wtorek, 29 września 2015

,,The on­ly way to get rid of a tem­pta­tion is to yield to it." Cz.4 - Ostatnia.

Najbardziej bolała go głowa, po tym niefortunnym uderzeniu. Ale to nie wszystko. Szarpnął się, zaciskając palce, gdy nadgarstki zostały mu unieruchomione za plecami i zadrżał, czując jak ktoś siada mu na biodrach. W taki sposób nie miał żadnej szansy na ucieczkę, a mimo to starał się wydostać z niepożądanego uścisku. Jak zwierze w pułapce. Ewidentnie natrafił na bandę naćpanych napaleńców, którzy nie wiedzieli co ze sobą zrobić, a w głowie było im tylko zerżnięcie pierwszej lepszej przybłędy. Pomimo pulsującego bólu myślał i szukał jakiejkolwiek luki. Rozpaczliwie rozglądał się, w poszukiwaniu pomocy. W końcu nie znajdując żadnej racjonalnej drogi ucieczki po prostu zaczął krzyczeć, wołając na pomoc. Nie miał innego wyboru. Musiał przemóc rodzinną dumę. Wielka dłoń osiłka z jednego nadgarstka przeniosła się na usta, uniemożliwiając nawet wołania. Ale on skorzystał z tego ochoczo, gryząc obrzydliwą rękę najmocniej jak potrafił. Podziałało. Wykrzykując coś w stylu ,,Ugryzł mnie jebaniec!" dał mu szansę na wyswobodzenie się. Od tej chwili działając pod wpływem instynktu ponownie się szarpnął, przekręcając na plecy. Tyle wystarczyło. Spróbował również uwolnić nogę z pod grubego cielska. Zaraz znalazła się ona na kroczu napastnika, naznaczając je mocnym kopnięciem. Kiedy mężczyzna zaczął zginać się z bólu nie patrzył za siebie. Zerwał się na równe nogi i zataczając na boki zaczął uciekać. Rozpaczliwie łapał powietrze, walcząc o każdy kolejny krok. Otarł wargę, z której ciurkiem leciała krew. Nie spostrzegł wcześniej, że krwawi w tym miejscu. Choć pewnie obrażeń ciała posiadał o wiele, wiele więcej. Skąd wiedział? Czuł. Nie miał czasu. Był przerażony. Adrenalina krążyła mu w żyłach i kiedy słyszał za sobą krzyki mężczyzn, instynktownie przyśpieszał, mimo iż już nie miał już żadnych sił. Nie dbał nawet o to w jakim kierunku biegnie, co mogło doprowadzić do tego, że jeszcze bardziej się zagubi. Ale nie chciał skończyć jako zgwałcony nastolatek. Syknął, potykając się o kamień i zacisnął powieki, będąc pewnym zbliżającego się upadku, który jednak nie nastąpił. Zdołał poczuć jedynie ramiona obejmujące go mocno, aby nie znalazł się na twardym betonie. Przerażony natychmiastowo zerknął ku górze, starając się ocenić zagrożenie.
-I-Itachi? -Zająknął się drżącym i lekko zachrypniętym głosem. Tak. Nie było mowy o pomyłce. W świetle nocnej latarni ulicznej, mógł bardzo dobrze dostrzec skupioną twarz swojego brata. Wszystkie wcześniejsze wyrzuty w jego kierunku zostały zastąpione nieopisaną ulgą. I dopiero w tej chwili zdał sobie tak na prawdę sprawę, jak bardzo go potrzebuje. Jakim dzieckiem nadal jest i jak wiele mu brakuje do bycia idealnym. Takim jak on. Zajęczał z bólu i upokorzenia. Nadal pozostawał szczylem. Dzieckiem, które za bliskość ukochanej osoby odda wszystko. Uczucia z dzieciństwa powróciły. On, starający się ogarnąć i nie latać za Łasicem. Nie przeszkadzać mu w codziennej pracy, co ostatecznie doprowadziło do tego, że nie byli ze sobą tak zżyci jak kiedyś. Wczepił się w pachnącą koszulkę starszego. On o nic nie pytał. Niczego nie chciał wiedzieć. Dopiero teraz patrzył na niego z zatroskaniem i zmartwieniem w oczach. Sasuke to widział i doceniał. Nawet sytuacja z tą kobietą nie wydawała się teraz taka rozpaczliwa. Zła. W końcu teraz był pewien, że otrzyma wyjaśnienie. No i widocznie udało mu się uciec gwałcicielom. Zamrugał, odczuwając jak powieki nieprzyjemnie mu ciążą. Do tego nawet kac nie był tak mocny jak ten stan. Nie było co porównywać. Senność doprowadziła do tego, że nawet nie zauważył chwili kiedy wrócili do domu. Dopiero gdy przez zamroczenie dotarło do niego szczypanie ran zasyczał i otworzył oczy, wpatrując się w mężczyznę, właśnie bandażującego zranioną dłoń.  
-Sasuke... -Drgnął usłyszawszy swoje imię, nie wiedząc co też ten mógłby od niego chcieć w tej chwili. Nie miał siły nic tłumaczyć, co pokazał swoim zmęczonym wzrokiem. -To zdarzenie w domu... ona, no wiesz. -Westchnął ciężko, wyraźnie nie mogąc uformować wypowiedzi. Co jak na Itachiego było czymś niespotykanym. Nawet bardzo. Dlatego postanowił się skupić i posłuchać. -Nie chciałem żeby tak wyszło. To droga klientka i powinienem był być dla niej miły, ale jak widziałeś chyba nie chodziło jedynie o biznes. -W głowie młodszego Uchihy zapalił się dzwonek alarmowy. Pomimo zmęczenia zaczął układać fakty, a jego brwi z każdą chwilą wędrowały coraz wyżej ku górze. Że niby on tego nie chciał, tylko ta kobieta zaczęła go rozbierać? Niezłe wytłumaczenie. Znane przez wszystkich prychnięcie wypełzło mu z ust jak na zawołanie. Starał się przemóc przed zaśnięciem, obserwując twarz wybawiciela. Gdyby tylko teraz spojrzał w lustro. Heh. Pewnie to co by ujrzał byłoby o wiele gorsze niż sobie wyobrażał. A mimo wszystko teraz starszy brat obdarzał go opieką, której tak pragnął od samego początku. Tylko takie uczucia chciał mu przekazać. Nic więcej. Nie mógłby go zmuszać do miłości. Złej. Kazirodczej. -Sasuke... przepraszam. Długo nad tym wszystkim myślałem. Popełniłem sporo błędów. Każdy je popełnia. Pozostaje mi tylko liczyć na to, że jeszcze nie jestem w twoich oczach całkowicie skończony. -Po raz kolejny usłyszał swoje imię. Itachi znów przymierzał się do kolejnej części wyjaśnień, ale nie potrzebował więcej. W końcu braterstwo polegało na wzajemnym zaufaniu. Bez tego nie warto było nawet próbować. Właśnie dlatego przerwał wypowiedź uniesieniem poobijanej ręki. Uciszył go. W końcu. Przezwyciężając ból, przemógł blokady ciała i pochylając się nad Łasiczką  naznaczył jego usta delikatnym pocałunkiem. Dobre byłoby tu porównanie do muśnięcia skrzydłami motyla. Odsunąwszy się na miejsce, dostrzegł delikatne plamy krwi pozostawione przez niego na przesłodkich wargach. Niezrozumiały wzrok mówił sam za siebie. Uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Jedyny sposób, aby uwolnić się od pokusy,  to jej ulec. -Te słowa wpadły mu do głowy tak nagle, że nim ogarnął o czym są, już je wypowiedział. -Och, po prostu mnie pocałuj. -Wywrócił oczami, ułatwiając zrozumienie. Zaśmiał się w myślach. I pomyśleć, że poprosił o coś żywcem z romansów. A on nienawidził romansów. Wypadało liczyć tylko na to, że nakaz zostanie spełniony, a pokusa nareszcie zaspokojona.

4 komentarze:

  1. fajne....
    będzie jeszcze jedna cześć, czy to była ostatnia?
    Z tego co zrozumiałam, to był koniec. W takim przypadku stwierdzam, że jesteś okrutna dla czytelników. Sugerujesz zakończenie, na które inni liczą, ale nie potwierdzasz, że na pewno takie będzie. To jest zajebiste i irytujące jednocześnie. Podoba mi się, ale czuję niedosyt. Nie wiem czy Ci pogratulować, czy też skopać dupę i zagonić do pisania jeszcze jednej części.

    Przesyłam ci masę weny, abyś znalazła natchnienie na pisanie opowiadania Burdel. Nie ukrywam, że ciekawi mnie dalszy rozwój wydarzeń w nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ta część była tą ostatnią. To one-shot, a więc zależało mi na napisaniu treści w tylko kilku częściach. Co do mojej okrutności. To, że napisałaś iż czujesz niedosyt bardzo mnie cieszy, albowiem właśnie taki efekt chciałam osiągnąć. I chyba mi się udało. W opowiadaniach chodzi o to, aby czytelnik z niecierpliwością czekał na coś, co będzie potem. Nie jestem wybitnie w tym dobra, więc cieszę się, że tak mi wyszło. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Jest to najlepszy one-shot z paringiem itasasu jaki kiedykolwiek czytałam. Muszę się przyznać, że czytałam go już kilkukrotnie i na pewno wrócę do niego jeszcze nie jeden raz. Oby więcej było takich małych arcydzieł. Życzę powodzenia i weny w uszczęśliwianiu innych swoim talentem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa, to zawsze niesamowicie pomaga w brakach weny.

      Usuń