sobota, 21 marca 2020

Agony - Rozdział XXXIV.

Dokładne przepatrzenie laboratorium Orochimaru zawsze wydawało mu się czynem graniczącym z cudem. Zapluty wąż miał zbyt wiele tajemnic, które z pewnością bardzo dokładnie ukrył po kątach. Wszystkie powierzchowne rzeczy sprawdzone do tej pory okazywały się jedynie niepotrzebnym szmelcem. Żeby znaleźć ważne pamiątki po sanninie, takie jak na przykład komórki Pierwszego trzeba było patrzeć głębiej.
-Hinata, masz coś? -Zapytał Uzumaki, starając się stać w miejscu i nie ruszać. Nie zachęcała go wizja dotknięcia czegokolwiek co swoją konsystencją lub wizerunkiem krzyczało: NIEBEZPIECZEŃSTWO.
-Po lewej za ścianą coś jest, ale nie jestem w stanie określić dokładnej liczby pułapek. -Odparła, marszcząc brwi. Krople potu spływały jej z czoła, sprawiając że wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną. Szukali już kilka długich godzin, a poczucie braku bezpieczeństwa wcale nie pozwalało zrobić tego szybciej. A jednak powinni uzbroić się w cierpliwość. Jeżeli wierzyć Sasuke to musieli załatwić sprawę skażenia raz i na zawsze. W związku z tym niezbędnym było odnalezienie przynajmniej śladowej ilości komórek Hashiramy. Cokolwiek co zawierałoby część jego chakry. Pierwszy Hokage był osobą która władała ziemią jak nikt inny. Rozumiał ją i potrafił sprawić że nawet najgorsze skażenie ustępowało. Właśnie tego teraz potrzebowali. Sprawdzonej formy walki z czymś nieznanym.
-Więc załatwimy to po mojemu. -Westchnął ciężko, podciągając ku górze rękawy pomarańczowej bluzy. Już dawno nie miał okazji aby ją założyć i poczuć się znowu jak nastolatek. -Hinata, cofnij się. -Nakazał jeszcze nim ruszył w stronę miejsca gdzie teoretycznie powinien zostać zaatakowany gradem ewentualnych, morderczych zabezpieczeń. "Po mojemu" oznaczało tyle co "Nie ma sensu się nad tym zastanawiać więc po prostu wlezę w sam środek niebezpieczeństwa". Naruto jak zawsze był przesadnie pewny siebie i swoich umiejętności, ale teraz przynajmniej miało to jakiekolwiek podstawy. Inaczej nie zostałby Hokage. Ludzie nie byli aż tak głupi aby wybrać na swojego przywódcę kompletnego nieudacznika. Hinata wiedziała że w tym przypadku jego rozumowanie, a raczej narwanie i niecierpliwość mogą się sprawdzić dlatego nie zrobiła nic, co miałoby go zatrzymać. Wątpiła aby stare pułapki Orochimaru mogły dotkliwie zranić Uzumakiego, który nie dość że władał chakrą Lisa to miał jeszcze doświadczenie w boju i potrafił poradzić sobie nawet w pozornie beznadziejnej sytuacji. Rozwinięty instynkt reagował szybciej niż sam blondyn. I mimo iż Naruto oczywiście wszedł przez własną nieuwagę w większość pułapek to tak jak podejrzewała dziewczyna, skończyło się bez zadrapania.
-Zanieś Shikamaru. -Oświadczył cicho gdy kolejne już miejsce zostało ograbione z ukrytych zwojów. Znaleźli tego naprawdę całą masę, a jeżeli wierzyć na słowo przesłaniom, to była to ledwie garstka rzeczy które się kiedyś tutaj znajdowały. Gdy Orochimaru uciekał z wioski większość z nich wyniósł ze sobą albo ukrył z innych miejscach, ale pozostałości i tak zostały. Problemem nie było dokładne przeszukanie tego miejsca tylko przetrząśnięcie wszystkich znalezisk od deski do deski. Czas ich naglił, a co za tym idzie, Naruto musiał powołać zespół zajmujący się rozszyfrowywaniem zawartości. Na ich czele oczywiście stała najbardziej zaufana osoba w postaci Shikamaru, który niestety nie miał wystarczająco dużo czasu aby nacieszyć się swoim miesiącem miodowym.
-Jak idzie Itachiemu? -Zapytał, kierując spojrzenie w stronę Gaary. Kazekage dopiero wszedł do pomieszczenia, ale nie wyglądał na specjalnie zmartwionego, co nieco uspokoiło zarówno jego jak i Hinatę.
