niedziela, 22 marca 2020

Madness dance

Sposób w jaki na mnie patrzył.
Dotyk mokrych od pocałunków ust, niepohamowana żądza i brak jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją. Po raz pierwszy mógł naprawdę powiedzieć że nie myślał o niczym innym. Był całkowicie zamroczony pożądaniem i nie potrafił tego zatrzymać. To nie było możliwe.
W momencie w którym wszedł w okres dojrzewania wielokrotnie był biernym świadkiem rozmów znajomych o tych uczuciach. Wydawał się wręcz zgorszony gdy faceci z paczki zaczęli nawijać o nieprzyzwoitych, wręcz obrzydliwych rzeczach. Wtedy miał całkowitą pewność że jego ta przypadłość nie dotyczy. Że jest całkowicie inny. Jego przypuszczenia utwierdziły się gdy był już po dwudziestce. Stwierdził wtedy że jest całkowicie aseksualny i patrzył na to przychylnym okiem. Potrzeba polegająca na erotyczności była tylko kolejnym problemem który trzeba w jakiś sposób zaspokajać.
Tylko że wtedy sprawy się skomplikowały. Sytuacja wynikająca z nagłego kontaktu była niczym kara za to że tak długo pozostawał obojętny wobec innych. Jak inaczej nazwać absurd będący efektem kontaktu cielesnego z własnym bratem? Główny problem i paradoks polegał na tym że tak jak zawsze unikał seksu, tak teraz jego myśli zmierzały w kompletnie odwrotnym kierunku. Tyle że to nie miało przyszłości, sensu, ani nawet prawa do istnienia. Wobec społeczeństwa, rodziny i znajomych nie mógł sobie na to pozwolić. Wszyscy by go potępili. Wszyscy po za ludźmi im podobnymi, których swoją drogą z pewnością nie było zbyt wielu.
Sasuke zacisnął mocniej drżące palce na papierosie i zaciągnął się dymem w taki sposób że miał wrażenie iż zaraz rozwali sobie płuca. Zgasił resztę o zimne płytki balkonowe i zsunął się na podłogę, chowając głowę w ramionach. Własne mieszkanie było aktualnie cholernym plusem. Gdyby ojciec bądź matka zobaczyli go w tym stanie natychmiastowo domyśliliby się gdzie jest pies pogrzebany. Ich cholerna rodzinka miała niesamowity nos do przekrętów. Przez całe życie zachował dla siebie tyle sekretów że mógł je policzyć na palcach jednej dłoni. Wścibski ojciec przetrząsał mu rzeczy przynajmniej raz na kilka dni, a matka tak sprytnie prowadziła rozmowę że potrafiła wyczuć każde kłamstwo. Potem dociekała u źródła. Nic w tym dziwnego że to potrafiła, była w końcu psychiatrą. Zdradzała go mowa ciała, najmniejsze drżenie głosu. W rezydencji czuł się jak w cholernym więzieniu. Nie miał prywatności. Takie przywileje nie miały prawa bytu wśród młodych Uchihów. Dlatego się wyprowadził. Stał się osobą zamkniętą na innych, nikomu nie pozwalał dotrzeć do siebie wystarczająco blisko aby odkryli to co chciał trzymać pod kluczem. Nikt po za Itachim.
Zacisnął usta w cienką kreskę i pokręcił głową, próbując odrzucić tę myśl. Zwrócił uwagę na głośną muzykę, którą próbował zagłuszyć własne przemyślenia. Szarpnął ciało z podłogi, nie dbając o to jaki burdel zostawia za sobą. Nie dbał nawet o domknięcie drzwi balkonowych. Złapał za butelkę whisky i naraz opróżnił ją do końca. Odrzucił szkło na podłogę i przeciągnął się, zasłuchując w muzykę. Miał tę świadomość że alkoholem, papierosami i wszechobecnym chłodem jedynie pogarsza swoje drgawki, ale nie potrafił przestać. Zbyt mocno się w to wciągnął.
Muzyka, muzyka, skup się na muzyce.
Zacisnął paznokcie na nagim ramieniu i przeciągnął dalej, pozostawiając czerwony ślad. Wolał nie patrzeć na dresowe spodnie, które jako jedyne chroniły go przed zimnem. Prawdopodobnie wyglądały równie żałośnie co reszta jego ciała. Był brudny, lepił się od potu, trunków i ciężaru własnej winy.
Głośne brzmienie gitary ucichło, a on w panice obejrzał się na głośniki. Cisza która nagle go przytłoczyła była dopełnieniem do całej tej maskarady, jednoosobowego tańca dla szaleńca. Słyszał już tylko swój rozszalały oddech. A może nie tylko?
Zimne palce zacisnęły się wokół jego talii chwilę przed tym jak stracił równowagę. Zadrżał, poznał ten dotyk natychmiastowo. Zakręciło mu się w głowie. Co on tu robił?
-Co ty tu robisz?
Musiał zostawić drzwi otwarte. Tak bardzo się śpieszył żeby nie dostać ataku na klatce schodowej że zapomniał nawet przekręcić klucza w drzwiach. Wystarczająco się dzisiaj ośmieszył. Podobało mu się aktualne mieszkanie i nie chciał się przeprowadzać tylko dlatego że plotki rozniosłyby się jak świeże bułeczki, a sąsiedzi uznaliby go za dziwaka i paranoika. Jakiegoś psychola. Rodzice też by się pewnie dowiedzieli o jego odchyłach. Musieli. Prywatność zapewniały mu tylko jego własne cztery ściany. Tylko to miejsce pozwalało na oddzielenie "ich" świata i "jego" świata. Chociaż bardzo chciał to zmienić. Powiększyć swoje horyzonty, uwolnić się od nich raz i na zawsze. Dlatego studiował. W każdej wolnej chwili uczył się języków obcych, a wieczorami pracował na utrzymanie. W jego życiu nie było miejsca na nic i nikogo innego.
Chociaż Itachi wielokrotnie powtarzał mu że powinien iść do psychiatry. Nerwica, ataki paranoi, wzmożona podejrzliwość i wielu różnym dziwactwom których nabawił się przez rodziców nie było końca.
-Puszczaj. -Syknął, odganiając te natrętne ręce które zmuszały go do utrzymania się w pionie. Nie miał już siły, atak powoli odpuszczał, a jednak nie chciał pozwolić na utracenie kontroli nad sytuacją. Itachi wkroczył do jego azylu, zaburzając strefę komfortu.
Jego kark został usłany rządem powolnych pocałunków, a ręce delikatnie powędrowały po całej długości napiętego brzucha, zatrzymując się od czasu do czasu aby zatroszczyć się o niektóre rejony bardziej niż inne. Westchnięcie które wyszło z pomiędzy warg nie było zamierzone. Sprzeciw ugrzązł mu gdzieś pomiędzy myślami, a czynami. Ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała. Oparł głowę na ramieniu brata, odchylając się w delikatny łuk. Itachi pociągnął go na czarną skórzaną kanapę i zadbał o to aby opadł bezpiecznie w umięśnione ramiona niczym szmaciana lalka. Zimne palce znalazły drogę do rozgrzanego czoła, a z pomiędzy apetycznych warg wydobyło się ciche przekleństwo. Tak przynajmniej podejrzewał, nie był do końca pewien. Miał zamroczony umysł i nie potrafił osadzić się w rzeczywistości na tyle aby zrozumieć sens wypowiedzi. Po przelotnym spojrzeniu stwierdził tylko że Itachi musiał być rozdarty. Trzymał go mocno w swoich ramionach, a jednak chciał iść po lód mogący załagodzić gorączkę. Tyle że to wymagało zostawienia Sasuke samemu sobie, a zrobienie tego chociaż na chwilę mogło poskutkować kolejnym napadem.
-Lepiej? -Sasuke nie był w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie więc słabo skinął głową, przymykając powieki. Dopiero teraz zdał sobie sprawę że Itachi wciąż był w butach i skórzanej kurtce. Najwyraźniej był na tyle zaniepokojony że nie zdążył zostawić tych rzeczy w przedpokoju.
-Co doprowadziło cię do tego stanu? -Kolejne pytanie, tym razem dłuższe. Młodszy musiał je kilkukrotnie powtórzyć w myślach zanim dotarł do niego cały sens. Zmarszczył brwi i postarał się zastanowić nad sprawą. Nie pamiętał. Bądź prędzej wyparł to, starając się nie popaść w obłęd. Jak widać nie do końca mu się to udało.
-Był tu. -Oznajmił w końcu, przełykając ślinę. Wolał nie ryzykować dłuższą wypowiedzią. Głos odmawiał mu jednoznacznego posłuszeństwa. Widział jak ramiona Itachiego się napinają, brwi marszczą, a zamyślony wyraz twarzy powoli zmienia się w zrozumienie.
-Ojciec? -Zapytał i otrzymał potwierdzenie w postaci milczenia. Sasuke nie potrafił wymówić imienia tego człowieka. Itachi zasyczał dziko i mocniej owinął się wokół brata, jakby chciał go ochronić przed przeciwnikiem, którego już dawno tu nie było.
-On będzie wiedział. -Przez twarz Itachiego przebiegł ledwo widoczny w półmroku cień, ale chwilę potem nie było już żadnego śladu po jego złości. Cóż, Sasuke doskonale zdawał sobie sprawę z tego że jest szalony i ma wiele psychoz, ale wiedział też o tym jak wygląda wnętrze jego brata. Na pierwszy rzut oka wydawał się spokojnym i opanowanym człowiekiem, jego kompletnym przeciwieństwem. I w istocie tak było. Do czasu kiedy się denerwował. Wpadał wtedy w trans w którym gotów był zrobić wszystko. Złość kierowała nim tak jak strach Sasuke. Obaj wynieśli te zachowania z domu i jedynym lekarstwem na odchyły jednego była obecność drugiego. Tylko i wyłącznie.
-Niech wie. Nie może ci nic zrobić. Jesteś bezpieczny. -Nie był w stanie stwierdzić czy Itachi w istocie w to wierzy. Nawet gdyby tak nie było to i tak zawsze ufał temu co mówił. Był idealnym kłamcom, ale nie jeżeli odnosiło się to do Sauske. Już nie. Od momentu w którym zatarły się za nimi wszelkie granice, przestał istnieć niewidzialny mur i sytuacja zmieniła się w sposób który nie pasował większości Uchiha. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
-Wiesz że on tak tego nie zostawi.
-Być może. Tak czy inaczej nie ma tu już żadnej władzy. -Brzmiało to na tyle dobrze że znowu pozwolił sobie na zamknięcie oczu. Odszukał dłoń Itachiego i splótł z nim swoje wciąż drżące palce.
-Pocałuj mnie. -Była to prośba, w istocie brzmiąca bardziej jak rozkaz. Był wykończony swoim napadem, ale wciąż pamiętał o tym jaką moc mają te czerwone, pełne usta. Jedyne lekarstwo na troski jakie naprawdę uznawał. Chociaż w zasadzie nie powinien tego nazywać lekiem. Były zamiennikiem. Zawsze gdy dominował w nim strach i panika, a miał w pobliżu Itachiego potrafił zamienić swoje problemy na pożądanie i wręcz dziką potrzebę zaspokojenia. Przerzucał się między tymi emocjami, tworząc niebezpiecznie szalony taniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz