środa, 7 października 2015

Burdel - Rozdział VIII.

Wystarczył ruch, aby rozległ się świst wystrzelonej kuli. Zdoławszy przerzucić rannego Itachiego na podłogę starał się pozostać z nisko pochyloną głową. Usadowił się obok, płasko na podłodze, z paniką obserwując barwioną przez krew koszulkę brata.
-Cholera.
Syknął pod nosem, zdejmując z siebie górne odzienie. Przyłożył materiał do najbardziej krwawiącego miejsca, starając się zahamować powolne umieranie Łasicy. ,,Tylko spokojnie." Zważywszy na dosyć nieciekawą sytuację nie był w stanie trzymać się słów, które ciągle chodziły mu po głowie.
-Kurwa.
Po raz kolejny przeklął, dopiero teraz uświadamiając sobie fakt, że Itachi leży nieprzytomny. Przez chwilę liczył na to, że ktoś łaskawie się tu pofatyguje i pomoże, ale nic takiego się nie stało. Przerzucił sobie dłoń mężczyzny przez ramię, objął go w pasie wolną dłonią i z trudem skierował się w stronę drzwi. Przecież nie mógł bezczynnie czekać na to aż umrze! Czuł jak drży na ciele. Zdołał może przejść kilka kroków.
-Pomocy! -Krzyknął, gdy czuł, że zaraz nie wytrzyma i go upuści. Wbrew pozorom był ciężki. Panikując, dosłyszał odgłosy kroków na schodach, a chwilę potem pojawiła się przed nim jedna z krzyczących gosposi. Aż dziwne, że nikt wcześniej nie usłyszał wystrzałów. Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad takimi szczegółami. Ucisnął mocniej ranę brata, skupiając się w tym momencie tylko na stanie jego zdrowia. Nie miał pojęcia, że tak bardzo zależy mu na tym aby przeżył. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zżerał go prawdziwy niepokój, a w żyłach krążyła adrenalina. Trudno opisać, co dokładnie czuł. Strach, niepewność i negatywne myśli zżerały go od środka jak i z zewnątrz.
-Na co czekasz? Leć po pomoc!
Pogonił kobietę w niezbyt przyjemnym stylu, odliczając minuty, a nawet sekundy do czasu przyjazdu pogotowia. Obserwował jak dziewczyna potykając się o własne nogi znika za rogiem.

***

Zacisnął palce, z trudem siedząc spokojnie na szpitalnym krześle. Był blady, a pod oczami z pewnością posiadał widoczne, dosyć dużej wielkości, ciemne wory. Uroki nocy w poczekalni szpitalnej. Odkąd tu przybył musiał przejść przez kilka podstawowych działań, mających na celu zapewnienie gości w białych fartuchach, że nie posiadł żadnych urazów. I tak był wdzięczny, że nie musieli robić nic więcej. Wynikało to jednak z większego zainteresowania Itachim. Oczywiście ojciec dowiedział się o wszystkim bardzo szybko, ale zważając na własne, ważne obowiązki nie mógł przybyć wcześniej niż następnego dnia wieczorem. To również całkowicie mu pasowało. Zadrżał i skrzywiwszy się przechylił głowę w bok, przeciągając się w miejscu. Zdrętwiałe kończyny i napięte mięśnie dały o sobie znać. Uczucie podobne do tego kiedy siedzisz w szkolnej ławce przez kilka dni bez przerwy. Cóż, przynajmniej po za zamartwianiem się o brata miał w nocy okazję do przemyślenia kilku faktów. Wcześniej nie mógł tego zrobić. Za duży pośpiech. Między innymi przeklinał się za niedopilnowanie tego, że nie zdołał dowiedzieć się kto strzelał. I on był synem mafii... świetnie. Ojciec z pewnością będzie dumny. Wiadomym było, że Uchiha mieli wielu wrogów, ale dostanie się do tak strzeżonej rezydencji niepostrzeżonym graniczyło z cudem. Dlatego to wszystko było dziwne i nietypowe. Pozostawało cieszyć się, że strzelec nie był na tyle dobry aby trafić centralnie w serce. 
-Obudził się.
Drgnął i wstał z miejsca, lustrując wzrokiem jednego z lekarzy. Staruszek, z pewnością nieco po pięćdziesiątce, z liczną ilością zmarszczek na twarzy. Może w tym wieku jeszcze nie powinno ich tyle być, ale każdy dobrze wie, jak ciężka potrafi być praca gdzie nieustannie przebywa się pod presją życia i śmierci pacjenta. Skinął głową i bez namysłu zmierzył w stronę sali, w której obecnie leżał Itachi. W zasadzie nie powinien go odwiedzać, ale analizując wszystko co się stało musiał być w gotowości. Morderca zawsze mógł spróbować raz jeszcze, prawda? Chociaż przyjście z nieczystymi intencjami byłoby niebywale głupie, to i tak... Wziął głęboki wdech, naciskając palcami na klamkę, która bez żadnego oporu ustąpiła pod naciskiem. Niemal natychmiastowo omiótł pomieszczenie wzrokiem. Nie licząc szafki nocnej, kroplówki, aparatury i łóżka to pokój był niemalże pusty. Jednak to nie było to, co go w obecnej chwili interesowało. Postać na posłaniu poruszyła się delikatnie, tym samym skutecznie zwracając na siebie jego uwagę. Bez słowa podszedł do brata i usiadł na brzegu materaca. Starszy wyglądał nawet gorzej niż on. Ponadto kołdra narzucona tylko do połowy ciała ukazywała najważniejsze elementy. Obandażowana klatka unosiła się i opadała w miarowym rytmie.
-Jak się czujesz? 
Zapytał w końcu, przełykając ślinę. Nie wiedział dlaczego zadał to pytanie dopiero wtedy kiedy się napatrzył. Może winą był nieprzerwany stres od kilku, dosyć długich godzin. 
-Lepiej.
Padła upragniona odpowiedź, aczkolwiek jego głos był zachrypnięty i słyszalnie zmęczony. Pierwszym więc co Sasuke zrobił było podanie mężczyźnie szklanki czystej wody, nalanej z uprzednio przyniesionej butelki. W tym czasie do pokoju zdążyła wejść pielęgniarka. Było to w pewnym aspekcie przerwanie konserwacji, która właśnie miała dojść do skutku. Melancholijny nastrój opuścił go tak szybko jak się pojawił. Dlatego też korzystając z tego, że kobieta wykonuje standardowe badania postarał się wycofać niezauważony na korytarz.
-Zaczekaj.
Nie był w stanie zlekceważyć tego polecenia. Stanął więc w pewnej odległości od nich i patrząc przed siebie czekał, pogrążony w myślach. W pewnej chwili po prostu mu ulżyło. Łasic był zmęczony, ale nie wyglądało na to, aby jego stan był poważny. Porównując to do czasu kiedy był nieprzytomny na prawdę można było odczuć znaczącą poprawę i przede wszystkim ulgę. 
-Proszę się nie przemęczać proszę pana. Potrzebuje pan dużo snu. 
W końcu pielęgniarka zakończyła badania z entuzjastycznym uśmiechem na ustach. Sasuke poznał jej intencje bez większego rozumowania. ,,Głupia kobieta" pomyślał kpiąco, obserwując jak oddala się w kierunku drzwi. Itachi doprawdy był niezwykły. Nawet przykuty do szpitalnego łóżka potrafił przyciągać ofiary w swoje zabójcze, jadowe szpony. 
-Podejdź. 
Kolejne krótkie, aczkolwiek stanowcze polecenie przyprawiło go o nieprzyjemny dreszcz na plecach. Wykrzywiając usta w ledwo widocznym grymasie, zbliżył się do łóżka i czekał.
-Pochyl się.
Miał szczerze dosyć tych idiotycznych instrukcji, dlatego czekał aż mu się to odwidzi. Był zmęczony i senny,więc nie miał ochoty na codzienne gierki. Jeśli długowłosy znów sobie z nim pogrywał, to wybrał nieodpowiedni moment. Aczkolwiek do wyrażenia swojego sprzeciwu nie dostał szansy. Mocna ręka zacisnęła się na koszulce, zmuszając do pochylenia się. W tej chwili ponownie zatapiał się w intensywnym kolorze oczu brata. Zamrugał, spinając się nieznacznie. Spodziewał się jakiegoś pouczenia, ochrzanu albo czegoś podobnego, ale nic takiego nie nastąpiło. Usta Uchihy uniosły się w autentycznym uśmieszku.
-Słodko wyglądasz gdy się złościsz.
Kolejne zaskoczenie było raczej już czymś wielce nieprawdopodobnym, bo uchylił usta z zaskoczenia, gotów zapytać o co mu chodziło. Ach... pielęgniarka. I że niby miał być zazdrosny o pustą lalę? W ogóle miał być zazdrosny? Aczkolwiek jak na Uchihę przystało Itachi perfidnie wykorzystał szansę, naznaczając usta młodszego brata stanowczym pocałunkiem. 

2 komentarze:

  1. OOOOOOOO (powiedziała ann z szeroko otwartą mordką)
    Zajekurwabiste! I mam nadzieję, że nie skasujesz tego komentarza za język jakim się posłużyłam. Końcówka, jest najlepsza. Jak ja chciałabym to zobaczyć na żywo (buja w obłokach).
    I Ty chcesz zakończyć takie fajne opowiadanie? Ja stanowczo protestuję!
    Weny i czekam na następny wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Sama dość często używam wulgaryzmów, więc nie przeszkadza mi to. ;) Ponadto mam zaplanowane to opowiadanie na ok. 15-20 rozdziałów, może więcej. Się zobaczy. Także nie skończy się tak szybko jakby się wydawało.
      Co do rozdziału, mam nadzieję wstawić go dzisiaj (jest czas i wena, więc cóś się napisze)

      Usuń