-Sasuke.
Zadrżał, odwracając się przodem do niego. Nawet nie zauważył kiedy ten porzucił łazienkę wraz ze swoimi paskudnymi, ubrudzonymi krwią ciuchami. Włosy Itachiego były mokre i przylepiały się do muskularnego, odkrytego ciała, tworząc wrażenie, że są dłuższe niż zazwyczaj. Biały ręcznik przykrywał tylko to co miał przykrywać, a reszta została widoczna dla ciekawskiego oka chłopaka. Uniósł brew pytająco ku górze, na ten swój charakterystyczny sposób, ale został uraczony odpowiedzią w formie nikłego uśmieszku. I chyba mógł to polubić. Naprawdę pięknie się uśmiechał, jeśli robił to szczerze. Pamiętał tą psychiczną imitację tych samych gestów i wcale za nimi nie tęsknił. Wolałby aby wspomnienia na ten temat przepadły i nigdy nie wracały. W taki sposób nigdy nie wiedziałby nawet o jego idealnym aktorstwie. Udało mu się oszukać wszystkich bez wyjątku. Podziwiał go i zdawał sobie z tego sprawę. Mężczyzna zyskiwał w jego oczach nawet więcej niż w dzieciństwie, gdy pomagał mu w wielu rzeczach, zastępując jednocześnie matkę jak i ojca. Kim był dla niego teraz? Wzdrygnął się, mając ochotę pokręcić głową, przed czym ostatkiem się powstrzymał. To co mu przyszło do głowy z pewnością nie było dobre. Zastanawiał się nad tymi rzeczami po raz setny i po raz setny są przedstawione, ale tak to właśnie wyglądało. Czemu ludzie usilnie zastanawiają się w kółko nad tymi samymi sprawami? Nie mogą znaleźć rozwiązania, czy tylko dlatego, że są po prostu ludźmi? Najwidoczniej tak właśnie przedstawiał się obraz człowieka. Łasic zaczął się ubierać, a on podążał za nim wzrokiem, korzystając z faktu, że tego nie widzi. W pewnej chwili coś go tknęło. Podszedł, a następnie przesunął palcami po świeżej bliźnie na plecach brata.
-Nieźle oberwałeś.
Szepnął, dumny z siebie z racji iż udało mu się ukryć zmartwienie w głosie. Przejechał jak najdelikatniej potrafił opuszkami palców po dosyć długiej ranie, obserwując jak jego mięśnie spinają się pod wpływem dotyku. Nie wyglądało to tak źle, ale blizna pewnie zostanie.
-To nic takiego.
Rozejrzał się po pokoju, ignorując to co powiedział, a następnie podszedł do szafki i zabrał z niej wcześniej przygotowaną apteczkę. Wrócił i zaczął grzebać w pudełku z zamiarem dokładnego opatrzenia tych nacięć. W zasadzie w tym celu powinien zawołać Kimmimaro, bo jak się okazało tak miał na imię mężczyzna, który towarzyszył mu i Naruto. Był on także kimś, kto znał się na medycynie i zrobiłby to lepiej od niego.
-Zawołać kogoś, by Cię opatrzył?
Zapytał więc, niepewny czy życzy sobie by sam to zrobił.
-Nie. Ty to zrób.
Podobało mu się to. Wydawało mu się, że czyta w jego myślach, znajdując wszystkie za i przeciw. Nawet gdy sam Sasuke nie był pewien czego dokładnie chce, to Itachi mówił o czymś w pewien sposób i potrafił dokładnie określić o co mu chodzi. Bo to brat zawsze miał pojęcie na temat tego czego pragnie, a czego nie. Może właśnie dlatego byli wyjątkowym rodzeństwem. Dlatego, że to działało w obie strony. Ale nie zawsze.
Zapoznając się wpierw z instrukcjami przemył zranienie, a następnie nałożył czyste bandaże niezbędne do ochrony przed zakażeniami.
-Gotowe.
Mruknął po jakimś czasie, odsuwając się, aby dokładniej zlustrować swoją pracę. Nie było tak źle... chyba. Skrzywił się, chowając powyciągane rzeczy do pudła i odstawił je na swoje miejsce.
-Dziękuję.
Ponownie zapanowała cisza. Obaj nie mieli pojęcia o czym ze sobą rozmawiać, więc porozumiewali się za pomocą swojej obecności, jakby czytali na przemian myśli drugiego.
-Itachi?
Zagadnął w końcu Sasuke, opierając się biodrami o jedną z wyższych szafek nocnych.
-Tak Sasuke?
-A co będzie dalej?
Zapytał dziwnie cicho. Nie mieli już domu, co wynikało ze wszystkich poprzednich wydarzeń. Nie mieli dokąd wracać. A on nie chciał być ciężarem. Nie chciał ponownie przeszkadzać i żerować na dobroci ludzi, którzy go nią obdarzali.
-Dalej... dalej Sasuke będziemy żyć.
Nie była to żadna konkretna odpowiedź, a mimo to... ogarnął go nagły spokój, a obawy odeszły w niepamięć. Miał rację. Obaj żyli i żyli będą, nieważne co się stanie.
***
Przeklął cicho pod nosem, dosłyszawszy odgłos tłuczonego szkła i niechętnie wstał z miejsca po zmiotkę i ścierkę aby posprzątać ten bałagan. Biedna herbata. Ale cóż poradzić, że od rana miał całkowicie dziurawe ręce i był cholernie rozkojarzony. Na dodatek cała trójka ,,towarzyszy" obserwowała go ze średnim zainteresowaniem, zajadając się usmażoną przez Itachiego jajecznicą co dostatecznie go rozpraszało.
-Nie szczerz się jak jesz idioto, bo Ci talerz zabiorą.
Burknął w kierunku Naruto. Wystarczyło mu spojrzenie kątem oka aby wiedział co też ten bałwan wyczynia. Ale nie podziałała nawet groźba. Uzumaki wiedząc, że nie musi nic przed przyjacielem ukrywać zaczął cieszyć się jak głupi każdą drobnostką i za nic nie można było go opanować. Więc takowe próby odpuścił sobie dość szybko. Posprzątawszy ponownie zasiadł przy stole i przyjrzał się białowłosemu mężczyźnie, który akurat na niego nie patrzył. Bogu dzięki. Zastanawiał się kto to jest. Nie znał go, a wyglądało na to, że Naruto jest z nim w bliskiej relacji. Wychodząc na korytarz miał okazję kilkakrotnie ich ze sobą przyłapać. Chociaż... to nie była jego sprawa. Przeżuł kawałek jajecznicy i dokończył jedzenie, podobnie jak i pozostali chwilę potem.
I tak mijało kilka kolejnych dni. W podobnym, spokojnym klimacie. Sasuke cholernie się nudził w czterech ścianach pokoju, ale kochany braciszek uznał, że nie mogą wychodzić, póki sytuacja po zamordowaniu Uchiha się nie uspokoi. Z wielkim bólem, udało mu się grzecznie wysiedzieć na tyłku. Pewnego dnia miał już nawet nadzieję, że dostanie zgodę na wyjście, ale nie. Nie o to chodziło. Łasica oznajmił, że chce z nim porozmawiać o poważnych sprawach, na co też bez zastanowienia się zgodził, kierowany czystą ciekawością. Dosyć duże było jego zaskoczenie, gdy wyznał mu, że ma zamiar ubiegać się o adopcję. W końcu młodszy nie był jeszcze dorosły, a pozostał sierotą. Oboje nimi byli. Tylko Itachi miał o tyle lepiej, że był już dorosły.
-Chciałem tylko zapytać Cię o zdanie. Nie mogę i nie chcę Cię już do niczego zmuszać.
Wydawał się gdy to mówił śmiertelnie poważny, a ilekroć przypominał sobie słowa brata robiło się mu cieplej na duchu. Możliwe, że właśnie z tego powodu ponownie pozwolił sobie na odrzucenie wątpliwości. Nawet gdyby było inaczej... nie miałby się gdzie podziać. Zdał sobie sprawę, że tylko Itachi mu został i tylko on ma prawo mówić o sobie jak o człowieku, dla którego żył. Uśmiechnęli się do siebie dyskretnie, mimo iż w pokoju nikogo po za nimi nie było. Starszy zbliżył się i podobnie jak wtedy gdy byli w szpitalu przyciągnął podbródek młodszego brata bliżej siebie. Czekał. Krótkowłosemu to odpowiadało. Kolejne miłe zaskoczenie. Czyżby on właśnie oczekiwał na pozwolenie? Miał wielką ochotę w jakiś sposób skomentować tę ,,nieśmiałość", jednakże posiadał na to czasu. Parsknął i nie wytrzymując napięcia sam musnął przyjemne wargi brata, nie pozwalając sobie na pogłębienie pocałunku. Było na to za wcześnie. Chociaż wizja przyszłości nie zapowiadała się tak źle, jak ją postrzegał na początku.
Milusie i fajniusie! :-D Szkoda, że zbliża się koniec tej historii. Mam tylko nadzieję, że kolejna będzie równie ciekawa.
OdpowiedzUsuń