Menu

Opowiadania

niedziela, 1 maja 2016

Zwiędły żonkile - cz.2

Jedna z dłoni po omacku powędrowała do szafki, szukając na niej zegarka.
3:00
Skrzywił się z widocznym niezadowoleniem i przekręcił na bok, zakrywając głowę poduszką. Nieważne, że Itachi właśnie stał obok, starając się uspokoić płaczące dziecko. Później i tak musiał się z nim użerać, więc równie dobrze mógł mu wszystko wygarnąć gdy już się wyśpi.
-Sasuke do cholery.
Spróbował po raz kolejny, starając się ściągnąć poważną warstwę kołdry z zaspanego ciała.
-Spieprzaj.
Powtórzone setny raz słowo miało taki sam skutek jak i dziewięćdziesiąt dziewięć poprzednich - żaden. Natręt nie zamierzał odpuścić, stopniowo doprowadzając go do furii. Nikt nie był w końcu na tyle głupi by drażnić Uchihę we śnie.
Nikt.
-Pomóż mi. Nie umiem jej uspokoić. Próbowałem już wielu rzeczy, ale nic nie działa.
Kto wie? Może to desperacja w głosie Łasicy sprawiła, że Sasuke z niechęcią wynurzył głowę z pod poduszki, walcząc ze zbyt ostrym światłem. Dla zasady ponownie poważnie zaklął pod nosem i wstał, przejmując z rąk brata płaczącego malucha.
-Dałeś jej mleko?
Zapytał rzeczowo, powłócząc nogami. Sam nie wiedział dokąd idzie. Nie był na tyle rozbudzony aby myśleć o kilku rzeczach naraz. Itachi jak zaczarowany podążył za nim niczym wierny, martwiący się o właściciela pies. Swoją drogą to byłoby całkiem ciekawe doświadczenie... Nie. Stop. Był zły za rozbudzenie w środku nocy i to nie miało się szybko zmienić. Dzieciak nie był jego problemem. W końcu i tak robił dużo, udzielając im schronienia.
Tak to sobie tłumacz Uchiha... 
-Próbowałem.
-Pieluchy?
-Też.
Sasuke wypuścił ze świstem powietrze i zatrzymał się po środku salonu, wpatrując w Grace z namysłem. W pierwszej chwili do głowy wpadł mu pomysł z zadzwonieniem do Hinaty, ale to odpadało. Raz że Hyuuga by go zabiła za późną godzinę, a dwa że teraz był tu Itachi i nie miał ochoty się tłumaczyć. Kobieta nawet nie wiedziała, że ma brata, więc awantura o to z pewnością ciągnęłaby się godzinami.
-Może po prostu tęskni za matką...
Rzucił nagle, ówcześnie nawet tego nie przemyślawszy. Wykrzywił wargi, zdając sobie sprawę jak debilnie brzmiało to w ustach kogoś, kto do takich uczuć nie przywykł. Miał tylko nadzieję, że Itachi tego nie zauważył, albo przynajmniej nie miał zamiaru nic komentować.
-Csiii...
Co by w tej sytuacji zrobiła ich matka? Wziął głęboki wdech, sięgając pamięcią wstecz. Zaczął cicho nucić pod nosem, przypominając sobie melodie, które sam kiedyś słyszał. Fakt, że szło mu to dość opornie ustępował powoli rosnącemu zmęczeniu. I tak jakoś... wyszło. Itachi na nieszczęście przyglądał mu się cały ten czas, z dziwną, nieodgadnioną mimiką twarzy. Kiedy ich wzrok spotykał się chociażby na chwilę, od razu kierował spojrzenie na podłogę, nie mając ochoty na późniejsze ckliwości. Co ważniejsze płacz powoli przeradzał się w szloch, a szloch w niespokojny oddech. Dopiero po piętnastu minutach mógł oddać Grace w ręce Itachiego, w końcu uwalniając je od ciężaru. Łasica usiadł na pościelonej kanapie, wcześniej odkładając ostrożnie dziecko na poduszki. Widać było, ze mu ulżyło i był niejako wdzięczny za pomoc. Szczerze, to właśnie tę chwilę Sasuke powinien wybrać na ,,ucieczkę", ale poczucie niezręczności nie dało mu zrobić kroku. Czekał. Ale na co? Powoli wracało do niego przekonanie, że odbudowuje coś z bratem i tym czymś była między innymi więź, która niegdyś pozwalała im zrozumieć się bez słów. Właśnie dlatego wiedział, że Itachi chce coś powiedzieć.
-Ledwo znałem Annę. Nie planowaliśmy dziecka... Miałem wtedy ciężkie dni. Pain nie dawał nam chwili na żaden rodzaj odpoczynku. Jakby się teraz zastanowić, bardzo potrzebowałem tego psychicznego... Spiłem się, a ona mnie pocieszała. No i stało się. Później nie za bardzo cokolwiek pamiętałem. Rozstaliśmy się tak szybko jak i poznaliśmy. Nie miałem pojęcia, że to wszystko przerodzi się w coś na większą skalę.
Sasuke zamrugał z zaskoczeniem. Od początku łatwo było dostrzec, że temat matki dziecka był poniekąd tabu. Dlaczego więc Łasica zdecydował się mu o tym powiedzieć? Dlaczego teraz? Przymknął powieki, przypominając sobie o irytującym świetle i wyszukał dłońmi ściany, znajdując w niej oparcie. W innym wypadku usnąłby na stojąco, a nie chciał sprawdzać jakie to uczucie. Wolał spać w pewnym, ciepłym łóżku.
-Kochasz to dziecko. To widać. W przeciwnym wypadku nie byłoby jej tutaj. Trudno uwierzyć, że nie jest ze związku. Z miłości.
Skrzywił się, wymawiając ostatnie dwa słowa. Co jak co, ale wypowiadanie się na temat, o którym zawsze miał bardzo niską ocenę nie było jego mocną stroną. Itachiego zaś rozbawiła ta reakcja. Dokładnie tego spodziewał się po Sasuke. Zawsze taki sam. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniały. No... prawie nigdy. Pomijając to, że charakter miał jeszcze wyraźniejszy niż wcześniej to stał się całkiem odpowiedzialny i spokojniejszy, w porównaniu do swoich młodzieńczych lat, gdy buntował się przeciwko całemu światu. Uśmiechnął się do swoich wspomnień, przecierając zaspane powieki. Teraz było prawie tak jak dawniej. Gdy rozumieli się bez krzyków i złości. I choć każdy z nich miał kompletnie inne życie, nie wydawało się aby miało to jakiekolwiek znaczenie.
-Tak. Kocham ją. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Grace, myślałem że to ty... jest do ciebie bardzo podobna. Gdy byłeś mały miałeś takie same oczy i pulchną buźkę. Fakt, nie potrafiłem i nie potrafię zajmować się dziećmi, ale patrzenie na ciebie zawsze było czymś magicznym... no i dziwnym cudem lubiłeś moje towarzystwo, nawet jeśli nie umiałem się tobą odpowiednio zająć.
Przerwał tylko po to by spojrzeć wpierw na dziecko, a następnie na Sasuke. Z niejakim zaskoczeniem dostrzegł delikatne rumieńce na polikach chłopaka, które wskazywały jasno na jedno. Był zawstydzony.
-Daruj sobie...
Burknął Sasuke, odwracając wzrok zmieszany. Chyba po raz pierwszy słyszał o swoim wczesnym dzieciństwie. Nie za bardzo pasowały mu rzeczy, które Itachi wygadywał. No i opowiadał poniekąd o okresie najgorszej słabości.
-Teraz ci się na wspominki kretynie zebrało.
Dodał, prychając jak rozjuszona kotka. Nie przyniosło to jednak zamierzonego efektu. No chyba że można by zaliczyć do tego cichy śmiech Łasica. Ponownie zapadło milczenie, chociaż tym razem już nieco bardziej przyjemne. Wesołe iskierki wkradły się do oczu Itachiego, choć trochę przypominając jego dawną wersję. Wtedy zdecydowanie był człowiekiem mniej zestresowanym i skrzywdzonym przez życie. A przynajmniej takie co do tego miał odczucia Sasuke. I mimo iż nie za bardzo chciał, zaczynał mu wybaczać. Powoli, ale postęp był. Wszystko nie miało znaczenia, ilekroć mógł popatrzeć na wesołość w najczarniejszym z odcieni onyksu. Lecz nigdy by się do tego typu słabości nie przyznał.
-Chyba powinniśmy iść spać.
Zauważył, przypominając sobie o tym, jak cholernie zimno mu było. Gęsia skórka dawno pojawiła się na nieskazitelnie bladej skórze, zdradzając ciekawostki na temat jego stanu osobie trzeciej, którą w tym przypadku był Itachi. Poruszył się niespokojnie i oderwał od ściany, zmierzając w kierunku schodów. Nie obyło się bez potknięcia, które miało doprowadzić do upadku, gdyby nie czyjeś silne ręce. Na chwilę wstrzymał oddech, z opóźnieniem zdając sobie sprawę z niedawnej ewentualności bliskiego spotkania z podłogą.
-Dzięki.
Mruknął pod nosem ledwo słyszalnie i jak najszybciej wyswobodził się z ciepłego uścisku brata. Niepotrzebnie robiąc to na siłę zahaczył o dywan i po raz kolejny zleciał, łapiąc się Itachiego. Tym samym pociągnął go za sobą, zaciskając powieki w obawie przed zderzeniem. I oczywiście spotkanie z podłogą nastąpiło. Jakby tego było mało Itachi zaraz wylądował na nim, przyciskając go do podłogi. Pierwszy szok mijał, ból w krzyżu też już nie wydawał się aż taki dotkliwy. Nie mniej jednak spojrzenie było zbyt natarczywe. Zmarszczył brwi, starając się choć trochę zniwelować jego działanie i walczył ze sobą, aby nie odwrócić głowy w bok. Byłoby to jednoznaczne z porażką, na którą nie mógł sobie pozwolić.
-Zejdziesz?
Sam nie wiedział dlaczego nie użył najczęściej przez siebie używanej, rozkazującej formy. Pyk. Stało się, jakkolwiek by tego nie żałował. Ciekawiło go to, czy w taki sposób Itachi posłucha. To było dziwne, ale podświadomie doszukiwał się jakiejś stanowczości z jego strony, która niegdyś bywała nieodstępna, gdy faktycznie czegoś chciał. Po pierwszych wrażeniach z tymczasowego mieszkania z nim, mógł stwierdzić to i owo, co mimo wszystko nadal było zbyt małym bankiem informacji, aby mógł z niego w pełni korzystać. A jako policjant lubił mieć wszystkie karty i asy pod ręką. Itachi na szczęście posłuchał i choć dość leniwie, to odsunął się na pewną odległość, dając mu tym samym szczyptę swobody. Szanował, że jednak nie zmusił go do gorszych metod. I w sumie w taki sposób mógłby się z nim nawet dogadać. Wstał dość ostrożnie, przeczuwając nadchodzące efekty upadku i jak to u glin bywa, nie pomylił się aż nadto. Wyczuwał pulsowanie na plecach, co dobrze nie wróżyło... będą siniaki. Westchnął ciężko, nie mogąc się przed tym pohamować i wyciągnął dłoń do lekko zaskoczonego brata, pomagając mu wstać. Objawy niewyspania robiły swoje, zmiękczając jego chamskie serduszko. Na krótką chwilę, bo po tym co zrobił już go nie było. I gdy znów miał nadzieję zatopić się w kołdrze, by zamknąć powieki i pozwolić pochłonąć się błogiej nieświadomości coś po raz kolejny musiało mu przeszkodzić. Irytujące wibrowanie na szafce, upewniło go w przekonaniu, że to urządzenie, którego wolałby w tej chwili nie posiadać. Nawet jeśli dzwonił ktoś, kogo przez ostatnie dni przed pojawieniem się Itachiego wyczekiwał najbardziej.
-Co jest?
Rzucił tuż po przyciśnięciu zielonego guzika i przystawił telefon do ucha, wyłapując poszczególne emocje w głosie przełożonego. Próba była o tyle nieudana, że bynajmniej coś znalazł.
-Oglądałeś wczorajsze wiadomości? Mamy niezły kłopot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz