwilę na wypadek gdyby miał coś jeszcze do powiedzenia po czym rzucił:
-Cóż, jestem zmęczony. Idę spać. -I tak jak stał, odwrócił się na pięcie żeby pokonać schody do swojego pokoju.
-Sasuke.
-Tak?
-Weź coś na gardło. Masz chrypę.

1 komentarz:

  1. nie spodziewałam się, że będzie tworzyć zespół z Juugo, Suigetsu i Karin. Nie wiem dlaczego, ale obstawiałam starą drużynę 7 z wyrzuceniem Sakury, bo jest beznadziejna czy coś. xD Chociaż lubię kłótnie Suigetsu i Karin. Śmieszne takie, lubię to mocno.
    Ojej, Itaś Dzień Dobry.
    Ponadto dalej ostatnie słowa widzą jak;
    - Sasuke?
    - Tak?
    - Weź rutinoscorbin, bo niewyraźnie wyglądasz.
    Uchihowa przypomina na ból oczu etopiryna. xD
    Dobra, kończę te śmieszki. Czekam na dalsze części i wiadomą parę B)

    OdpowiedzUsuń