-Zaczął rozstawiać bariery, wykorzystując zmodyfikowaną technikę boga śmierci wokół ziemi. Kilku moich ludzi mu pomaga. Do tej pory nie działo się nic spektakularnego, ale i tak lepiej mieć na to oko.
-Już prawie tu skończyliśmy. Niedługo będziemy gotowi. -Zapewnił Uzumaki po czym odetchnął nieco głębiej, spoglądając przyjacielowi w oczy. To był tylko odruch, ale przemierzył szybko tych parę kroków i rzucił się na Gaarę aby zamknąć go w niedźwiedzim uścisku. Wiedział że nie powinien, ale był w gronie przyjaciół. Nie musiał teraz niczego udawać jako głowa wioski.
-Poradzimy sobie.
-Wiem. -Uśmiechnął się lekko na to zapewnienie i poklepał go po plecach, a on odpowiedział tym samym. Chyba obaj potrzebowali odrobiny swojego wsparcia. -Teraz zostało tylko czekać na Sasuke. -Dodał po chwili, przypominając sobie że od wyruszenia Uchihy minęło już trochę czasu, a oni nie dostali ani jednej wiadomości. Wiedział że nie powinien nawet jej wyczekiwać, bo zapewne żaden z nich, czy to Sasuke czy Kisame nie mieli czasu na pisanie, ale mimo wszystko zawsze miał naturę marzycielskiego optymisty i oczekiwał tego czego nie należało się spodziewać po realnym życiu.
-Chyba nie będziesz musiał zbyt długo czekać. -Zamrugał intensywnie i szybko zwrócił swoje spojrzenie ku przejściu. Pojawienie się Sakury mógłby określić jako niespodziewany zwrot wydarzeń, zwłaszcza że ostatnio raczej unikała publicznego pokazywania się. Z tego co wiedział to wzięła także kilka dni wolnego w szpitalu. Jeszcze przed tym jak Sasuke wyruszył w drogę doszły go plotki że rozmawiał z Haruno. Początkowo był do tego raczej sceptycznie nastawiony, ale kiedy sama różowowłosa potwierdziła że nic się nie stało i że potrzebuje jedynie czasu na poukładanie myśli i pogodzenie się z sytuacją to dał sobie z tym spokój. Nie wnikał. Najwyraźniej między tą dwójką doszło w końcu do przełomu. I nie chodziło tu nawet o nic romantycznego. Bardziej o to że w końcu zyskał nadzieję na odbudowę ich starej przyjaźni. Cała trójka w komplecie. -Właśnie przeszli przez bramę.
-To świetna wiadomość. -Klasnął w dłonie, przerywając swoje rozmyślania. To nie był czas i miejsce na fantazjowanie o przyjaźni. Musiał powstrzymać się do momentu kiedy skończą z niezbędnymi obowiązkami.
-Idź. Zastąpię cię. Shikamaru powiedział że niedługo do was dołączy. -Dziewczyna posłała mu delikatny, szczery uśmiech, co upewniło go w przekonaniu że raczej wszystko już z nią w porządku. Cóż, bo to wcale na pierwszy rzut oka nie było takie oczywiste. Sakura zawsze dbała o swój wygląd, nawet w gorsze dni, a dzisiaj było widać pod jej oczami wyraźne cienie. Musiała ostatnio mało sypiać.
-Zostawiam to w waszych rękach! -Rzucił i praktycznie puścił się biegiem. Przez całe to oczekiwanie i niepokój był dzisiaj wyjątkowo nabuzowany i potrzebował w jakiś sposób spożytkować tę energię. Najlepszym i aktualnie prawdopodobnie jedynym sposobem na to był bieg. Nie skierował się jednak w kierunku bramy. Od razu ruszył w stronę zapieczętowanej ziemi, gdzie Itachi od rana pracował nad ustawieniem bariery. Gdyby postąpił inaczej to istniała duża szansa że minąłby się z Sasuke, a mógł przecież poczekać na nich na miejscu.
Swoją drogą zastanawiał się czy misja przebiegła pomyślnie. Żeby cała akcja zakończyła się sukcesem potrzebowali wszystkich trzech elementów. Sasuke z Itachim zadbali wcześniej o skomplementowanie wiedzy na temat pieczęci boga śmierci, komórki Pierwszego miały posłużyć za bazę, główne podłoże oczyszczenia, a techniki przepływu chakry po które wyruszył Uchiha z Hoshigakim musiały sprawić że w ogóle będą w stanie manipulować czymś tak potężnym po przez wszystkie wcześniej wymienione elementy. W porównaniu do rytuału przywrócenia Itachiego do życia, ten wydawał się tak skomplikowany że Naruto naprawdę mało z tego rozumiał. Dlatego nad całym przedsięwzięciem trzymał pieczę Itachi. Uzumaki jedynie wykonywał polecenia, mając nadzieję że w jakiś sposób przyczyni się dla swojej wioski. Musiał zaufać przyjaciołom, choć wiedział że jako Hokage powinien być bardziej samowystarczalny i gotowy na każdą ewentualność. Również na porażkę, której nawet nie chciał rozważyć. Natura niepoprawnego optymisty nie pozwalała mu na to.
-Itachi. -Zagadnął żeby dać o sobie znać. Nie chciał mu przerywać recytowania po przez skradanie się, ale zaraz zdał sobie sprawę że Uchiha prawdopodobnie już dawno go wyczuł. Uzumaki przecież nawet jakoś specjalnie nie dbał o to aby podejść niepostrzeżenie.
-Poczekaj. -Zerknął w górę, zdając sobie sprawę z obecności Sasuke. Siedział na gałęzi, wlepiając uważne spojrzenie w plecy brata. Tak jakby coś nie do końca się zgadzało. Przynajmniej takie odniósł wrażenie. Wzrok przyjaciela był zdecydowanie zbyt intensywny jak na zwykłą obserwację. A może mu się przywidziało i chodziło o coś zgoła innego? Nie potrafił dokładnie określić swoich przemyśleń.
-Paskudztwo wyczuło że coś się święci. Stawia opór. -Wyjaśnił przyciszonym głosem Hoshigaki, pojawiając się od prawej. Miał mokre włosy i twarz, a w dłoni trzymał już opróżniony bidon. Najwidoczniej potrzebował orzeźwienia po długiej podróży, co by także wyjaśniało dlaczego zarówno on jak i Sasuke byli cali spoceni. Przebyli dzisiaj drogę która normalnie zajęłaby przynajmniej dwa dni.
-Jest ryzyko że się wydostanie?
-Jeszcze nie, ale nie można tego wykluczyć. -Skrzyżował spojrzenie z przyjacielem, starając się nie pokazać oznak zdenerwowania. Wszyscy musieli być silni.-Co z komórkami?
-Shikamaru nad tym pracuje. Powinien wkrótce dołączyć i będziemy mogli zaczynać. -Uchiha skinął głową, ponownie zaczepiając wzrok na plecach Itachiego. Z tego powodu Naruto też przerzucił na niego swoje niebieskie oczy. Nie był zbyt dobry w obserwacji, ale nawet on mógł dostrzec że jego ciało jest dość spięte i wykazuje pierwsze oznaki zmęczenia. Nie mniej, był pełen podziwu dla Itachiego. Siedział bez ruchu już od rana, prawdopodobnie bez przerwy na picie czy jedzenie. Jego oczy były zamknięcie, a ręce złożone w symbol pieczętujący.
-A zwoje?
-Mamy wszystko czego nam trzeba, a nawet więcej, chociaż dostanie się pod te ruiny było parszywą robotą. -Stwierdził Kisame, krzywiąc się z obrzydzeniem. Najwyraźniej ruiny były czymś więcej niż tylko stertą gruzu. Podświadomie obstawiał że aby wejść do środka potrzeba było sporo wysiłku sharingana, aczkolwiek nie miał co do tego pewności. Nie spytał też, bo wydawało mu się że Uchiha wygląda całkiem dobrze. Był jedynie zmęczony. Niestety w tym przypadku nie mógł powiedzieć przyjacielowi że odpada z akcji i powinien odpocząć, ponieważ cała rzecz bazowała właśnie na technikach wzrokowych i krwi jedynego "żywego" przedstawiciela Uchiha. Nie podobało mu się to, ale opcje powoli się wypalały, a on nie miał już czasu żeby wymyślić samodzielnie coś nowego. Musieli zaryzykować.
-Jakie to upierdliwe. -Nie mógł się nie uśmiechnąć. Shikamaru który pojawiał się zawsze wtedy gdy zaczynało łapać go przygnębienie stanowił pewnego rodzaju amulet szczęścia. On i to jego ulubione powiedzenie. -Będziesz wisiał mi kilka dni wolnego po tym całym szajsie. Wierz mi, w przeciwnym razie Temari cię znajdzie i pozbawi głowy.
-Wierzę na słowo. -Nie wiedząc czemu myśl o rozwścieczonej Temari przeraziła go chwilowo bardziej niż perspektywa rozprzestrzenienia się skażonej, żądnej krwi ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz