Z pewną dozą niezadowolenia odszedł kilka kroków w tył, aby doglądnąć efektów swojej pracy z dalszej i pełniejszej perspektywy. Niezbyt lubił strojenie choinki, jednakże jeśli przypadało mu już to zrobić to wszystko musiało zostać dopięte na ostatni guzik. Taki mały fetysz perfekcjonalisty. I choć nie miał ochoty na dokładanie kolejnych kilku bombek na opadające z zielonych igieł drzewko, był do tego zmuszony niemalże natychmiastowo. Dostrzeżone, niesymetryczne luki niemiłosiernie bolały jego czarne oczy, więc musiały zostać niezwłocznie zapełnione. Wspiął się na palcach by założyć ozdobę na jedną (jak na złość) zbyt wysoko obsadzoną gałązkę. Po całym wysiłku i uwadze którą poświęcał aby nie strącić przypadkiem żadnej szklanej kulki pozostało mu jedynie władczo prychnąć, jakby właśnie w ten sposób świętował swoje zwycięstwo nad głupim krzakiem.
-Mogłeś powiedzieć, że będziesz się brał za strojenie. Pomógłbym ci.
Itachi stał nonszalancko oparty o framugę drzwi prowadzącą wprost do salonu i wpatrywał się w swoją młodszą kopię z niemałym rozbawieniem, co musiało jednocześnie oznaczać, że obserwuje zaistniałą sytuację co najmniej od kilku dobrych minut. W tym bardzo wymyślne zmagania Sasuke by pokonać piekielną choinkę.
-Poradziłem sobie. Jak widać.
Palnął oschle, przekazując zakodowaną w głosie groźbę, na wypadek gdyby kochany braciszek ośmielił się skomentować jego niezbyt duży, w stosunku do niego wzrost. Nie to, że był niski. Prędzej chodziło o to, że Itachi był wyższy o te cholerne pięć centymetrów, co za każdym razem doprowadzało go do białej gorączki. To dlatego wyglądał przy nim tak komicznie i dlatego nikt nie brał go na poważnie, gdy w pobliżu kręcił się długowłosy.
-Uparciuch.
Czyli jednak Itachiemu powróciła chęć do dłuższego podręczenia. Cóż, gdyby zabrakło świątecznych przekomarzań tej szczególnej dwójki to już by nie były te same święta.
-Natręt.
Odburknął, splatając palce na piersiach. Odwrócił się do Łasicy przodem i omiótł wzrokiem każdą z jego charakterystycznych rysy twarzy. Itachi zdołał przenieść się już niebezpiecznie blisko, co wcale, ani przez chwilę nie wróżyło nic dobrego. Obydwaj wpatrywali się w siebie onyksowymi tęczówkami, jakby chcieli rozszyfrować siebie nawzajem. Swoje myśli, a nawet pragnienia, czy chociażby słabości. Wszystko. Milczenie nie przeszkadzało. Do pewnego momentu. Sasuke raczej nie był typem, który lubi pogapić się na kogoś nie wiadomo ile czasu, nie robiąc nic po za staniem w miejscu.
-Powiedz coś.
Niemalże zażądał, przygarbając się lekko. Nawet nie wiedział, że stał przed braciszkiem wyprostowany jak struna, byleby tylko dorównać mu wzrostem, co było oczywiście jak najbardziej niemożliwe.
-Lubię gdy potrzebujesz mojej pomocy, malutki braciszku.
W tym momencie Uchiha przegiął pałę. (nie dosłownie, ale kto wie?) Na prawdę musiał dodać ,,malutki"?
-No ja cię kurwa zajebię.
Wysyczał przez zaciśnięte wargi, ruszając w kierunku widocznie zadowolonego z siebie Łasica. Tyle że nim zdołał się w jakikolwiek sposób na niego rzucić, już wisiał przewieszony przez umięśnione ramię.
-Puszczaj mnie do cholery! Itachiiiii!
Reszta jego imienia została dokładnie przeciągnięta przez podrzucenie ku górze, jakie zafundował mu wspomniany osobnik. Do tego gdy zaczął się niebezpiecznie przemieszczać w kierunku sypialni Sasuke już czuł, że w obecnej chwili nie ma za wielkich szans na wygraną. Prawdopodobnie właśnie dlatego przestał się szarpać, tylko czekając na dogodny moment. I nie pomylił się. Został chamsko rzucony na łóżko, a nad nim zwisł Itachi, gotów do bardzo wielu rzeczy. Cóż... byłoby to kłamstwo, jeśliby powiedzieć, że każda ich sprzeczka kończyła się inaczej.
-Zadowolony jesteś z siebie?
Wysyczał przez zaciśnięte zęby, puszczając w jego kierunku gromy i błyskawice wzrokiem. Dawno nie było aż tak źle, aby Sasuke niemalże pluł jadem, dlatego też ta sytuacja do przyjemniejszych nie należała. No ale widać było, że Itachi sam się prosił. No bo się prosił i już. Tyle że tym razem młodszy zamiast szarpaniny i gróźb wybrał całkowicie inny sposób aby dopiec długowłosemu. Po prostu nie reagował, gdy ten drażniąco przesuwał tą boską dłoń niżej i niżej... Cholera.
-Spieprzaj zbolu.
Potraktowanie brata mocniejszym zasobem słów prawdopodobnie również nie podziałało, co było na porządku dziennym. Bliźniacza twarz pochyliła się zdecydowanie za nisko, zmuszając Sasuke do wbicia głowy w pościel łóżka, byleby się odsunąć jak najdalej od niego. Czyż to nie zabawne z perspektywy osoby trzeciej? Za każdym razem to Itachi się starał, a Sasuke udawał że wcale, a wcale mu się to nie podoba. Stało się to tradycją w ich wspólnym, wolnym od innych domu. Jakby jeszcze się dłużej nad tym zastanowić to poprzednia wigilia wyglądała podobnie...
-Nie udawaj, że ci się to nie podoba.
Wymruczał zmysłowo, przy okazji przygryzając płatek ucha leżącego pod nim chłopaka. Łasic nie wyglądał jakby miał się poddać. Wręcz przeciwnie. Gotowy i odporny na wszelkiego rodzaju obelgi tylko czekał na moment w którym Sasuke się złamie i da mu dokończyć to co zaczął. Jak zawsze.
-Molestowanie ,,malutkich" braci jest karalne, wiesz?
Młodszy rozpoczął tę samą grę, w którą grali przez całe swoje życie. Na czym ona polegała? Na odebraniu drugiemu argumentów do dalszej dyskusji, co jednocześnie oznaczało przegraną. Usta Itachiego niebezpiecznie zawędrowały na wrażliwy puls, zmuszając jego właściciela do nieco głębszego oddechu.
-Pyskowanie starszym jest niegrzeczne.
Wymamrotał drażniąco pomiędzy coraz to żarliwszymi pocałunkami, póki co nieodwzajemnionymi. Tyle że w tej samej chwili w której usta młodszego otwierały się w celu rzucenia jakiejś celnej riposty długowłosy dotarł palcami do jego strategicznego miejsca, co zaraz na swój sposób wykorzystał, masując wybrzuszenie w bokserkach. Cichy, prawie że stłumiony jęk mówił sam za siebie. I oto jak niewiele człowiekowi potrzeba do szczęścia. Cała pyskówka nagle się ulotniła, a zamiast tego szczupłe biodra uniosły się wyżej z aprobatą zachęcając go do przejścia dalej. Tyle że kontynuacji nie było. Zamiast tego ruchy wcześniej służące do pobudzenia nastolatka zaczęły być leniwe i bardziej drażniące.
-Itachi, no.
Westchnął Sasuke z lekko skwaszoną miną. Wiedział już o co braciszkowi chodziło.
-Poproś.
Wyszeptał mu do ucha Itachi, uśmiechając się pod nosem triumfalnie. Uwielbiał gdy ten prosił. Nie było nic lepszego na świecie niż mina, którą posiadał na twarzy wraz z tym momentem. Wszystko poszło zgodnie z planem, podobnie jak i cała reszta, która wydarzyła się potem. A wszystko dzięki odpowiedniej tradycji i zaangażowaniu obu braci by ją odpowiednio... kontynuować.
Naprawdę zazdroszczę talentu. Uważam, że wspaniale piszesz, niektóre zdania to dla mnie takie miniaturowe dzieła sztuki. Przeczytałam już większość opowiadań i nie mogę wyjść z podziwu ;)
OdpowiedzUsuńDziękuuuuję anonimku! *^* Nawet nie masz pojęcia jak wiele te słowa dla mnie znaczą. Jesteś cudny!
Usuń