Sasuke zacisnął zęby z irytacji, ale nie odpyskował nawet słowem. Na wymuszone, zimne uprzejmości odpowiadał w ten sam sposób, jednak według siebie, dając zdecydowanie bardziej inteligentne odpowiedzi.
-Jesteś bardzo podobny do swojego brata. Niech tak zostanie, a daleko zajdziesz. -Uśmiechnął się kątem ust, naliczając kolejne nawiązanie do Itachiego. Ale to nic. Już dawno przywykł. Z trudem powstrzymał chęć aby strzepnąć oślizgłą dłoń jakiejś krewnej, która poklepała go z wyuczoną życzliwością po ramieniu. W rodzinie Uchiha nie było czegoś takiego jak szczere intencje. Tylko interesy i utrzymanie dobrego imienia. Zwłaszcza dzisiaj, w jedynym dniu gdy wszyscy zbierali się w tym samym miejscu. Dom Fugaku i Mikoto pękał w szwach od nadmiaru czystej, czarodziejskiej krwi. Kątem oka wyłapał matkę w długiej, ciemnozielonej sukni, która właśnie omawiała z kimś gobelin z drzewem genealogicznym. Był praktycznie idealny. Po za dwoma lub trzema wypalonymi dziurami - bez skazy. Wśród Uchihów rzadko zdarzało się, aby ktoś splamił dobre imię i został wydziedziczony. Właśnie dlatego cieszyli się opinią najciemniejszej i najczystszej rodziny jaką posiadała Anglia.
-Twoja mina mówi sama za siebie. -Odezwał się przyciszonym głosem Itachi, postępując krok na przód, aby stać tuż obok niego.
-Nie przepadam za balem Halloweenowym. -Stwierdził obojętnie, żałując, że nie może przeznaczyć tego czasu na bardziej produktywne rzeczy niż udawanie drugiego w kolejce, idealnego syna głowy rodziny. W tej samej chwili mógłby już opanować zaklęcie, czy dwa. Wykrzywił ledwo widocznie wargi, ale zaraz nałożył na twarz maskę. Ci ludzie byli w stanie wykorzystać nawet twoją minę przeciwko tobie.
-Wytrzymaj jeszcze trochę. -Odparł Itachi, wymijając go i znikając gdzieś w tłumie, przywołany przez władczą dłoń ojca. Nie zdołał więc niczego odpowiedzieć. Musiał jedynie przystać na te warunki.
-Tak, ciotko. Dyrektorem jest nadal Albus Dumbledore. Nie, nie uprzykrza życia ślizgonom. -Odpowiadał machinalnie z wyuczoną rozwagą i spokojem. Zapowiadała się długa noc.
***
Przymknął powieki, pozwalając aby ciepła krew spłynęła mu po nadgarstku, kończąc swoją wędrówkę w głębokiej misie. Obserwował leniwie jak brat tym samym ruchem nacina własną skórę, pozwalając aby czerwona posoka zmieszała się w naczyniu z jego własną krwią.
-Nadal jeszcze możesz się wycofać. -Niemalże szepnął przytłumionym głosem Itachi, w końcu unosząc na niego spojrzenie. Teraz wydawało mu się kompletnie inne niż na balu. Roziskrzone, pełne skumulowanej żądzy i pragnienia.
-Każesz mi się powtarzać? -Zapytał młodszy, unosząc brew ku górze. W odpowiedzi dostał jedynie szczery uśmiech. Ta autentyczność występowała tylko pomiędzy nimi, w ściśle określonych warunkach. Wszystko musiało dziać się na osobności. W końcu obaj należeli do Slytherinu. Żaden z nich nie chciał, aby drugi został wykorzystany jako pionek polityczny przeciwko drugiemu. Wielokrotnie miał dość tego, że musi się ukrywać, ale nigdy nie robił z tego problemu. Wiedział, że kiedyś to się skończy. W końcu wyniosą się po za Anglię, dodając do majestatycznego gobelinu matki dwie kolejne, czarne dziury i głęboką skazę dla imienia rodziny. Możliwe, że ktoś zechce ich za to zamordować. Niewykluczone. Nie było jednak sensu dalej żyć w takim przymusie udawania kogoś, kim się nie jest. Dzisiaj odcinali sobie drogę odwrotu.
-Sasuke? -Zagadnął Itachi, widząc, że ten zaczyna pogrążać się w niepotrzebnych myślach. Już dawno postanowili. Nie było co się nad tym zbędnie zastanawiać. Skinął głową w odpowiedzi, unosząc misę i potrząsając ją kilkukrotnie okrężnymi ruchami, aby substancja lepiej się wymieszała. Krew zaskrzeczała złowrogo, po czym zmieniła barwę, na praktycznie smoliście czarną. Powoli przechylił przedmiot, pozwalając sobie na wypicie większości. Zaraz potem pociągnął brata za ciemną szatę, wpijając mu się w usta. Itachi przełknął, pozwalając by krew zapiekła przełyk, ale nie oderwał się od Sasuke nawet na chwilę. Popchnął go do tyłu, zmuszając do położenia się i usiadł okrakiem na kościstych biodrach. Potrzebował przerwy tylko na nabranie odrobiny powietrza. Ten też moment wybrali na spojrzenie sobie w oczy, które gdzieś z tyłu pokazywały ślad tego, co niedawno zrobili.
Magia krwi.
Nierozerwalna i nieodwołalna.
Nazywana także przez wielu po prostu ślubem krwi.
Magia, która nie była ani czarna, ani biała.
Itachi przetarł blady policzek młodszego, podpierając się ręką tuż obok jego głowy.
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Albo nawet i dłużej.
Możecie uznać to za coś w rodzaju krótkiego, Halloweenowego dodatku. Kiedyś myślałam, żeby zrobić całe opowiadanie z Uchiha w świecie Harrego Pottera, ale ostatecznie porzuciłam projekt. Połączenie dwóch dobrych rzeczy w jednym. Co o tym sądzicie?
Nie lubię uniwersum słynnego Pottera od dziecka. Nigdy jakoś mnie do siebie nie przekonało, a wręcz ten wszechobecny zachwyt mnie odrzuca po dziś dzień. Postanowiłam się jednak przemóc i przeczytać, ciesząc, że nie ma tu dużo związanego z tym. Krótkie to było, więc nie bardzo mam pole do popisu. Powiem tylko, że dla końcowej sceny było warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńDziękuję mimo wszystko za ślad.
Usuń